sobota, 23 maja 2015

Dzisiaj nie wstaję. Jutro też nie


Nareszcie koniec matury. Ostatnie egzaminy muszą skończyć się dzisiaj, tak zarządziła CKE. I chociaż ja mam wolne już od poniedziałku od godziny 10:30, to dopiero dzisiaj tak naprawdę dotarło do mnie, co to znaczy nie musieć nigdzie biec. Dlatego dzisiaj nie wstaję. Jutro też nie.


Nasłuchałam się, jak to matura wysysa z człowieka wszystkie siły i pozostawia go pomarszczonego jak suszona śliwka. Nie spodziewałam się, że to powiem, ale... cóż, to prawda. Szczególnie, że mimo stworzonego przeze mnie superhiperrealnego planu nauki, zgodnie z którym miałam się na spokojnie wyrobić już na tydzień przed rozpoczęciem tego całego maratonu, oczywiście uczyłam się w wieczór przed danym egzaminem. Przecież to typowe dla mnie i na pewno nie tylko dla mnie. Przyznajcie się, kto uczy się na ostatnią chwilę? A dla poparcia tej tezy o wysysaniu sił z człowieka, oto ja. To był czwartek, matur dzień czwarty, około godziny 15:00, kiedy to starałam się zapamiętać, czym różnią się ustroje największych państw świata, bo następnego dnia był WOS.


Nie próbujcie tego w domu. Poza domem też zresztą nie. Ale tak, to idealny dowód na to, że matura to największe zło świata. Przez nią kilkugodzinne drzemki w ciągu dnia stały się dla mnie czymś całkowicie normalnym, chociaż wcześniej za nic nie umiałam zasnąć w dzień.

Nie myślcie sobie jednak, przyszli maturzyści, że tak będzie i z wami. Ja miałam to nieszczęście, że stres złapał mnie dopiero na kilka minut przed dwoma egzaminami: polskim podstawowym, bo to pierwszy egzamin, i ustnym polskim, bo miałam dość długą przerwę między nim a pozostałymi, przez co czułam się też jak na pierwszym egzaminie. Ale większość moich znajomych deklarowała stres permanentny, dzięki któremu senność im nie groziła.

Wynagrodzeniem za te kilka(naście) dni trudu są cztery (słownie: CZTERY) miesiące wakacji. Czy raczej: cztery (słownie: CZTERY) miesiące bez szkoły. Można spać do późna (przynajmniej od czasu do czasu), spotykać się ze znajomymi o tak abstrakcyjnych porach jak 11:00 w środku tygodnia, kiedy gimbaza siedzi sobie na lekcjach w szkole, a studenciaki biegają z jednej biblioteki do drugiej, bo sesja. Dlatego dzisiaj nie wstaję. Jutro też nie. Ale pojutrze to już muszę – zapisałam się w końcu na kurs prawa jazdy. Lepiej zostańcie w domach, jeżeli mieszkacie w Warszawie.