Po niemal całym miesiącu
trwania konkursu przyszedł czas na ukazanie odpowiedzi na Wasze
pytania, a zatem:
Zapraszam Was do
zapoznania się z kolejnym postem z cyklu Let's talk!,
w którym to WY, a nie ja zadajecie pytania blogerce (w tym przypadku
mnie ^^)!
Czy jesteś osobą
szczęśliwą, spełnioną, czy może czegoś Ci jeszcze brakuje do
szczęścia?
Zawsze
wydaje się człowiekowi, że byłby szczęśliwszy, gdyby miał coś,
czego nie ma. Więc nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa,
chociaż na pewno czuję się spełniona. Piszę, co jest moją pasją
i coraz częściej słyszę, że jestem w tym dobra – czego chcieć
więcej? Wielu rzeczy, ale część z nich jest dla mnie po prostu
nieosiągalna lub ode mnie niezależna.
Jakie są Twoje marzenia?
Moje
marzenia zawsze oscylują w okolicach bliżej nieokreślonej
przyszłości. Ale wydaje mi się, że najlepsze jest to, że w tej
chwili żadnego nie potrafię przywołać. Marzenie nie powinno być
proste i łatwe do spełnienia, dlatego staram się nie mieszać go z
życzeniem. Jednak tym, co wydaje mi się niemożliwe, a co bardzo
chciałabym móc zrealizować jest podróż po Wielkiej Brytanii. Ale
nie tak, żeby przez dwa tygodnie jeździć po wyspach z językiem na
brodzie. Chciałabym móc się tym rozkoszować.
Jakie jest Twoje
największe marzenie?
Moim
absolutnie największym marzeniem jest zatrzymanie czasu tak, bym
mogła przeczytać wszystkie ciekawe książki.
Skoczyłabyś ze
spadochronem?
Nie,
mam zbyt wielki lęk wysokości, żeby się na coś takiego zdobyć.
Bohaterką jakiej
baśni chciałabyś się stać?
Moją
ulubioną baśnią jest chyba „Kopciuszek”, ponieważ czuję, że
w pewnym sensie jestem do bohaterki bardzo podobna. Niemniej jednak,
jeśli miałabym wybierać, byłabym Jasminą, zawsze zazdrościłam
jej tygrysa!
Wolałabyś
móc żyć w świecie ze swojej ulubionej powieści przez miesiąc,
czy przenieść do rzeczywistego/realnego świata jedną z postaci z
tej książki?
To
pytanie było tylko z pozoru takie łatwe. Bo przecież, oczywiście,
mogłabym chcieć np. Cole'a obok siebie, ale czy odnalazłby się w
świecie bez zombi? No właśnie, nie do końca wiadomo ;) Dlatego
wybieram chyba opcję numer dwa. Nie ma przynajmniej określonego
czasu trwania. I wybrałabym chyba Ruby z „Mrocznych umysłów”.
Mogłybyśmy się w sumie polubić.
Wolałabyś
dostać od nieznajomego darczyńcy 50 książek, które chciałabyś
przeczytać, czy cała bibliotekę, której zawartości (tytułów
książek) nie znasz?
Zdecydowanie
te, które chciałabym przeczytać. Na półce w moim domu już teraz
leży z 60 pozycji do przeczytania, ale mimo to bałabym się, że
książki w ofiarowanej bibliotece mogłyby nie mieścić się w
moich widełkach tolerancji. Niektórych gatunków literackich po
prostu nie potrafię przetrawić.
Wolisz
Cole'a z Alicji w krainie zombi,
czy Jace'a z Miasta Kości?
Co
to za pytanie?! Oczywiście, że Cole'a! Serii pani Clare nie
lubiłam, nie lubię i pewnie nigdy nie polubię, a Jace nie jest dla
mnie nikim niezwykłym. Pewnie właśnie w tej chwili linczujecie
mnie komentarzami, ale mówię Jace'owi stanowcze NIE!
Wielu
ludzi wychodzi z założenia, że blogowanie to pikuś. Jaki Ty masz
stosunek do blogowania? Przejmujesz się opinią innych na ten temat?
