Totalitaryzm
to według Wikipedii (jak wiadomo, naczelnego źródła wiedzy)
system rządów dążący
do całkowitej władzy nad społeczeństwem za pomocą monopolu
informacyjnego i propagandy, ideologii państwowej, terroru tajnych
służb wobec przeciwników politycznych, akcji monopolowych i
masowej monopartii.
Część z was mogła pomyśleć „o, jest z mat-geo, więc teraz
będzie udawać, że się zna na cyferkach i udowadniać, że dwa
plus dwa to się cztery równa”, ale właściwie trzy lata matmy na
poziomie rozszerzonym utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie uda mi
się z nią zaprzyjaźnić. Różnica charakterów, jak to mówią.
Liczbowy totalitaryzm
Tytuł ten powstał całkowicie przez przypadek, ale bardzo dobrze
oddaje fakt, że nasz świat rządzony jest przez 10 cyfr: 0, 1, 2,
3, 4, 5, 6, 7, 8 i 9 poukładanych w różnych konfiguracjach. Te 10
cyfr można uznać za członków jednej wielkiej monopartii z
wikipediowej definicji. Bo czy nie jest tak, że opisując
jakiekolwiek zjawisko, potrzebujemy twardych danych? Takich, które
da się ustawić w rządku i kazać po kolei wskakiwać w odpowiednie
rubryczki tabelek w Excelu?
Nauczyciele matematyki grzmią, że jest ona kluczem do drzwi nauki
(czy jakoś tak) i niestety mają rację. Nie chodzi tu o same
działania, funkcje i inne logarytmy, a o to, że na każdym innym
przedmiocie posługujemy się 10 cyframi. Na polskim badamy układ
wersów w sonetach, na historii kujemy daty, na WOSie rozpracowujemy
systemy głosowań w sejmie, na geografii wyliczamy skalę, na chemii
układamy wzory, a na biologii rachujemy kości. W każdej dziedzinie
życia, gdziekolwiek by się człowiek nie kręcił, będą go
otaczały cyferki.
Ale to przecież normalne
Fakt, to normalne. To nasza rzeczywistość, już do tego
przywykliśmy. Kiedy kilka dni temu nareszcie skończyłam pracę
semestralną z geografii (temat: Największe katastrofy naturalne),
zauważyłam, że określenie „zginęło mnóstwo ludzi” nie
oddaje ogromu kataklizmu tak, jak robi to zdanie „zginęło 138
tysięcy ludzi”. Liczbę potrafimy sobie mniej lub bardziej
dokładnie zobrazować, a słowa „mnóstwo” nie – to zbyt
względne pojęcie.
To
samo widać w książce Zdążyć
przed Panem Bogiem
Hanny Krall (w końcu to blog książkowy, muszę do literatury
nawiązywać), gdzie czytamy, że:
Ludzie są bardzo przywiązani do powagi faktów historycznych i do chronologii.
Chcemy
móc wszystko powciskać w tabelki, wykresy, statystki, móc
porównywać wojny i katastrofy pod względem liczby ofiar. Nikogo
nie interesuje śmierć najlepszego przyjaciela świadka zdarzenia.
Liczą się tylko liczby – co znaczy jeden nie nasz przyjaciel w
stosunku do 138 tysięcy ofiar. Pojedyncza śmierć nie jest istotna.
Porządek historyczny okazuje się tylko porządkiem umierania.
W takim razie po co nam taki porządek?
Zatrzymajmy się
Nie musimy pędzić z tym prądem. Statystyki odwiedzin bloga, ilość
komentarzy, liczba postów – to wszystko podobno stwarza obraz
tego, co stworzyliśmy. Tego, co autentycznie kochamy (każdy swojego
bloga oczywiście). Jeżeli cyferki nie są odpowiednio duże, nikt
nie zainteresuje się współpracą, nikt nie uzna tekstów za godne
polecenia – bo przecież ten blog wcale nie jest popularny, co ja
tu jeszcze robię?
A może czasem właśnie można zadowolić się określeniem „dzisiaj
jest naprawdę ciepło”, „autobus przyjedzie za chwilę”, „do
tylu razy sztuka, aż ci się uda”... Czy taki świat mógłby
istnieć chociażby przez krótką chwilę? Czy my byśmy umieli tak
funkcjonować? Pousuwać cyferki tam, gdzie nie są konieczne i
zastąpić je abstrakcyjnymi określeniami, które dla każdego
oznaczają coś innego? To może być naprawdę super – odciąć
się od wszechobecnych cyfr i czuć się dzieckiem, dla którego
posiadanie garści monet równa się wielkiemu bogactwu. Choć przez
chwilę. Jak w szkole, gdy masz jeden dzień w tygodniu wolny od
matmy – to jak mieć dzień dziecka co tydzień!
Dzięki, że kliknęliście w ten tekst. Jeśli się wam podobał i
chcecie więcej, koniecznie dajcie znać!