Ja i Salla Simukka (fot. Agnieszka Tatera/GW Foksal) |
W
sumie nawet nie zamierzałam iść na to spotkanie, chociaż
wiedziałam o nim ponad tydzień wcześniej. Uznałam, że na pewno
będzie mnóstwo ludzi i nijak się nie przebiję. Aż tu nagle...
mignęły mi zdjęcia z Białegostoku i od razu wrzuciłam Czerwone
jak krew
do torby, by następnego dnia polecieć po podpis!
Dla tych, którzy być może nie znają tej autorki i jej trylogii,
chociaż jakoś ostatnio pisałam o pierwszej części – to
literatura z pogranicza kryminału, thrillera i sensacji. Bohaterką
jest nastoletnia Lumikki, Finka mieszkająca w niewielkim Tampere,
którą życie nauczyło wykorzystywać wszystkie zmysły, by
przeżyć. To typ outsiderki, która nie interesuje się niczym i
nikim innym. Wychodzi z założenia, że wtykanie nosa w nieswoje
sprawy zawsze kończy się katastrofą. Niestety, pozostałych dwóch
tomów nie znam – ale chętnie poznam!
Autorka podpisująca książkę (fot. Agnieszka Tatera/GW Foksal) |
Pomijam już fakt, że nieco się spóźniłam – chyba tylko ja
mogłam nie zauważyć wielkiego napisu „KSIĘGARNIA MDM” i przez
pół godziny krążyć w obrębie Koszykowej i Pięknej w Warszawie
(księgarnię mijałam chyba z dziesięć razy i gdy w końcu
stwierdziłam, że się w środku zapytam o drogę, okazało się, że
to właśnie tam jest spotkanie). Największą atrakcją obok autorki
był język fiński – mówię Wam, wzbudził ogromne podniecenie na
sali. To trochę jak pomieszanie niemieckiego z francuskim (?), ale
słucha się go znacznie przyjemniej niż wskazywałoby na to
moje porównanie. Na szczęście ambasada Finlandii oddelegowała
panią tłumacz, więc spotkanie było przystępne w odbiorze zarówno
dla nas – Polaków, którzy ani be, ani me po fińsku, oraz dla
Salli – Finki, jak wiadomo.
Ogólnie o samej autorce przed spotkaniem wiedziałam bardzo niewiele, o jej książkach też w sumie nie więcej, bo udało mi
się przeczytać tylko pierwszą część. Ale nie stanowiło to dla
mnie przeszkody. Spotkanie było przeprowadzone bardzo
profesjonalnie, pytania były rzeczowe i ciekawe. Część z
nich padła z widowni, głównie od grupy gimnazjalistów (chyba)
oraz dwóch panów „niezrzeszonych”, jak się później okazało
– ojca i syna. Pytania tych dwóch gości okraszone były ukwieconą
otoczką zbudowaną z porównań, epitetów, dynamicznych gestów
rękami i odpowiednio dobranej intonacji, choć w gruncie rzeczy
dotykały całkiem interesujących kwestii. Niemniej jednak sposób
ich ekspresji wzbudzał ogólne rozbawienie.
Pogląd na widownię. Mnie tam wcale nie ma i wcale nie wyglądam, jakbym chciała kogoś zabić ;) (fot. Agnieszka Tatera/GW Foksal) |
Jako postronny słuchacz dowiedziałam się na przykład, że Salla ma troje ulubionych pisarzy i są to: Jo Nesbø, Tove Jansson oraz Astrid Lindgren. Podobno po premierze jej książki w Hiszpanii przysłali jej egzemplarz autorski i po otwarciu paczki okazało się, że wysłali jej najnowszą książkę Nesbø (mają w tym kraju tego samego wydawcę)! Ogólnie, gdy Salla odpowiadała na pytania, odniosłam wrażenie, że świetnie się przy tym bawiła. Ewentualnie bardzo dobrze udawała, ale to tym bardziej punkt dla niej, bo wyglądała bardzo naturalnie!
- po a) dało się bez przeszkód słuchać odpowiedzi autorki tłumaczonych na polski i robić notatki (niemal dwie strony zostały pokryte moim kurzopazurzastym pismem)
- po b) nie było problemu z zadawaniem pytań albo wysłuchiwaniem kolejnych dotyczących tego samego, bo ktoś nie słyszał, jak podobne już padło.
- po c) po rozpoczęciu części z rozdawaniem podpisów nikt się specjalnie nie pchał, nie rozpychał łokciami – panowała pełna kulturka.
- po d) można było zamienić z autorką na spokojnie kilka słów (po angielsku oczywiście, bo chyba nikt nie znał fińskiego) i nie spiesząc się specjalnie zrobić zdjęcie, uścisnąć dłoń. Ja się popisałam w ten sposób, że moje ręce były żywym świadectwem na to, że choroba Parkinsona może dotyczyć też młodych ludzi.
- po e)... mogłabym wymieniać w nieskończoność, bo ogółem nie lubię tłumów.
Piękny autograf na pierwszej stronie! (fot. Kasia Zembrowska/Ostatni rozdział) |
Tym, co z pewnością ucieszy fanów tej „kolorowej” trylogii, są dwie wypowiedzi Salli: po pytaniu o ekranizację uśmiechnęła się i powiedziała, że oficjalnie nic jeszcze nie wiadomo, ale zainteresowanie nią jak najbardziej jest, oraz jeżeli chodzi o ewentualną kontynuację serii o Lumikki to „historia jest otwarta”. Autorka bardzo mi zaimponowała, bo dodała później, że czeka na naprawdę dobry pomysł. Stwierdziła, że nie chce tego cyklu rozwodnić, pisząc na siłę, za co dziękuję jej z całego serca! Oczywiście gorące podziękowania należą się także Grupie Wydawniczej Foksal oraz Ambasadzie Finlandii, które zorganizowały serię spotkań z Sallą Simukką!
Na koniec mam jeszcze PYTANIE DLA WAS! Znacie jakieś inne historie stworzone w oparciu o znane baśnie?