Taką okładkę znajdziecie w sklepie internetowym Wydawnictwa. |
Najważniejsze pytanie
to: ile jesteś w stanie poświęcić.
Dzikie serce Moira
Young
(Egmont, 2014)
tom
1: Krwawy szlak
Uważaj,
ten tekst może ujawnić Ci szczegóły I tomu.
Zatem
stało się, dotarła do mnie kontynuacja Krwawego szlaku, który zrecenzowałam jakoś pod koniec tamtego roku. Przyznam się,
niepewność była, może nawet trochę strachu, ale bez takich
emocji nie ma przecież zabawy. Więc koniec końców nie było tak
źle, jak być mogło.
Pani
Young nadal twardo trzyma się motywu wędrówki i Saby, która cały
czas musi kogoś ratować, ale w praktyce wychodzi tak, że to inni
muszą ratować ją. Bohaterka jest jeszcze mniej stabilna
psychicznie niż w pierwszej części, bo na sumieniu ma swoich
zmarłych znajomych, którzy nijak nie chcą zostawić w spokoju jej
głowy, a na dodatek w tej części do kompanii doszedł jeszcze
Lugh, jej brat. Zrozumiałam, dlaczego nie polubiłam go już w
Krwawym szlaku -
chociaż Saba była zadziwiająco silna, on sprawiał, że dziewczyna
czuła się osaczona, co niszcząco wpływało na to, co trzymało ją
przy jako takim zdrowiu.
Dzikie
serce
niemal dosłownie opływa krwią, tyle ludzi zginęło na kartach tej
powieści. I dziwię się, że dopiero teraz zwróciłam na to uwagę
– autorka stworzyła sytuację niemal bez wyjścia, ponieważ nie
ma dobrej i złej strony. Oczywiście zależy to też od punktu
widzenia, bo Saba, która jest jednocześnie narratorką, przedstawia
to wszystko w raczej jednoznacznej pozycji, jednak choć metody
Wielkiego Pioniera są niezbyt moralne, to sam cel jest jak
najbardziej szczytny. Obie strony zabijają, obie w imię tego, co
wydaje im się słuszne. Mimo wszystko to nadal zabijanie, a cel
wcale nie uświęca środków.
Jest jeszcze jeden element, nad którym należy się pochylić –
bohaterowie. Wspomniałam już o nich, ale nie wystarczy to do
uzyskania pełnego obrazu tej kwestii. Otóż autorka postarała się,
by jej postacie były jak najbardziej realistyczne i prawdziwe, nie
idealizowała ich, a wręcz doprawiała ich wiodące cechy w ten
sposób, że nawet ja, z natury spokojna osoba, ledwo wytrzymywałam
w niektórych momentach. Saba, czyli ta, którą coraz częściej
porównuje się do Katniss Everdeen, miewa załamania psychiczne,
widzi duchy tych, których zabiła albo których uważa, że śmierci
jest winna. Poza tym uparcie dąży do znalezienia Jacka, wiedziona
swoim własnym instynktem. Niestety wiele razy on ją gubi, przez
niego (mowa o instynkcie oczywiście) bardzo rzadko działa
racjonalnie, nie słucha swojego mózgu ani bliskich. Jest
przekonana, że robi dobrze, nawet jeśli widać, że przyniesie to
zgubny rezultat.
Lugh natomiast zmienił się w dumnego, napuszonego, przepraszam za
określenie, bubka, który nie zważa na uczucia swojej siostry, tylko
wmawia jej to, co jemu się wydaje. On nadal sprawia wrażenie, jakby
siedzieli we czwórkę nad Srebrnym Jeziorem i to on zastępował
zwariowanego ojca – wszyscy muszą go słuchać, bo tylko jeden
jedyny Lugh zna prawdę prawd. Obie te postaci dodawały do powieści
realnego charakteru, te tak bardzo ludzkie cechy sprawiały, że
niejednokrotnie chciałam zamknąć książkę, odłożyć ją na
półkę i nigdy więcej nie wracać, bo chyba nikt nie jest w stanie
wytrzymać z takimi bohaterami dłużej niż kilka minut. Ale brnęłam
dalej.
Pani Young stworzyła świat, w którym chyba nikt nie chciałby żyć.
Stworzyła postaci, których chyba nikt by nie polubił. W końcu
stworzyła relacje między nimi tak, by żaden czytelnik nie był w
stanie oderwać się od książki. Plastyczne opisy, które generują
taką dawkę emocji, że człowiek aż kipi od nich nawet wtedy, gdy
już skończy lekturę oraz tyle niewyjaśnionych spraw i niedomówień
działają trochę jak narkotyk – ręce aż się trzęsą od zbyt
długiej przerwy między kolejnymi tomami. Jestem przekonana, że to
jedna z lepszych pozycji wydanych w tamtym roku.
Nie lękaj się, szepce w mojej głowie głos Auriel. Będę tuż obok, będę kroczyć przy tobie w twoich snach. Bo właśnie w naszych snach odnajdujemy siebie. To, kim byliśmy. Kim jesteśmy. Kim możemy się stać. Śpij. Śnij.
(str. 109)
Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Egmont! :)