Okładka znajduje się tu dzięki uprzejmości Wydawnictwa. |
Girl Online jest już offline xxx
Girl Online
Zoe Sugg
(Insignis, 2015)
PREMIERA: 8.04.2015
Tak bardzo dużo czasu minęło odkąd ostatni raz miałam w ręku
zwyczajną obyczajówkę bez żadnych paranormalnych bohaterów
męskich, bez dziwacznych efektów i bez postapokaliptycznych wizji.
Pewnie nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo
pesymistyczne to są obrazy w porównaniu z naszą codziennością.
Ale żeby to docenić, trzeba wpaść w jakąś historię dla
nastolatków bez chorób, cierpienia fizycznego i śmierci w
znaczeniu dosłownym.
Penny to dziewczyna, jakich mnóstwo. Ma ogromną skłonność, a
może nawet predyspozycje, do robienia z siebie pośmiewiska niemal
przy każdej nadarzającej się okazji, a do niemal gotowego obrazka
Międzynarodowej Mistrzyni Kompromitacji, którą przeklął Bóg
Żenujących Zdarzeń dołączają się jeszcze ataki paniki, które
zupełnie ją paraliżują. Jednak oprócz tych zwyczajnych cech
nastolatki, Pen ma sekret: prowadzi anonimowego bloga zyskującego
coraz większe grono czytelników. Niestety w końcu to, że blog
Girl Online jest jedynym miejscem, gdzie bohaterka jest w pełni
szczera, zostanie wykorzystane w przepisie na katastrofę o niemal
międzynarodowej skali.
Wiadomo,
nie jest to literatura wysokich lotów – żadna obyczajówka dla
młodzieży nie należy do tego gatunku. Ale co stoi na przeszkodzie,
by od czasu do czasu zagłębić się w lekturze, która nie ma za
zadanie zmienić świata? Tym bardziej, że Girl
Online
zawiera bardzo ważny przekaz, o który ciężko w dzisiejszym
świecie zdominowanym przez portale społecznościowe i ogólnie
internet – uczy, że nie należy wierzyć ślepo we wszystko, co
można tam znaleźć. Bo słowa napisane, a potem wyrwane z
pierwotnego kontekstu i wciśnięte w nowy potrafią całkiem
zrujnować komuś życie. W jednym momencie jednak Penny słyszy od
swojego przyjaciela niezwykle istotne słowa: Myślisz,
że światem online rządzi fałsz, ale jest w nim też prawda
(str. 354). Chyba je sobie wyryję na ścianie, bo naprawdę warto o
tym pamiętać.
W tej powieści, która z pozoru nie wnosi nic do życia czytelnika,
idealnie widać też rolę narracji pierwszoosobowej i jej możliwości
w zakresie manipulowania odbiorcą. Dzięki niezwykle swobodnemu
sposobie opisywania wydarzeń wraz z często humorystycznym lub
ironicznym komentarzem Pen, chyba nie da się nie utożsamić z
bohaterką. Jeśli śledzicie mnie na Twitterze lub Facebooku,
doskonale wiecie o tym, że odczuwałam cały wstyd, radość, ból
razem z Girl Online, co przyniosło mi z jednej strony pewien
dyskomfort, ale z drugiej sprawiło, że po zakończeniu książki
miałam okulary przesłonięte różową błoną. Uwierzcie, tak o
wiele prościej robi się pracę semestralną z geografii.
Tym,
co może w przyszłości nieco negatywnie wpłynąć na odbiór tej
historii, jest częste używanie slangu charakterystycznego dla
obecnych lat, a z doświadczenia wiem, że książki pisane nawet
dziesięć lat temu i wykorzystujące ówczesny slang, nie są
traktowane na poważnie i zamiast uśmiechu wywołują jedynie
irytację. Z drugiej strony jednak doskonale rozumiem, że w Girl
Online
tworzy to klimat i jest po prostu niezbędne. W końcu bohaterką
jest piętnastolatka, więc byłoby co najmniej dziwne, gdyby nagle
zaczęła mówić jak dorosła kobieta z doktoratem.
Jeżeli
chodzi natomiast o samą fabułę – nie mogę o niej zbyt dużo
powiedzieć, chociaż na pewno bym chciała. Boję się jednak, że
zbyt wiele zdradzę. Sama bardzo nie lubię spoilerów, ale w sumie
chyba nie stanie się nic strasznego, jeżeli wspomnę, że z
początku sądziłam, że będzie to coś
w stylu Czytaj
i płacz,
filmu wytwórni Disney, który swego czasu leciał na Disney Channel.
Tam dziewczyna przez pomyłkę zamiast referatu wysyła nauczycielce
swój pamiętnik, w którym stworzyła równoległą rzeczywistość
i opisała wszystkich w szkole, tylko zmieniając ich imiona.
Później oczywiście zostaje on wydany i staje się bestsellerem, aż
w końcu dziewczyna zostaje zdemaskowana i ma przez to spore
problemy. Ale na szczęście Girl Online nie prowadzi na blogu
swojego pamiętnika, chwała jej za to. Dlatego powieść Zoelli jest
lepsza niż tamten film.
Trochę się rozpisałam, ale warto było poświęcić tyle słów na
przybliżenie Wam tej książki. Bo choć w rankingu najbardziej
wartościowych powieści raczej się nie znajdzie, uważam że to
genialne odświeżenie i odwrócenie uwagi od postapokaliptycznych
wizji z krwią i trupami. Znaczy, ja wiem, że to ogólnie jest
ciekawsze, ale tak jak czasem trzeba wynurzyć głowę z basenu i
zaczerpnąć powietrza, tak od czasu do czasu należy sięgnąć po
zwykłą obyczajówkę. I dopiero wtedy zanurzyć się z powrotem. A
premiera drugiej części podobno już w wakacje!
Właściwie to wzdycham za każdym razem, kiedy patrzę w lustro. To taki odruch. Spojrzenie w lustro – westchnienie. Spojrzenie w lustro – westchnienie.
(str. 24)
Tekst, który właśnie być może przeczytaliście w całości nie
powstałby, gdyby nie Wydawnictwo Insignis.