„Na
ten temat”, czyli rozumiem, że chodzi o opinie moich znajomych na
temat tego co robię. Cóż, dla mnie pisanie było zawsze formą
odpoczynku, a jeżeli w ten sposób mogę dać coś innym i
jednocześnie kształtować swoją obowiązkowość i pamięć o
przeczytanych lekturach, z chęcią w to wchodzę. Owszem, zajmuje to
stosunkowo dużo czasu i momentami jest stresujące, kiedy plan
publikowania rozjeżdża się z powodu braku internetu, ale mimo
wszystko, po podliczeniu wszystkiego, gdybym teraz przestała,
brakowałoby mi tego równie mocno, co cukierków przez kilka
pierwszych dni diety bez cukru. A co do opinii... Tylko kilkoro z
moich znajomych wie, że się tym zajmuję. Miałam już w sumie
przynajmniej 10 blogów i o większości wiedzieli, a że nie
utrzymały się długo, było mi potem nieco wstyd. A teraz jakoś
nie czuję potrzeby ich informować. Najbliżsi znajomi wiedzą,
reszta raczej nie musi. Ale jak ktoś zapyta, to się nie wyprę :)
Jeżeli
miałabyś stworzyć własną planetę, jaka ona by była, co byś na
niej umieściła? Budujesz ją od podstaw, również możesz stworzyć
zwierzęta i ludzi. Opisz planetę, stworzenia na niej oraz podaj jej
nazwę.
Nigdy
nie przepadałam za takimi pytaniami. Moja wyobraźnia, choć bujna,
nie potrafi przekazać mi tych fantazji w sposób nadający się do
zapisania, niestety. Ale mogę spróbować. Każdy człowiek mieszka
na osobnej planecie, gdyż były one domami. Wchodzisz do wnętrza, w
kominku nieustannie pali się jądro planety, bo przecież w kosmosie
jest zimno. I odwiedzają się, podróżując po gwiazdach. Nazwałam
ich ludźmi, ale mają czarne twarze z oczami w kształcie trójkątów
ostrych, których podstawy (te boki na przeciwko najmniejszych kątów)
skierowane są do siebie. Zieje od nich jasna, lekko zielona
poświata, a usta ich rozciągnięte są w wiecznym uśmiechu
śnieżnobiałych zębów. Porozumiewają się za pomocą myśli,
gdyż nie są w stanie rozewrzeć zębów, niemal jakby był sklejone
superglue. Każda planeta inaczej się nazywa, w zależności od
tego, jak sobie wybrali właściciele. A nad wszystkim sprawuje
władzę Wielka Czerwona Twarz z zielonymi oczami i ustami pełnymi
kłów. Nikt z nią nigdy nie rozmawiał, ale są plotki, że ci,
którzy się jej nie spodobają lub nie wykonają poleconego w
listach wrzucanych do skrzynek zadania, zostają pożarci, bez prawa
obrony. Tylko Wielka Czerwona Twarz ma oczy ze źrenicami. Pozostałe
istnienia są właścicielami tych nieco skośnych trójkątów.
Niezależnie od humoru, ich usta zawsze są rozciągnięte w
uśmiechu, a oczy ustawione tak, jakby planowali coś złego...
Więcej nie jestem w stanie opisać, jak mówiłam, moja wyobraźnia
jest nieco chaotyczna.
Stoisz
twarzą w twarz z mordercą bądź gwałcicielem, co robisz? Bierzesz
przykład z książki? Jeśli tak, to z jakiej i dlaczego taki jest
Twój wybór?
Nie
lubię gier RPG, dlatego nie dziwne jest to, że to pytanie napawa
mnie niechęcią... Jednak zobowiązałam się odpowiedzieć na
wszystkie, więc: między mordercą a gwałcicielem jest pewna
różnica. Jeden mnie zabije, a drugi wykorzysta. Jeśli więc to
morderca, to muszę pozbawić go w jakiś sposób broni lub
unieruchomić zagrażające mi ręce albo nogi.
