czwartek, 6 listopada 2014

Spotkanie autorskie z Karolem i Włodkiem (Lekko Stronniczy), Warszawa

Będą tylko trzy zdjęcia mojego autorstwa, oto jedno z nich. Jestem mistrzem, prawda?

Jak idealnie widać na zdjęciu, wczoraj (4 listopada) o 18.00 w Matrasie na Nowym Świecie odbyło się długo oczekiwane spotkanie autorskie znanych śmieszków z Internetów. Oczywiście pojawiłam się tam i mogę pochwalić się nowiusieńkim egzemplarzem z podpisem, zdjęciem oraz miło spędzonymi kilkoma godzinami oczekiwań na upragniony koniec kolejki. Ale nie tak prędko...


Kiedy razem z K. dotarłyśmy do księgarni (około godz. 17.00), zajęte były już niemal wszystkie przygotowanie miejsca siedzące. Po odstaniu swojego w kolejce, by kupić książki (pomijam to, że przez jakieś siedem minut stałam przy kontuarze z kawą, zamiast przy właściwej kasie), dzięki uprzejmości kilku osób, już po chwili siedziałyśmy wygodnie na pufach w samym rogu tej niewielkiej przestrzeni.

Przygotowanych było może ze dwadzieścia-trzydzieści miejsc siedzących skierowanych bezpośrednio na dwa fotele, w których już za niedługo mieli zasiąść Włodek z Karolem. Widok miałyśmy naprawdę dobry i chociaż przyszłyśmy stosunkowo wcześnie, potem się okazało, że niektórzy grzali miejsca już przed szesnastą! Nikt raczej nie zagadywał osób siedzących obok, każdy zajmował się tym, z kim przyszedł albo po prostu czytał nowo kupioną książkę. Ogólnie rzecz biorąc, myślałam, że integracja i otwartość ludzi będzie nieco większa.

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
Kiedy w końcu nadszedł ten upragniony moment, niemal równo o osiemnastej, wszyscy jakby zastygli w oczekiwaniu na to, co się za chwilę miało wydarzyć. Nawet ja, chociaż postawiłam sobie za punkt honoru uwiecznić moment, w którym Karol i Włodek wchodzą, siedziałam jak zaczarowana z ręką na aparacie. Leżał na siedzeniu obok mnie, ale ja o nim zapomniałam. I razem z K. odniosłyśmy takie samo wrażenie, jakby ich pojawienie się w tej niewielkiej księgarni spowodowało zbiorową niemoc.

Wszyscy się nieco otrząsnęli dopiero chwilę później, ponieważ Włodek z Karolem stwierdzili, że koniecznie trzeba się przywitać z ogromną grupą ludzi, która nie zmieściła się w  Matrasie. Gdy wrócili, sytuacja już się niemal całkiem unormowała. Wszyscy po kolei zaczynali się cicho śmiać i widać było, że pierwszy szok minął.

Po przywitaniu się z nami, kiedy już usiedli w przygotowanych fotelach, rozpoczęła się bardzo krótka rozmowa. Wszystko zaczął przedstawiciel Wydawnictwa Znak, a potem padło kilka pytań ze strony przybyłych. W pamięć jakoś szczególnie zapadło mi pytanie Czarka, który siedział bezpośrednio przede mną i K. Zapytał: Dlaczego zrezygnowaliście z "dzień dobry!"? i było to skierowane bezpośrednio do Włodka. Odpowiedź, która padła, niespecjalnie szokowała, szczególnie, że mam już książkę za sobą. Usłyszeliśmy, że Włodek nie chciał, żeby przez to "dzień dobry!" przyszyto mu łatkę i żeby wszyscy witali go potem tym sławnym "dzień dobry!". Stwierdził też, że nie zrobi "dzień dobry!" na żywo, bo to nie brzmi tak dobrze.

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
Prawie na samym początku dowiedzieliśmy się, że Radosław Kotarski wysłał im prawdziwą recenzję ich książki i oznajmił, że "jest lepsza, niż się spodziewał", na co wszyscy wybuchnęli nieco nerwowym śmiechem (w końcu to był dopiero początek).

Większość była najpewniej przekonana, że część, w której Karol z Włodkiem odpowiadają na pytania, będzie znacznie dłuższa i podpisy oraz zdjęcia mają stanowić jedynie dodatek. Jednak po około dziesięciominutowych żartach i panoramie, którą Karol zrobił niemal na samym początku, Włodek stwierdził, że czas przejść do tego, po co wszyscy tu przyszli, bo tym na dworze na pewno jest już zimno. Kolejka ustawiła się błyskawicznie, więc ja oraz K. (jako że siedziałyśmy w trudno dostępnym rogu) uznałyśmy, że poczekamy do samego końca, bo na pewno nie ma aż TAK dużo ludzi... Cóż, przeliczyłyśmy się.

