sobota, 9 maja 2015

O cudzie w tramwaju nr 14


Maturalny wyścig, na nic nie mam czasu, mijające godziny zamieniają się w minuty, dni w godziny, ciągle brakuje mi kilku chwil na przerobienie całego materiału. Jestem w tramwaju, tłum ludzi – nie ma siły, żebym usiadła i wyciągnęła podręcznik. Zakładam więc słuchawki i w tym momencie trafia mnie piorun.

Od ponad dwóch tygodni byłam pozbawiona cudownej możliwości przeczytania czegoś, co nie byłoby zeszytem, podręcznikiem, repetytorium lub krótkim tekstem na czyimś blogu. Nie uświadomiłam sobie w pełni swojej tęsknoty, dopóki do wnętrza mojej głowy nie dopłynął spokojny głos: „Zgasił światło. Otulone półmrokiem kontury mebli zmiękły, jakby ktoś pokrył je szarym filcem”. Przez pomyłkę włączyłam jeden z dwóch audiobooków na moim telefonie, chociaż wyraźnie celowałam w nowoutworzoną playlistę.

Zasłuchałam się. Autentyczne. Nie byłam w stanie się poruszyć, bo poraziło mnie piękno języka pisanego, który jest tak bardzo plastyczny i elastyczny, że można, przy odpowiedniej wiedzy i umiejętności lub po prostu mając do tego dryg, ukazać poprzez zwykłe czarne literki obraz w głowie odbiorcy. I nie wydaje mi się, żeby tak było tylko w przypadku książek słuchanych.

Co zabawne lub nie, takie myśli naszły mnie podczas słuchania Carte blanche Jacka Lusińskiego, książkę czytaną przez jednego z aktorów w filmie – Arkadiusza Jakubika. Dla niezorientowanych: to opowieść o nauczycielu historii, który z powodu wadliwych genów przestaje widzieć, ale kryje się ze swoją chorobą jak tylko może. Przez to, że jego oczy przestały współpracować, odkrył ogromny potencjał uszu jako głównego źródła informacji.

Dla niektórych taki zbieg okoliczności – doceniam słowo pisane w audiobooku o człowieku prawie niewidomym – może być aż zbyt podejrzany. Ale ogromną zasługę ma w tym autor powieści, Jacek Lusiński, za prowadzenie narracji w tak plastyczny i obrazowy sposób! Mogę się założyć, że gdybyście też przez kilkanaście dni nie czytali nic, co miałoby bardziej rozwiniętą fabułę niż opis francuskiego systemu władzy lub wykaz różnych form geomorfologicznych, też stalibyście jak sparaliżowani w pełnym tramwaju, chociaż tuż obok was zwolniło się właśnie miejsce do siedzenia – przystanek: metro politechnika, nagle wszystkim się spieszy do wyjścia.

A samą historię Kacpra Bielika, nauczyciela historii, uważam za jedną z mądrzejszych, z jakimi ostatnio przyszło mi się zapoznać. Filmu nie widziałam, ale chyba jestem tego coraz bliższa. To nie jest tak, że każda opowieść o niewidomym musi wyciskać łzy. Czasem zamiast tego może pozostawić czytelnika mocniejszym i bardziej świadomym otaczającego go piękna.

Tak było ze mną i aktualnie, choć maturalny maraton jeszcze się nie skończył, kiedy tylko mogę, sięgam po książkę, by przeczytać chociaż kilka stron. Właśnie męczę Kominka i jego Blog.