Okładka książki Ostatnia piosenka |
Są
książki i książki. Takie które spływają po czytelniku jak
kolejna z milionów kropel i nie pozostawiają żadnego echa, ale i
takie które na trwale upychają się w serduszku i nie chcą go
nigdy opuścić. Tak jest i ze wspomnieniami na temat owych książek
- z niektórymi wiążą się takie, które na zawsze pozostaną w
pamięci. Czy i w Twoim przypadku istnieje jedna książka, z którą
wiążą się najlepsze, być może najgorsze wspomnienia, które na
zawsze z Tobą zostaną?
Zdecydowanie
tak. Być może to infantylnie zabrzmi, ale jest książka, z którą
wiążę specjalnie wspomnienia, a to dlatego, że to przy niej
pierwszy raz płakałam. W sensie – płakałam, bo tak bardzo
utożsamiłam się z bohaterką. Chodzi mi o powieść Nicholasa
Sparksa „Ostatnia piosenka”. Żadna książka później mną tak
nie wstrząsnęła. Natomiast, jeżeli chodzi o nieco przyjemniejsze
wspomnienia, na pewno mogę przywołać książkę Marcina Pałasza
„Heca nie z tej Ziemi”. Pamiętam, że to była jedyna książka,
którą mama czytała na głos mnie i moim siostrom i śmiała się
przy tym tak bardzo, że nie potrafiła przebrnąć przez stronę.
Wytrwała
i aktywna działalność w blogosferze wymaga od blogerki
zaangażowania, chęci i... No właśnie - czego jeszcze? Jakie cechy
powinien mieć recenzent, by można go nazwać osobą, która dobrze
się spisuje? Czy od początku widziałaś je w sobie, czy dopiero
czas i nabywane doświadczenie pozwoliło je w sobie rozwinąć?
Nie,
na pewno nie widziałam ich w sobie. Moją najgłówniejszą cechą
jest tzw. słomiany zapał, więc nawet mi do głowy nie przyszło,
że uda mi się wytrwać rok (!), a co dopiero dłużej i nadal mieć
do tego tyle chęci, ile na początku. A co do cech recenzenta –
oprócz zaangażowania i chęci koniecznie musi lubić to, co robi.
To musi być pasja, bo inaczej widać, że jego teksty są pozbawione
duszy, nie są świeże. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś zaczyna
(np. po kilku latach recenzowania) myśleć o napisaniu recenzji jak
o obowiązku, powinien dać spokój i znaleźć sobie inne zajęcie.
Bohaterowie
w książkach często mają cechy swoich autorów, często ich
osobowość jest zaczerpnięta od osób z najbliższego otoczenia -
przyjaciół, krewnych, znajomych... Gdybyś to Ty pisała swoją
książkę, a bohaterkę zdecydowała kreować na podobną do Ciebie,
to jakie miałaby cechy? Odważne, śmiałe, dążące do celu po
trupach czy pełne wątpliwości, płoche?
Nikt
nie lubi czytać o płochych bohaterkach. One powinny być silne,
mocne i śmiałe. Z moich cech na pewno umieściłabym w takiej
postaci wiarę we własne przekonania i umiejętność obrony swojego
zdania (nad czym cały czas pracuję). Chodzi mi o to, żeby nie szła
za tłumem i potrafiła się postawić, żeby nie przejmowała się
opiniami innych ludzi. I na pewno umiałaby się śmiać z samej
siebie, miałaby dystans do otoczenia. Oczywiście część z tych
cech jest w trakcie realizacji w moim charakterze, ale taka
chciałabym być docelowo ;)
Jaka jest twoja
najśmieszniejsza historia z dzieciństwa, którą wspominasz z
uśmiechem na twarzy?
Najśmieszniejsza
historia z dzieciństwa? Z tym będzie problem, bo nie byłam (teraz
sprawa wygląda nieco inaczej ;)) zbyt... społecznym dzieckiem.
Lubiłam bawić się sama, zajmować się sama sobą i nienawidziłam,
kiedy ktoś wchodził mi w środek zabawy. Ale jak miałam około
ośmiu lat i moje siostry miały odpowiednio sześć i cztery,
zaczęłyśmy bawić się w szkołę. Szafki w naszym pokoju miały
taki morski kolor, a mama akurat tego dnia kupiła nam kredę do
rysowania po chodniku, więc zrobiłam z tego tablicę, rysowałam
litery, a moje siostry udawały, że coś rozumieją. Aż nagle
przyszła mama i zobaczyła, że maluję kredą po szafkach. Kazała
mi to zmyć, a że kreda się rozmazuje i się nie dała tak łatwo,
zaczęłam strasznie płakać. Wtedy, oczywiście, nie było mi do
śmiechu, ale teraz kąciki ust same mi się podnoszą ;)
Twoje najbardziej
pechowe zdarzenie?
