Info:
Autor:
Beata Gołembiowska
Tytuł:
Malowanki na szkle
Wydawnictwo:
COMM
Rok
wydania: 2014
Liczba
stron: 304
Ciekawe,
ile osób z Was miało problem z przebrnięciem przez gwarę w Weselu
Wyspiańskiego czy Chłopach
Reymonta. Niezrozumiałe słowa pewnie dla niewielu miały urok,
chociaż ci, którzy spotkali się z kulturą polskiego Podhala,
poddali się jej pięknu. Malowanki
na szkle
to pierwsza powieść z elementami gwarowymi, jaką przeczytałam od
początku do końca.
Poniżana przez matkę, bez własnego życia, zakochana w Podhalu.
Taka właśnie jest Jola, zagorzała miłośniczka pająków i
biologii. Gdzieś w głębi siebie życzy swojej rodzicielce śmierci,
ale nie chce się do tego przyznać. Kiedy Jędrek jej się
oświadcza, jest przekonana, że od tego momentu wszystko będzie
idealnie. Jednak demony przeszłości i niewypowiedziane myśli
skutecznie blokują jej dostęp do wymarzonego życia.
Z
reguły staram się trzymać z dala od obyczajówek, chyba, że ich
autorką jest pani Lingas-Łoniewska. Dawno już przeszło mi
uwielbienie, jakim darzyłam powieści opowiadające o normalnym
życiu i tragediach ludzkich. Dlatego nie do końca potrafię
wyjaśnić, co skłoniło mnie do tego, bym zdecydowała się poznać
kolejny przykład twórczości pani Beaty Gołembiowskiej, która
jakiś czas temu uczestniczyła w akcji Sobotnie gadanie w Ostatnim rozdziale.
Jakoś tak wyszło, głupio było odmówić, ale mimo wszystko nie
żałuję. Łyknęłam tę opowieść jak czasami najlepsze kłamstwa
– z pełnym zaufaniem i zadowoleniem.
„Literatura
to taka dziurka od klucza...”
- tak powiedziała w wywiadzie ze mną i moimi koleżankami pisarka
Ewa Nowak (pochwalę się, a co!) i są to nadal moje ulubione słowa,
ponieważ idealnie oddają istotę powieści obyczajowych. Pozwalają
one pokazać czyjeś życie bez wiedzy tego kogoś i obawy, że nas
przyłapie na podglądaniu. Również w tym wypadku słowa te mają
zastosowanie – książka ukazuje, że nie wszystko w życiu
wychodzi, nawet, jeśli powodem działań jest ogromna miłość i
zaufanie. To idealny dowód, że o każdy szczegół trzeba dbać, bo
na pewno znajdzie się ktoś, kto o to samo zadba lepiej, a nie
zawsze chcielibyśmy tę rzecz stracić.
Pani
Gołembiowska w Malowankach
na szkle
splotła ze sobą losy wielu bohaterów, jednak na pierwszy plan
zdecydowanie wysuwają się dwa wątki. Związek Joli i Jędrka oraz
historia życia Heli, czyli Jędrka matki oraz teściowej Joli. Oba
te aspekty mają w sobie tajemnice i są w pewien sposób
dramatyczne. Dopiero z perspektywy czasu widać dokładnie, co
należało zmienić. Czarno na białym pokazane jest, że długo
skrywane sekrety w końcu zaczynają rozsadzać gardło i serce, a od
demonów przeszłości nie łatwo się uwolnić. Ale z drugiej strony
historia pani Gołembiowskiej to idealny dowód na to, że wszystko
można naprawić, jeżeli naprawdę się tego chce.
Tym, co mnie jako Warszawiankę od urodzenia, urzekło, była z
pewnością gwara góralska. Moje dotychczasowe spotkania z nią
ograniczały się jedynie do lekcji polskiego, gdyż o wiele bardziej
wolę morze niż góry i południa Polski nie odwiedzam zbyt często
(wyjątek – ostatnia sobota, bo pojawiłam się na targach książki
w Krakowie). Ta prosta mowa, akcent położony na pierwszą sylabę
słowa oraz wyrażenia, które z perspektywy zwykłego mieszczucha są
wręcz śmieszne, skradły moje serce. Kulturą w sensie artystycznym
zainteresowałam się znacznie mniej, chociaż, razem z gwarą,
stanowiła ważny element całej historii. Na niej opierała się
symbolika działań i emocji.
Podsumowując:
Malowanki
na szkle
nie są oczywiście jakimś niesamowicie wybitnym dziełem, ale
sprawiają, że człowiek zaczyna myśleć o tym, co robi. Zmuszają
do refleksji, a nawet, jeżeli nie wywrą na czytelniku tej potrzeby,
na pewno zostaną w pamięci jako przyjemna obyczajówka. Bo w końcu
o wiele przyjemniej czyta się o cudzych problemach, niż rozwiązuje
własne.
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Autorce.