Info:
Autor:
Jennifer A. Nielsen
Tytuł:
Fałszywy książę
Tytuł
oryginału:
The False Prince
Wydawnictwo:
Egmont
Rok
wydania:
2013
Liczba
stron:
392
Numer
tomu:
1
Zanim
królewskie dwory zdominowane zostały przez Rywalki i Elitę,
a wkrótce także Jedyną,
na polskie rynki wtargnęła Trylogia
władcy,
a ściślej mówiąc jej pierwsza część – Fałszywy
książę,
czyli historia o sekrecie tak wielkim, że nawet czytelnik nie jest
do niego dopuszczony.
Bevin Conner, jeden z dwudziestu regentów na dworze króla Carthyi,
Eckberta, decyduje się na bardzo poważne w skutkach
przedsięwzięcie. Ma plan, ale do jego realizacji niezbędny mu jest
chłopiec, który spełni odpowiednie wymagania. I tak, w trakcie
podróży po carthyjskich sierocińcach, Conner trafia na Sage'a,
który ani myśli się z nim układać. Arystokrata czuje jednak, że
bez tego chłopca nie uda mu się osiągnąć sukcesu, chociaż nawet
nie podejrzewa, ile krwi napsuje mu ten sierota.
Fałszywy
książę
to taka pozycja, do której nie podchodzi się z pełnym zaufaniem.
Gdzieś w głębi tli się świadomość, że tak pięknie oprawiona
książka może w sobie zawierać gniot większy od, przepraszam,
Dotyku Julii.
Jednak, jak doskonale już pewnie wiecie, piękne okładki mnie
przyciągają i nieważne, czy opis przypadnie mi do gustu, czy nie,
kiedyś na pewno sięgnę po taką książkę. Tym bardziej, że
bardzo dużo osób chwaliło powieść pani Nielsen. W końcu, na
tegorocznych targach w Warszawie, razem z Olą,
zaopatrzyłyśmy się w nasze własne egzemplarze.
Pierwszym, na co zwróciłam uwagę, był nawał rozdziałów.
Osobiście nie mam nic przeciwko, kiedy książka w ogóle nie
posiada tego typu przerywników, więc takie nagromadzenie przerw
działało mi na nerwy. Nie na tyle, żebym znielubiła książkę,
bo pod koniec niemal tego już nie zauważałam, ale moim zdaniem
przynajmniej połowę z nich można by usunąć bez szkody dla
ogólnej kompozycji tekstu.
Sage oraz chłopcy, którzy przechodzili przez próby Connera, a
także sam regent wraz ze służbą, byli bohaterami zadziwiająco
dobrze wykreowanymi. Nie chodzi mi tu o stosunek ich zachowania do
wieku, bo to jest rzecz, do której przejdę za chwilę, a o to, że
każda cecha, jaką przejawiali, została wykorzystana w
wydarzeniach. Wszystko wydawało się przemyślane i dopasowane tak,
by nie można było znaleźć jakichkolwiek nieścisłości. A
wracając do relacji zachowanie-wiek, to tu niestety muszę się
poskarżyć. Nienawidzę, gdy młode postacie myślą jakby miały z
pięć-siedem lat więcej. Sage ma czternaście lat, podobnie jak
Tobias, Latamer oraz Roden, a każdy z nich sprawia wrażenie, jakby
byli już dojrzałymi chłopcami. Rozumiem, że ulica może pomóc
dorosnąć, ale... nie, jednak nie rozumiem.
Chyba największym punktem zwrotnym w książce, pomijając
oczywiście zwroty akcji, których jest całkiem sporo i
rozmieszczone są w, według mnie, odpowiednich momentach, jest ten,
w którym Sage wyjawia czytelnikowi to, skąd pochodzi. Aż do tego
momentu wiadomo na ten temat bardzo niewiele, a to skutkuje potem,
już po poznaniu całej historii, że można czuć się trochę wręcz
oszukanym, bo wcześniej nic na to nie wskazywało, a część
zachowań bohatera została po prostu ukryta. Wrażenie braku
szczerości jest znacznie spotęgowane przez to, że cała powieść
pisana jest za pomocą narracji pierwszoosobowej, czyli czytelnik z
założenia zna wszystkie kroki głównego bohatera. Niektórym taki
zabieg może się spodobać, ale mnie nie przypadł do gustu.
Poza tymi małymi potknięciami (nie sugerujcie się wielkością
akapitów im poświęconych) historia zgrała się w spójną i
przyjemną całość. Autorka stawia swoich bohaterów przed
przeróżnymi przeszkodami i część sobie z nimi radziła, a część
nie, ale muszę jej przyznać, że najważniejszych momentów nie
byłam w stanie przewidzieć, a to już coś znaczy. Z reguły jestem
bardzo krytyczna, więc te osoby, które wielbią książkę pani
Nielsen, mogą odetchnąć, gdyż jestem z nimi. Mimo tych potknięć,
nie mogę doczekać się, aż w moje łapki wpadnie kontynuacja tej
zadziwiająco ciekawej serii.
Podsumowując:
Fałszywego
księcia
pokochałam za to, że potrafił mnie zaskoczyć. To intrygująca
pozycja, której, mimo dworskiej oprawy, nie da się porównać do
Rywalek,
czyli najpopularniejszej obecnie serii o królach i królowych. To
coś, co brakiem wątku miłosnego w pełnym tego słowa znaczeniu,
zasługuje na miano czegoś nowego, świeżego.
„- Czasy zawsze są trudne – odparłem. - Zmieniają się tylko przyczyny problemów.” (str. 384)
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę oraz
Czytam opasłe tomiska.