Kiedy
w czwartej klasie kopałam takiego jednego chłopaka po piszczelach w
szatni, bo mi nie chciał dać gumy do żucia, a potem, w trzeciej
gimnazjum, kiedy zaczęłam się z nim umawiać i sobie przypomniałam
o tym incydencie. Modliłam się, żeby nie skojarzył mnie wtedy ze
mną teraz. A potem, na dokładkę, kiedy już ze sobą skończyliśmy
i do mnie napisał, chciałam wysłać naszą rozmowę mojej
przyjaciółce i przez pomyłkę wysłałam to do niego, wraz z moim
komentarzem.
Wszystkie książki na świecie płoną. Gdybyś mogła uratować tylko jedną, która to by była i dlaczego akurat ta?
Tylko
jedną... Być może dziwnie to zabrzmi, ale wzięłabym Biblię, bo
to „książka”, która jest bardzo ważna dla mojej mamy. Byłaby
dla mnie pamiątką po niej, kiedy już zabraknie jej wśród żywych,
co, mam nadzieję, nie nastąpi zbyt szybko.
Czy okładka ma
znaczenie?
Oczywiście!
Ogólnie jest elementem, który decyduje, że osoba, która nigdy o
niej nie słyszała, zainteresuje się nią w księgarni. Dla mnie to
podstawowa kwestia. Zawsze oceniam książki po okładkach. Wiem, to
jest złe, niemiarodajne, płytkie... Ale co poradzę, że książkę
z ładną okładką przeczytam o wiele szybciej niż tą, której
okładka mi się nie podoba?
Z jaką postacią
książkową chciałabyś się zaprzyjaźnić?
Z
Arią Montgomery z serii Sary Shepard „Pretty Little Liars”.
Uważam ją za taką przyjaciółkę na dobre i na złe, która
zawsze przyjdzie wesprzeć. Nawet, gdyby był środek nocy, a ona na
wakacjach na drugim końcu kraju. Poza tym jest chyba najbardziej
trzeźwo myślącą bohaterką ze wszystkich, jakie w tej chwili mogę
sobie przypomnieć. (Od razu zastrzegam – serię skończyłam na
12. tomie, ostatnio lepiej pamiętam serial, którego obejrzałam 3
całe sezony, a nie książki.)
Kto albo co zainspirowało cię do
prowadzenia tego wspaniałego bloga?
Po
prostu chciałam gdzieś zapisywać to, co kotłowało mi się w
głowie na temat każdej przeczytanej książki. A że pomyślałam,
że ktoś może z tych moich przemyśleń skorzystać, zaczęłam
pisać o tym na blogu. Oczywiście mój styl pisania ewoluował,
długość i charakter tekstów również. Na początku moje
„recenzje” przypominały streszczenia z jasnymi tylko dla mnie
skrótami myślowymi. Dopiero po kilku tygodniach pisania niemal
codziennie i czytania recenzji na popularnych wówczas blogach,
zaczęłam to robić w bardziej „profesjonalny” sposób.
Co najbardziej
lubisz w czytaniu?
Genialne
jest to, że razem z bohaterami przeżywam ich historie. Wbrew
pozorom z dzisiejszej literatury można się sporo nauczyć. Razem z
Katniss Everdeen zgłosiłam się do igrzysk, a potem cierpiałam,
gdy Peeta został zabrany do Kapitolu, razem z Hermioną pomagałam
Harry'emu i Ronowi w pracach domowych, razem z June ratowałam Daya,
a razem z Shaunem starałam się nie zwariować do końca i pakować
te kulki w głowy zombie. Tyle wspaniałych przygód, tyle emocji...
Nie oddałabym tego za żadne skarby świata.
Czym kierujesz się
wybierając książki?
