Okładka pochodzi ze strony Wydawnictwa. |
Info:
Autor:
John Green
Tytuł:
Szukając Alaski
Tytuł
oryginału:
Looking for Alaska
Wydawnictwo:
Bukowy Las
Rok
wydania:
2013
Liczba
stron:
320
I na Milesa przyszedł czas usamodzielnienia się. Zdecydował się
pójść do szkoły z internatem, Culver Creek, wyglądającej na
stosunkowo nudne miejsce. Tam poznał jednak niesamowitą i seksowną
Alaskę Young, dziewczynę tak niecodzienną, jak jej imię. Tam
również dowiedział się, co to znaczy mieć przyjaciół.
Tym
razem pod lupę idzie debiut Johna Greena, autora znanego bardzo
dobrze z powieści Gwiazd naszych wina,
która niedawno została zekranizowana. Jeżeli czytacie Ostatni
rozdział od dłuższego czasu, wiecie że nie podzielałam zachwytu
tą historią. Zresztą, nadal nie podzielam. Jednak nie umiem
wyjaśnić, co skłoniło mnie do przeczytania Szukając
Alaski.
Na szczęście było lepiej niż się spodziewałam.
Już
na okładce, skąd inąd całkiem niebrzydkiej, wzrok czytelnika
przykuwa napis Mocna
powieść
jako słowa wypowiedziane przez K.L. Going, autorkę książek YA
(nie zostały przetłumaczone na język polski). Zazwyczaj nie wierzę
w takie formy zachęcania potencjalnych czytelników. Chociaż z
drugiej strony, co mieliby napisać? Że książka jest zła, nie
kupujcie? Niemniej jednak tym razem warto na ten napis spojrzeć.
Jego sugestia, że to wartościowy kawał literatury, jest jak
najbardziej prawidłowa.
Chociaż głównym bohaterem wydaje się być Miles, introwertyk bez
przyjaciół, który odrobinę kojarzy się z Charliem stworzonym
przez Stephena Chbosky'ego (Charlie), na pierwszy plan wysuwa
się właśnie tytułowa Alaska. Postać żywa, wyrazista i
dynamiczna, która przyćmiewa swoim blaskiem pozostałych bohaterów
– przy niej wyglądają blado. Jest to również osoba bardzo
dogłębnie przemyślana i wykreowana. Nie ma w niej nieścisłości,
wszystko wynika jakoś z jej przeszłości. Jestem naprawdę pod
wrażeniem, w jaki sposób autor przybliża ją czytelnikom i samemu
Milesowi, który poznaje ją coraz bardziej wraz z upływem stron.
Wbrew
pozorom Szukając
Alaski
to nie kolejna opowieść o głębokiej i prawdziwej miłości
nastolatków, z których jedno potem umiera (ten schemat strasznie
mierził mnie przy Gwiazd naszych wina),
ale raczej o sile poczucia winy i próbach ukrycia go przed
otoczeniem. To znacznie głębsza historia, niż ta wcześniej
wspomniana. Wymaga od czytelnika zaangażowania i szczerze powiem, że
w pewnym momencie się nawet trochę wzruszyłam.
Ciekawy
jest też podział książki, który mnie (ważne: nie czytałam
opisu ani nic przed rozpoczęciem lektury) zaintrygował. Autor nie
zrobił zwyczajnych rozdziałów, ale coś na kształt pamiętnika
Milesa i zamiast dat mamy najpierw odliczanie (X
dni PRZED),
a po tym tajemniczym PRZED następuje liczenie dni PO. W żaden
sposób czytelnik nie jest nakierowywany na to, co ma się wydarzyć.
Dla mnie był to niemały szok.
Pod
pewnymi względami Gwiazd naszych wina
oraz Szukając
Alaski
są do siebie podobne. Obie historie podkreślają pewne wartości i
komentują zachowania ludzi, ale dla mnie właśnie ta druga powieść
stanowiła coś magicznego. Nie było tu płomiennej miłości, a
poczucie obowiązku i niestałość psychiczna, którą bohaterowie
na siłę próbują zatuszować i ukryć. Niestety, nawet najlepiej
ukryte śmieci kiedyś zaczynają śmierdzieć.
Powiedziała, że zostawianie gotowania kobietom jest seksistowskie, ale odrobina seksizmu w przeciwieństwie do męskiej ręki nie zaszkodzi jedzeniu.”
(str. 132)