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
Chociaż byłam na wielu spotkaniach autorskich oraz targach książki i wiem, jak zazwyczaj wyglądają takie spędy, byłam bardzo pozytywnie zaskoczona ogromną energią, która tryskała niemal z obu panów. Nie było to standardowe:
- Cześć.
- Cześć, dla kogo?
- Ani. (imię przykładowe)
- Proszę.
- Cześć.

I Karol, i Włodek starali się na różne sposoby urozmaicić rozdawanie podpisów tak, by było w ich stylu. Poza tym ci, którzy przyszli często również mieli całkiem ciekawe pomysły, jak zrobić dobre zdjęcie albo przeprowadzić przyjemną, choć krótką, pogawędkę. Nawet, jeśli trafił się ktoś, kto np. ze zdenerwowania zbyt głośno powiedział "cześć" odchodząc, to Włodek następną osobę witał doskonale słyszalnym "CZEŚĆ" i już po chwili nikt nie pamiętał o wpadce, a wręcz była ona postrzegana jako genialny pomysł.

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
Jedną z większych sensacji było przyjście na spotkanie chłopaka w pomarańczowej bluzie grupy Abstrachuje, na co Włodek zareagował ogromnym oburzeniem. Zdjęcie jednak pozwolił sobie zrobić, chociaż z pewnym oporem.

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
Atrakcją również okazał się Czarek, czyli z początku bezimienny chłopak, który rysował podobiznę Włodka i Karola z ich najbardziej popularnego zdjęcia, które zostało potem wykorzystane do ozdobienia okładki książki Lekko Stronniczy - jeszcze więcej. Siedziałyśmy z K. tuż za nim i ukradkiem zerkałyśmy na to, co powstaje w miarę upływu czasu spotkania, jednak inni byli mniej dyskretni. Potem się dopiero dowiedziałyśmy (wiecie, siedzenie przez trzy godziny w odległości pięćdziesięciu centymetrów od siebie zbliża ludzi), że chodzi na zajęcia plastyczne.

To drugie zdjęcie mojego autorstwa. Chciałam, żeby było artystyczne.
Jednak reakcją Włodka na podarowany rysunek było wykrzyknięte "A CO TO ZA BOHOMAZY?!" i konieczność dodania własnego elementu do obrazka. W tym przypadku było to pomalowanie zęba długopisem.

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
To Czarek, autor rysunku (fot. Adrian Obręczarek, IMAGO)
W każdym razie, oczekiwanie na podpis oraz zdjęcie do samego końca spotkania okazało się jak najbardziej trafionym pomysłem. Nie dość, że razem z K. poznałyśmy całkiem fajnych ludzi, trochę poprzeszkadzaliśmy im swoim śmiechem oraz udało mi się załatwić zdjęcia, które oglądacie, to kiedy już nadeszła nasza kolej, nie było tłumu ani pośpiechu. Było zabawnie!

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
Razem z nami czekały jeszcze Agata oraz Dorota, które poszły po podpis na samym początku i potem czekały tylko na to, by na spokojnie zrobić zdjęcie. Takie, jakie chciały. Z początku zastanawiałam się, po co, ale kiedy zobaczyłam efekt, pytania same na siebie odpowiedziały.

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
Na koniec jeszcze kilka zdjęć i impreza została zakończona.

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO

fot. Adrian Obręczarek, IMAGO
Teraz przyszedł moment na moje stałe pseudofilozoficzne wynurzenia, więc jeśli ktoś chce, może od razu przewinąć do końcowego zdjęcia.

Powiem Wam coś: nie znam ich. Oglądam ich program, znam niemal wszystkie odcinki, przeczytałam ich książkę, w końcu zamieniłam z nimi raptem parę zdań, a mimo to wiem, że ich nie znam. Ale wiecie co? Włodek Markowicz i Karol Paciorek (lubię zmieniać tę kolejność) wiedzą, jak sprawić, by ludzie ich lubili i mnie z pewnością przekonali. Na pewno jesteśmy już LEKKO STRONNICZY!

I jako że mowa, bez której ten tekst nie mógł się obejść, dobiegła końca, przyszedł czas na podziękowania. Za mile spędzony czas z pewnością dziękuję K, bo to ona tam ze mną poszła. Kamila oraz Czarek okazali się niezwykle miłymi ludźmi, z którymi można było dłuugo gadać. Ta samo mocno dziękuję Adrianowi (za zdjęcia) oraz Agacie i Dorocie. Nie było aż tak ciężko przetrwać te kilka godzin 


I na koniec trzecie zdjęcie mojego autorstwa. Bo selfie musi być!
Od lewego dolnego rogu: ja (nie widać mnie), Kamila, Adrian, Agata, Dorota, Czarek oraz K. (której też nie widać).