Aż
wstyd się przyznać – okładką. Dopiero, kiedy okładka wpadnie
mi w oko, decyduję się na sprawdzenie gatunku książki. Bardzo
rzadko czytam opisy z tyłu. Tak robię tylko, gdy waham się przy
kupnie. W pozostałych przypadkach główną rolę gra okładka i
gatunek literacki.
Łatwo jest ulec
określonym trendom, poglądom, opiniom. Czy sięgniesz po książkę,
która ma same negatywne recenzje? Albo odwrotnie, po książkę z
gatunku, którego nie lubisz, ale opinie o niej są bardzo dobre?
Nie.
Staram się nie wyrabiać własnej opinii lub daleko idących
oczekiwań na podstawie recenzji innych, chyba że mowa o recenzjach
Kapturka. Jej
recenzje niemal w każdym przypadku są odzwierciedleniem moich
własnych myśli po lekturze przed lub po tym, jak je publikuje. Jej
opiniom ufam całkowicie, resztę niestety traktuję z przymrużeniem
oka. To samo tyczy się gatunków. Mam kilka, które lubię i w ich
obrębie staram się obracać i w minimalnym stopniu polegać na
opiniach. Jeżeli chodzi o pozycje z gatunków, które staram się
omijać lub ich po prostu nie znam – nie czytam żadnych opinii.
Dzieci traktują
książki jak zabawki - rzucają nimi, zginają, piszą na
marginesach. Jak wytłumaczyłabyś maluchowi, aby szanował książki?
A może pamiętasz jak Ty traktowałaś książki za czasów
„maleńkości”:)?
Ja
zawsze szanowałam książki. Odkąd pamiętam starałam się, by
stały w równym rządku na półce, od najmniejszej do największej
i zawsze dosunięte do zewnętrznej krawędzi półki. W tym
względzie zawsze byłam (i nadal jestem) pedantką. Mojemu młodszemu
rodzeństwu opowiadam zawsze historię, że bohaterowie książki,
którą rzucili, jakieś robaczki na przykład, chociaż są na
obrazkach, wiedzą, co dzieje się z ich książką. I tak jak mojego
brata i siostrę boli, jak się przewrócą, tak i te robaczki boli,
jak rzucą ich domem, książką. Jak na razie skutkuje.
Czy Twoi znajomi
czytają regularnie bloga?
Nie
wiem, mówiąc szczerze. Nie chwalą mi się, ale w sumie ja też nie
mogę powiedzieć, że czytam każdy ich post od deski do deski.
Czasem nie interesuje mnie tematyka, czasem, z powodu braku czasu,
przelatuję tylko wzrokiem tekst. W sporadycznych przypadkach
komentuję. I tego samego spodziewam się po moich znajomych. Bo w
końcu to, że jesteśmy znajomymi, nie opiera się tylko i wyłącznie
na naszych blogach.
Ludzie mają przeróżne
zainteresowania od szydełkowania począwszy na motocyklach
skończywszy. Co sprawiło że spośród tak wielu dostępnych
zainteresowań/hobby Twoją pasją zostało akurat czytanie książek
i pisanie recenzji?
Kilka
lat temu zauważyłam u siebie takie „kreatywne przebłyski”.
Było tak, że na miesiąc stawałam się wielką artystką i z
tamtego okresu mam dwa zeszyty zapełnione szkicami wątpliwej
wartości artystycznej. Kiedy indziej namiętnie wyszywałam
krzyżykiem, pisałam piosenki, grałam na pianinie akustyczne wersje
moich ulubionych kawałków, pisałam pamiętniki... W końcu
przyszedł czas na moje pisanie o pisaniu kogoś innego. I to, jak na
razie, trwa i nie zamierza przestać, z czego ogromnie się cieszę,
bo czytać uwielbiam od zawsze. Tylko to mi się nigdy nie zmieniło.
Czy masz jakiś
przekaz dla nowicjuszy, którzy również posiadają zamiłowania,
pasje, hobby, chcieliby rozpocząć prowadzenie bloga, jednak nie są
do końca pewni czy sobie z tym poradzą, ze względu na brak
doświadczenia?
