czwartek, 19 marca 2015

142. PRZEDPREMIEROWO: "Girl Online" Zoe Sugg

Okładka znajduje się tu dzięki uprzejmości
Wydawnictwa.



Girl Online jest już offline xxx

Girl Online Zoe Sugg
(Insignis, 2015)
PREMIERA: 8.04.2015

Tak bardzo dużo czasu minęło odkąd ostatni raz miałam w ręku zwyczajną obyczajówkę bez żadnych paranormalnych bohaterów męskich, bez dziwacznych efektów i bez postapokaliptycznych wizji. Pewnie nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo pesymistyczne to są obrazy w porównaniu z naszą codziennością. Ale żeby to docenić, trzeba wpaść w jakąś historię dla nastolatków bez chorób, cierpienia fizycznego i śmierci w znaczeniu dosłownym.


Penny to dziewczyna, jakich mnóstwo. Ma ogromną skłonność, a może nawet predyspozycje, do robienia z siebie pośmiewiska niemal przy każdej nadarzającej się okazji, a do niemal gotowego obrazka Międzynarodowej Mistrzyni Kompromitacji, którą przeklął Bóg Żenujących Zdarzeń dołączają się jeszcze ataki paniki, które zupełnie ją paraliżują. Jednak oprócz tych zwyczajnych cech nastolatki, Pen ma sekret: prowadzi anonimowego bloga zyskującego coraz większe grono czytelników. Niestety w końcu to, że blog Girl Online jest jedynym miejscem, gdzie bohaterka jest w pełni szczera, zostanie wykorzystane w przepisie na katastrofę o niemal międzynarodowej skali.

Wiadomo, nie jest to literatura wysokich lotów – żadna obyczajówka dla młodzieży nie należy do tego gatunku. Ale co stoi na przeszkodzie, by od czasu do czasu zagłębić się w lekturze, która nie ma za zadanie zmienić świata? Tym bardziej, że Girl Online zawiera bardzo ważny przekaz, o który ciężko w dzisiejszym świecie zdominowanym przez portale społecznościowe i ogólnie internet – uczy, że nie należy wierzyć ślepo we wszystko, co można tam znaleźć. Bo słowa napisane, a potem wyrwane z pierwotnego kontekstu i wciśnięte w nowy potrafią całkiem zrujnować komuś życie. W jednym momencie jednak Penny słyszy od swojego przyjaciela niezwykle istotne słowa: Myślisz, że światem online rządzi fałsz, ale jest w nim też prawda (str. 354). Chyba je sobie wyryję na ścianie, bo naprawdę warto o tym pamiętać.

W tej powieści, która z pozoru nie wnosi nic do życia czytelnika, idealnie widać też rolę narracji pierwszoosobowej i jej możliwości w zakresie manipulowania odbiorcą. Dzięki niezwykle swobodnemu sposobie opisywania wydarzeń wraz z często humorystycznym lub ironicznym komentarzem Pen, chyba nie da się nie utożsamić z bohaterką. Jeśli śledzicie mnie na Twitterze lub Facebooku, doskonale wiecie o tym, że odczuwałam cały wstyd, radość, ból razem z Girl Online, co przyniosło mi z jednej strony pewien dyskomfort, ale z drugiej sprawiło, że po zakończeniu książki miałam okulary przesłonięte różową błoną. Uwierzcie, tak o wiele prościej robi się pracę semestralną z geografii.

Tym, co może w przyszłości nieco negatywnie wpłynąć na odbiór tej historii, jest częste używanie slangu charakterystycznego dla obecnych lat, a z doświadczenia wiem, że książki pisane nawet dziesięć lat temu i wykorzystujące ówczesny slang, nie są traktowane na poważnie i zamiast uśmiechu wywołują jedynie irytację. Z drugiej strony jednak doskonale rozumiem, że w Girl Online tworzy to klimat i jest po prostu niezbędne. W końcu bohaterką jest piętnastolatka, więc byłoby co najmniej dziwne, gdyby nagle zaczęła mówić jak dorosła kobieta z doktoratem.

Jeżeli chodzi natomiast o samą fabułę – nie mogę o niej zbyt dużo powiedzieć, chociaż na pewno bym chciała. Boję się jednak, że zbyt wiele zdradzę. Sama bardzo nie lubię spoilerów, ale w sumie chyba nie stanie się nic strasznego, jeżeli wspomnę, że z początku sądziłam, że będzie to coś w stylu Czytaj i płacz, filmu wytwórni Disney, który swego czasu leciał na Disney Channel. Tam dziewczyna przez pomyłkę zamiast referatu wysyła nauczycielce swój pamiętnik, w którym stworzyła równoległą rzeczywistość i opisała wszystkich w szkole, tylko zmieniając ich imiona. Później oczywiście zostaje on wydany i staje się bestsellerem, aż w końcu dziewczyna zostaje zdemaskowana i ma przez to spore problemy. Ale na szczęście Girl Online nie prowadzi na blogu swojego pamiętnika, chwała jej za to. Dlatego powieść Zoelli jest lepsza niż tamten film.

Trochę się rozpisałam, ale warto było poświęcić tyle słów na przybliżenie Wam tej książki. Bo choć w rankingu najbardziej wartościowych powieści raczej się nie znajdzie, uważam że to genialne odświeżenie i odwrócenie uwagi od postapokaliptycznych wizji z krwią i trupami. Znaczy, ja wiem, że to ogólnie jest ciekawsze, ale tak jak czasem trzeba wynurzyć głowę z basenu i zaczerpnąć powietrza, tak od czasu do czasu należy sięgnąć po zwykłą obyczajówkę. I dopiero wtedy zanurzyć się z powrotem. A premiera drugiej części podobno już w wakacje!

Właściwie to wzdycham za każdym razem, kiedy patrzę w lustro. To taki odruch. Spojrzenie w lustro – westchnienie. Spojrzenie w lustro – westchnienie.
(str. 24)


Tekst, który właśnie być może przeczytaliście w całości nie powstałby, gdyby nie Wydawnictwo Insignis.