środa, 28 stycznia 2015

132. "Szukając Alaski" John Green

Okładka pochodzi ze strony Wydawnictwa.



Info:
Autor: John Green
Tytuł: Szukając Alaski
Tytuł oryginału: Looking for Alaska
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 320

I na Milesa przyszedł czas usamodzielnienia się. Zdecydował się pójść do szkoły z internatem, Culver Creek, wyglądającej na stosunkowo nudne miejsce. Tam poznał jednak niesamowitą i seksowną Alaskę Young, dziewczynę tak niecodzienną, jak jej imię. Tam również dowiedział się, co to znaczy mieć przyjaciół.


Tym razem pod lupę idzie debiut Johna Greena, autora znanego bardzo dobrze z powieści Gwiazd naszych wina, która niedawno została zekranizowana. Jeżeli czytacie Ostatni rozdział od dłuższego czasu, wiecie że nie podzielałam zachwytu tą historią. Zresztą, nadal nie podzielam. Jednak nie umiem wyjaśnić, co skłoniło mnie do przeczytania Szukając Alaski. Na szczęście było lepiej niż się spodziewałam.

Już na okładce, skąd inąd całkiem niebrzydkiej, wzrok czytelnika przykuwa napis Mocna powieść jako słowa wypowiedziane przez K.L. Going, autorkę książek YA (nie zostały przetłumaczone na język polski). Zazwyczaj nie wierzę w takie formy zachęcania potencjalnych czytelników. Chociaż z drugiej strony, co mieliby napisać? Że książka jest zła, nie kupujcie? Niemniej jednak tym razem warto na ten napis spojrzeć. Jego sugestia, że to wartościowy kawał literatury, jest jak najbardziej prawidłowa.

Chociaż głównym bohaterem wydaje się być Miles, introwertyk bez przyjaciół, który odrobinę kojarzy się z Charliem stworzonym przez Stephena Chbosky'ego (Charlie), na pierwszy plan wysuwa się właśnie tytułowa Alaska. Postać żywa, wyrazista i dynamiczna, która przyćmiewa swoim blaskiem pozostałych bohaterów – przy niej wyglądają blado. Jest to również osoba bardzo dogłębnie przemyślana i wykreowana. Nie ma w niej nieścisłości, wszystko wynika jakoś z jej przeszłości. Jestem naprawdę pod wrażeniem, w jaki sposób autor przybliża ją czytelnikom i samemu Milesowi, który poznaje ją coraz bardziej wraz z upływem stron.

Wbrew pozorom Szukając Alaski to nie kolejna opowieść o głębokiej i prawdziwej miłości nastolatków, z których jedno potem umiera (ten schemat strasznie mierził mnie przy Gwiazd naszych wina), ale raczej o sile poczucia winy i próbach ukrycia go przed otoczeniem. To znacznie głębsza historia, niż ta wcześniej wspomniana. Wymaga od czytelnika zaangażowania i szczerze powiem, że w pewnym momencie się nawet trochę wzruszyłam.

Ciekawy jest też podział książki, który mnie (ważne: nie czytałam opisu ani nic przed rozpoczęciem lektury) zaintrygował. Autor nie zrobił zwyczajnych rozdziałów, ale coś na kształt pamiętnika Milesa i zamiast dat mamy najpierw odliczanie (X dni PRZED), a po tym tajemniczym PRZED następuje liczenie dni PO. W żaden sposób czytelnik nie jest nakierowywany na to, co ma się wydarzyć. Dla mnie był to niemały szok.

Pod pewnymi względami Gwiazd naszych wina oraz Szukając Alaski są do siebie podobne. Obie historie podkreślają pewne wartości i komentują zachowania ludzi, ale dla mnie właśnie ta druga powieść stanowiła coś magicznego. Nie było tu płomiennej miłości, a poczucie obowiązku i niestałość psychiczna, którą bohaterowie na siłę próbują zatuszować i ukryć. Niestety, nawet najlepiej ukryte śmieci kiedyś zaczynają śmierdzieć.

Powiedziała, że zostawianie gotowania kobietom jest seksistowskie, ale odrobina seksizmu w przeciwieństwie do męskiej ręki nie zaszkodzi jedzeniu.”
(str. 132)