Żeby
mieć doświadczenie, trzeba zacząć. Przecież nie każdy wielki
recenzent miał od razu nieskazitelny styl, wyrobione zdanie na każdy
temat i możliwą do przekazania w sposób cywilizowany opinię! Do
tego dochodzi się miesiącami, a czasem nawet i latami. Poza tym,
polska blogosfera jest stosunkowo tolerancyjna, więc rzadko zdarza
się, że wszyscy jak jeden mąż zaczną wyśmiewać Twoje posty.
Zdarzają się takie osoby, oczywiście, ale coraz częściej
spotykam się raczej z tymi, którzy radzą, a nie hejtują. Zawsze
można przecież przestać, jeżeli się okaże, że to jednak nie
dla Ciebie.
Czy
wiążesz swoją przyszłość zawodową z Twoją pasją? Np. jako
dziennikarz, redaktor, a może autorka książek? Czy też może
swoją karierę chcesz skierować na zupełnie inne tory?
Jestem
zwolenniczką poglądu, że pasja nie może równać się pracy
zarobkowej, bo wtedy w końcu przestanie być pasją. Owszem, bardzo
chciałabym pracować w wydawnictwie, jako profesjonalny recenzent
bądź tłumacz, ale wiem, że wtedy po upływie kilku miesięcy
zamknęłabym bloga. Albo bym się wypaliła i stała zagorzałą
przeciwniczką czytania, czego z pewnością nie chcę.
Deszcz głośno bębni
w szyby, a ty ciągle siedzisz w swoim pokoju z książką w ręku,
popijając ulubioną herbatę. Nagle, Twoich uszu dosięga głos
prezentera telewizyjnego, który ogłasza, że świat, jaki znasz
zakończy się za 24 godziny, gdyż w planetę zmierza ogromna
asteroida. Jak spędzisz ostatni dzień swojego życia?
Śmierć
oznacza utratę świadomości, zatem na pewno nie powiem sobie
„trzeba wszystkiego spróbować”, bo przecież po śmierci już
nie będę tego świadoma. Raczej postaram się pożegnać ze
wszystkimi, zapewnić ich o tym, co o nich myślę, wyrównać
rachunki. I zrobię wszystko, żeby głęboko ukryć wszelkie moje
pamiątki, które mogłyby coś komuś powiedzieć na mój temat.
Bardzo bym się ucieszyła, gdyby ktoś je znalazł (jeżeli
ktokolwiek przeżyje) i ucieszył się na ich widok, tak jak ja
cieszę się oglądając stare zdjęcia moich rodziców.
Czytanie książek,
wzbudza u czytelnika, w większości przypadków, miłe wspomnienia,
dostarcza spokoju ducha i wolności umysłu, lecz nie zawsze. Czy
była taka książka, jeżeli tak to jaka, która wyprowadziła Cię
z równowagi?
Z
ręką na sercu mogę powiedzieć, że taką książką była powieść
pani Agnieszki Lingas-Łoniewskiej pt. „Brudny świat”.
Zrujnowała mi życie na przynajmniej kilka dni, a gdy już się
zdołałam podnieść, siedzi mi w głowie i nie chce wyjść. Pani
Łoniewska (kto czytał, ten wie) jest zdolna zadać cios w brzuch, a
potem jeszcze dokopać w kręgosłup, kiedy już się myśli, że
męczarnia się skończyła. Oczywiście chodzi mi tu o męczarnie
psychiczne, bo, jak już pewnie wiecie, dzięki jej książkom,
dowiedziałam się, że jestem masochistką. Pomimo tego, że książki
pani Łoniewskiej zawsze działają na mnie niszcząco, nie mogę
doczekać się kolejnych historii jej autorstwa.
Każdy z Nas posiada
jakieś marzenia, jedni posiadają ich mniej, drudzy więcej. Znam
osobę, która święcie wierzy w apokalipsę zombie, poznałam też
marzenie innej osoby, która nie widzi świata po za tym, by wydać
swoją autorską książkę. Marzenia trzeba mieć by do czegoś
dążyć, lecz czy uważasz, że powinno się mieć jedno marzenie i
po jego spełnieniu obrać nowy cel? Czy jednak sądzisz, że
posiadanie większej puli życzeń w jednym czasie jest dla człowieka
bardziej motywujące?
