Maturalny
wyścig, na nic nie mam czasu, mijające godziny zamieniają się w
minuty, dni w godziny, ciągle brakuje mi kilku chwil na przerobienie
całego materiału. Jestem w tramwaju, tłum ludzi – nie ma siły,
żebym usiadła i wyciągnęła podręcznik. Zakładam więc
słuchawki i w tym momencie trafia mnie piorun.
Od
ponad dwóch tygodni byłam pozbawiona cudownej możliwości
przeczytania czegoś, co nie byłoby zeszytem, podręcznikiem,
repetytorium lub krótkim tekstem na czyimś blogu. Nie uświadomiłam
sobie w pełni swojej tęsknoty, dopóki do wnętrza mojej głowy nie
dopłynął spokojny głos: „Zgasił światło. Otulone półmrokiem
kontury mebli zmiękły, jakby ktoś pokrył je szarym filcem”.
Przez pomyłkę włączyłam jeden z dwóch audiobooków na moim
telefonie, chociaż wyraźnie celowałam w nowoutworzoną playlistę.
Zasłuchałam
się. Autentyczne. Nie byłam w stanie się poruszyć, bo poraziło
mnie piękno języka pisanego, który jest tak bardzo plastyczny i
elastyczny, że można, przy odpowiedniej wiedzy i umiejętności lub
po prostu mając do tego dryg, ukazać poprzez zwykłe czarne literki
obraz w głowie odbiorcy. I nie wydaje mi się, żeby tak było tylko
w przypadku książek słuchanych.
Co
zabawne lub nie, takie myśli naszły mnie podczas słuchania Carte
blanche
Jacka Lusińskiego, książkę czytaną przez jednego z aktorów w
filmie – Arkadiusza Jakubika. Dla niezorientowanych: to opowieść
o nauczycielu historii, który z powodu wadliwych genów przestaje
widzieć, ale kryje się ze swoją chorobą jak tylko może. Przez
to, że jego oczy przestały współpracować, odkrył ogromny
potencjał uszu jako głównego źródła informacji.
Dla niektórych taki zbieg okoliczności – doceniam słowo pisane w
audiobooku o człowieku prawie niewidomym – może być aż zbyt
podejrzany. Ale ogromną zasługę ma w tym autor powieści, Jacek
Lusiński, za prowadzenie narracji w tak plastyczny i obrazowy
sposób! Mogę się założyć, że gdybyście też przez kilkanaście
dni nie czytali nic, co miałoby bardziej rozwiniętą fabułę niż
opis francuskiego systemu władzy lub wykaz różnych form
geomorfologicznych, też stalibyście jak sparaliżowani w pełnym
tramwaju, chociaż tuż obok was zwolniło się właśnie miejsce do
siedzenia – przystanek: metro politechnika, nagle wszystkim się
spieszy do wyjścia.
A samą historię Kacpra Bielika, nauczyciela historii, uważam za
jedną z mądrzejszych, z jakimi ostatnio przyszło mi się zapoznać.
Filmu nie widziałam, ale chyba jestem tego coraz bliższa. To nie
jest tak, że każda opowieść o niewidomym musi wyciskać łzy.
Czasem zamiast tego może pozostawić czytelnika mocniejszym i
bardziej świadomym otaczającego go piękna.
Tak
było ze mną i aktualnie, choć maturalny maraton jeszcze się nie
skończył, kiedy tylko mogę, sięgam po książkę, by przeczytać
chociaż kilka stron. Właśnie męczę Kominka i jego Blog.