Nareszcie
koniec matury. Ostatnie egzaminy muszą skończyć się dzisiaj, tak
zarządziła CKE. I chociaż ja mam wolne już od poniedziałku od
godziny 10:30, to dopiero dzisiaj tak naprawdę dotarło do mnie, co
to znaczy nie musieć nigdzie biec. Dlatego dzisiaj nie wstaję.
Jutro też nie.
Nasłuchałam
się, jak to matura wysysa z człowieka wszystkie siły i pozostawia
go pomarszczonego jak suszona śliwka. Nie spodziewałam się, że to
powiem, ale... cóż, to prawda. Szczególnie, że mimo stworzonego
przeze mnie superhiperrealnego planu nauki, zgodnie z którym miałam
się na spokojnie wyrobić już na tydzień przed rozpoczęciem tego
całego maratonu, oczywiście uczyłam się w wieczór przed danym
egzaminem. Przecież to typowe dla mnie i na pewno nie tylko dla
mnie. Przyznajcie się, kto uczy się na ostatnią chwilę? A dla
poparcia tej tezy o wysysaniu sił z człowieka, oto ja. To był
czwartek, matur dzień czwarty, około godziny 15:00, kiedy to
starałam się zapamiętać, czym różnią się ustroje największych
państw świata, bo następnego dnia był WOS.
Nie
próbujcie tego w domu. Poza domem też zresztą nie. Ale tak, to
idealny dowód na to, że matura to największe zło świata. Przez
nią kilkugodzinne drzemki w ciągu dnia stały się dla mnie czymś
całkowicie normalnym, chociaż wcześniej za nic nie umiałam zasnąć
w dzień.
Nie
myślcie sobie jednak, przyszli maturzyści, że tak będzie i z
wami. Ja miałam to nieszczęście, że stres złapał mnie dopiero
na kilka minut przed dwoma egzaminami: polskim podstawowym, bo to
pierwszy egzamin, i ustnym polskim, bo miałam dość długą przerwę
między nim a pozostałymi, przez co czułam się też jak na
pierwszym egzaminie. Ale większość moich znajomych deklarowała
stres permanentny, dzięki któremu senność im nie groziła.
Wynagrodzeniem
za te kilka(naście) dni trudu są cztery (słownie: CZTERY) miesiące
wakacji. Czy raczej: cztery (słownie: CZTERY) miesiące bez szkoły.
Można spać do późna (przynajmniej od czasu do czasu), spotykać
się ze znajomymi o tak abstrakcyjnych porach jak 11:00 w środku
tygodnia, kiedy gimbaza siedzi sobie na lekcjach w szkole, a
studenciaki biegają z jednej biblioteki do drugiej, bo sesja.
Dlatego dzisiaj nie wstaję. Jutro też nie. Ale pojutrze to
już muszę – zapisałam się w końcu na kurs prawa jazdy. Lepiej
zostańcie w domach, jeżeli mieszkacie w Warszawie.