Wydaje
mi się, że to kwestia całkowicie indywidualna. Dla mnie najlepszą
motywacją jest posiadanie jednego. I kiedy się do niego dotrze,
wtedy dopiero zaczyna się myśleć o następnym, bo ludzie
dorastają, ich poglądy ulegają zmianom, zatem zbyt wiele marzeń
wprowadza chaos i po pewnym czasie część z nich się po prostu
dezaktualizuje, a wtedy dopada człowieka poczucie beznadziei i ma on
wrażenie, że nie zna samego siebie. A przynajmniej ja tak miałam
swego czasu.
Czy kiedykolwiek
zamieniłabyś czytanie na jakieś inne hobby?
Jeżeli
już to tylko i wyłącznie na pisanie. Chciałabym przelać swoje
myśli na papier w postaci największego bestsellera wszech czasów,
ale wiem, że przez to, że recenzuję i wyłapuję błędy, moja
książka wydałaby mi się pełna potknięć i niedociągnięć.
Wydawałaby mi się zbyt przewidywalna albo znowu za bardzo szokująca
i dezorientująca. Kilka powieści mam nawet zaczętych, ale żadnej
pewnie nigdy nie skończę. Tak jak krytycy kuchni sami nie gotują,
tak recenzenci nie piszą (zazwyczaj) dobrych książek.
Czy masz czasami takie
dni, że nie masz ochoty czytać?
Częściej
niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Szczególnie teraz, w
wakacje. Ustanowiłam sobie harmonogram, żeby przeczytać jak
najwięcej książek z tego, co czeka od kilku miesięcy na półkach
w moim pokoju i teraz nawet, gdy chciałabym zrobić coś zupełnie
innego, z tyłu głowy od razu słyszę bardzo uczynny głosik, który
przypomina mi, że jeżeli chcę się ze wszystkim wyrobić, to czeka
na mnie dzisiaj jeszcze 60 stron „Anny Kareniny”. Z jednej strony
harmonogram mnie motywuje, a z drugiej czasem chciałaby go wyrzucić
w cholerę. W roku szkolnym nie jest tak źle, bo książki fabularne
pomagają mi odreagować szkolny stres. Dzięki nim moje zdrowie
psychiczne nie jest całkiem w kawałkach – ma jedynie rysy ;)
Jak wpadłaś na
pomysł pisania bloga?
Wiele
razy to już powtarzałam, więc co mi szkodzi ten jeden raz więcej?
;) Chciałam gdzieś zapisywać to, co myślę o przeczytanych
lekturach, by móc to sobie przypomnieć, jak będę miała ochotę
powspominać albo wypadnie mi z głowy ważny szczegół, który
bardzo chciałam pamiętać. A że pomyślałam, że komuś może tym
pomogę, zaczęłam to robić w internecie, a nie w zeszycie w
kratkę.
Ile masz w domu
książek?
Jeżeli
chodzi Ci o wszyyystkie, wszystkie, jak mam w całym domu, to nie mam
pojęcia Będzie pewnie z 500, wliczając wszystkie książki mojej
mamy, sióstr, brata... Według lubimycztac.pl,
mam 172 książki. Trzeba do nich dodać z 50, które stoją w
kartonach na strychu i kilka, które niedługo do mnie przyjdą z
wymian lub od wydawnictw i wychodzi nam jakieś 240 książek.
Oczywiście to tylko liczba przybliżona, bo nie mam pojęcia, ile
ich mam naprawdę.
Czy wszyscy
autorzy, z którymi przeprowadzałaś swoje wywiady na blogu, byli
skorzy do rozmowy? (Czy zdarzyło Ci się zmierzyć z odmową?)
Na
szczęście byli, ale to dlatego, że każdy z nich brał udział w
akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.
A ja jedynie rozmawiałam z nimi na potrzeby promocji. Ale w trakcie
prowadzenia bloga raz natknęłam się na... odmowę, chyba mogę to
tak nazwać. Było to jakoś w okolicach grudnia-stycznia tego roku.
