Info:
Autor:
Agnieszka Lingas-Łoniewska
Tytuł:
Zakręty losu
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok
wydania: 2012
Liczba
stron: 352
Numer
tomu:
1
Czy ktokolwiek zna osobę, która nawet przez chwilę nie była
zakochana w twórczości tej polskiej autorki, mnożącej kolejne
historie, jak mennica wybijająca jednogroszówki? A najlepsze jest
to, że podczas gdy jednogroszówki są niemal nic niewarte, książki
pani Łoniewskiej dla wielu przedstawiają wartość większą niż
czyste złoto.
Niezbadane są wyroki ludzkie i kiedy Kasia zmuszona jest przenieść
się w październiku klasy maturalnej do innej szkoły, nie jest zbyt
zadowolona. Ma jedynie nadzieję, że jej ojciec dobre wybrał,
żeniąc się z Anką i tym samym robiąc z Kaśki przyrodnią
siostrę Małgośki, która nie należała do przyjemnych w obyciu i
dużo krwi napsuła całej rodzinie. Nie przypuszczała, jak zakończy
się zwyczajne spotkanie w parku, ale koniec końców... życie jest
pełne tajemnic i niedopowiedzeń.
Podczas
lektury wprost nie mogłam zdzierżyć zdrobnienia, jakie wymyśliła
dla bohaterki, mojej imienniczki, autorka. Ja się pytam: jak można
zmienić takie piękne imię zamiast na Kasia, Kasiunia, Kasieńka
lub w ostateczności Katinka, to na: Katka? No jak?! W rozmowie z
Kapturkiem
na ten temat, ona słusznie zauważyła, że to trochę jak taki
żeński odpowiednik zawodu: kat. Katka. Nie potrafię tego pojąć i
pewnie większość Kaś też nie znajdzie na to siły. Ale, nie z
samych Katek składa się książka (na szczęście, bo to chyba
pierwszy raz, gdy skrytykowałam tak bardzo coś w książce pani
Agnieszki).
Z początku, po pierwszych dwudziestu stronach, mimo wielkiego
zapału, zaczęłam dostrzegać, że autorka chyba zaczęła popadać
w schematyczność i jej wersje zawiązania akcji zrobiły się nieco
naciągane, ale oczywiście im głębiej zatapiałam się w akcję,
tym bardziej zaczęłam dostrzegać inność tej powieści od
pozostałych, które zdążyłam już poznać. Pani Łoniewska jak
zwykle zaaplikowała mi najpierw zastrzyk zmniejszający uwagę, a
potem ni stąd, ni zowąd przywaliła z grubej rury tak, że gdyby
nagle w tekście znalazło się zdanie: „skocz z okna”, pewnie
bym skoczyła. Na szczęście potem przyszła chwila wytchnienia, ale
to także zostało wykorzystane do odwrócenia uwagi. Pani Agnieszka
jest mistrzynią mydlenia oczu tym, że wszystko jest w porządku. I
kiedy człowiek już zaczyna jej wierzyć, już jest gotowy z
zaufaniem położyć głowę na jej kolanach i pozwolić się głaskać
po główce, ona, nie dość, że zaczyna śmiać się prosto w
twarz, to jeszcze szczuje psem. Wielkim wilkiem z ośmioma rzędami
zębów i czterema głowami.
Tak, pani Lingas-Łoniewska jest mistrzynią w tej dziedzinie. Ale
później, oczywiście, taki człowiek wraca do niej, jak zraniony
pies wraca do swojego pana, który go bije, i gra zaczyna się od
nowa. Dodatkowo nadal nie mogę nadziwić się, że można w książce,
która w gruncie rzeczy jest romansem, tak umieścić wątek
kryminalny, że w pewnym momencie czytelnik orientuje się, że wpadł
w sidła danej historii jak w pajęczynę i jedynym sposobem na
uwolnienie się z niej, będzie przeczytać książkę do końca, a
potem jeszcze poczekać ze cztery stulecia (przynajmniej), aż
wszystko się w głowie ułoży. U pani Agnieszki każda chwila
szczęścia opłacona jest dwukrotną ilością dramaturgii i
tragizmu. Nie da się przejść obok jej historii obojętnie.
To, z czym przyszło się zetknąć Kasi, było dla mnie wyjątkowym
przeżyciem. Być może dlatego, że imiona bohaterów wyjątkowo
pasowały do tego, co kiedyś przeżyłam, więc nie miałam żadnego
problemu z utożsamieniem się z postaciami. Nie ma tu mowy o
irytujących zachowaniach, bo dla mnie wszystko było idealnie
uzasadnione, wyważone i przemyślane. Nawet sam wątek miłosny,
którego nie da się jakoś specjalnie ukształtować, by nie
przypominał czegoś, co się doskonale zna, był dla mnie absolutną
świeżością, innością, choć jednocześnie tchnął od niego
taki specjalny powiew, który można odczuć czytając inne powieści
tej autorki.
Podsumowując:
Chociaż jestem bardzo wyczulona na schematyczność, tutaj jej jakoś
nie zauważałam. Wiele razy wspominałam o tym, że jestem
masochistką, jeżeli chodzi o powieści pani Agnieszki
Lingas-Łoniewskiej, i nadal nie uległo to zmianie. Nie mogę
doczekać się kolejnych tomów tej trylogii i bardzo się cieszę,
że moje spotkanie z Kasią najpewniej się jeszcze nie skończyło.
A Katkę będę w myślach zamieniała na Kasiunię ;)
Recenzja
bierze udział w wyzwaniach: Book Lovers oraz Czytam opasłe tomiska.