Akurat tak się stało, że miałam możliwość porozmawiać z panią
Joanną Trzepiecińską (Alutką z „Rodziny zastępczej” lub
polskim głosem Dory z „Gdzie jest Nemo”), więc podeszłam i
zapytałam, czy, jako autorka wielu słuchowisk, zgodziłaby się
udzielić mi krótkiego wywiadu na mojego bloga. Pani Trzepiecińska
bardzo się ucieszyła i nakazała swojej asystentce? menadżerce?,
żeby dała mi numer telefonu i powiedziała, że jak już będę
gotowa, to mam zadzwonić i telefonicznie ustalić szczegóły. Jakoś
przed feriami zadzwoniłam, przedstawiłam się, powiedziałam, w
jakiej sprawie dzwonię i usłyszałam bardzo sympatyczny głos tej
właśnie pani asystentko/menadżerki, że ona mi wyśle SMSem adres
mailowy, na który mam wysłać pytania. Nie kłóciłam się,
chociaż miałam nadzieję na wywiad twarzą w twarz, ale w końcu
pani Trzepiecińska na pewno ma ważniejsze sprawy niż jakiś tam
wywiad z podrzędną blogerką, która nawet nie ma jeszcze roku
doświadczenia. Wysłałam pytania, wszystkie skonsultowane z nowo
poznanym wówczas Czerwonym Kapturkiem,
pełna dobrych myśli. Ale kiedy po trzech tygodniach nie miałam
odpowiedzi, zaczęłam się niepokoić. Wysłałam pytania drugi raz,
pewna, że po prostu gdzieś się zagubiły. I tak minęło półtora
miesiąca od telefonu, a odpowiedzi nadal nie miałam. W końcu
zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do tej pani
asystentko/menadżerki. Przedstawiłam się i w chwili, gdy mówiłam
„miałam przeprowadzić wywiad na mojego bloga z panią
Trzepie...”, usłyszałam dźwięk odłożonej słuchawki.
Zadzwoniłam raz jeszcze, bo pomyślałam, że po prostu przez
pomyłkę któraś z nas się rozłączyła. Zajęte. Stwierdziłam,
że zadzwonię następnego dnia, bo może ta pani ma jakieś ważne
spotkanie albo coś... Dzwoniłam w sumie codziennie, przez kilka
dni. Zawsze z tym samym skutkiem. Albo zdążyłam się przedstawić,
albo cały czas było zajęte...
Trochę
się zraziłam, bo kto by się nie zraził, ale pomyślałam sobie,
że trudno. Tylko przykro mi było, że takie zachowanie nazywa się
profesjonalizmem. Wielokrotnie zaznaczałam, że jeżeli okaże się,
że sytuacja się zmieniła i wywiad jest niemożliwy, proszę o taką
informację, a tu nic... Przykro mi było, nie ukrywam, ale co mogłam
zrobić? I tak zostało: pytania w folderze z przeprowadzonymi
wywiadami i autograf udzielony naprędce, na skrawku papieru.
Jak widzicie, dwa pytania zostały
podkreślone i ich autorki wygrywają konkurs! ;)
Na drugim miejscu postanowiłam
postawić pytanie zgłoszone przez jogokoko!
Czy wszyscy autorzy, z którymi przeprowadzałaś swoje wywiady na
blogu, byli skorzy do rozmowy? (Czy zdarzyło Ci się zmierzyć z
odmową?)
Było inne niż wszystkie i nie odnosiło się do mnie samej, a do
treści, jakie publikuję, co znaczy, że jogokoko choć trochę
pobuszowała w zakładkach ;)
Natomiast na pierwszym znajduje się pytanie zgłoszone przez Iję!
Co najbardziej lubisz w czytaniu?
Pisząc odpowiedź cały czas się uśmiechałam. Przypominałam
sobie i wspominałam, co bardzo lubię robić, a rzadko mam na to
czas. A, co ważniejsze, były to przyjemne wspomnienia ;)
Losowanie wygrała Zjadam skarpety!
Mam nadzieję, że pierwszy tom Alicji w Krainie Zombie Cię
zadowoli ;)
Zwyciężczynie, sprawdźcie
maile, a Wam wszystkim ogromnie dziękuję za zabawę ♥
♥ ♥