niedziela, 2 listopada 2014

117. PRZEDPREMIEROWO: "Lekko Stronniczy - jeszcze więcej" Karol Paciorek, Włodek Markowicz

źródło



Info:
Autorzy: Karol Paciorek, Włodek Markowicz
Tytuł: Lekko Stronniczy - jeszcze więcej
Wydawnictwo: Flow Books
Data premiery: 6 listopada 2014 r.
Liczba stron: 304

Już przynajmniej raz się tak zdarzyło: rozpoznawalny youtuber wydał swoją pierwszą książkę, która, ze względu na rzesze fanów jego filmików, okazała się bestsellerem, choć w rzeczywistości nie wnosiła prawie nic nowego. Wiadomo, chęć zaistnienia również w innym formacie niż przekaz audio-wizualny siedzi chyba w każdym, kto staje przed kamerą. Wygląda to trochę na próbę pozostawienia po sobie czegoś bardziej namacalnego niż wirtualne pliki. Czy kolejna publikacja tego typu też jest raczej mierną pozycją?


Lekko Stronniczy. Program, który zaczął jako podcast w lutym 2011 roku, kiedy polski YouTube dopiero raczkował, a filmiki wrzucane systematycznie od poniedziałku do piątku równo o 18.00 nie były zbyt często spotykane. W zasadzie to nigdy do tego pamiętnego 24 lutego 2011 roku nie pojawiło się coś takiego. Książka napisana przez autorów Lekko Stronniczego wiele wyjaśnia, odpowiada na bardzo często zadawane przez widzów pytania i całkowicie zmienia patrzenie widza na ich program. Już nigdy nie będzie tak samo, bo magia... Uchyliła rąbka swoich tajemnic.

Moją największą obawą związaną z literackim projektem Karola i Włodka była możliwość, że wypadnie on tak miernie, jak według mnie wyszła pierwsza książka Niekrytego Krytyka (Zeznania Niektytego Krytyka). Owszem, zabawna i przyjemna, ale która w sumie nie wniosła nic nowego. Ot, zwyczajny zbiór felietonów. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Całość pochłonęłam w kilka godzin z przerwami na zebranie myśli, gdyż Lekko Stronniczy - jeszcze więcej nie jest zwyczajną książko-poradniko-spowiedzią autorów. Zawiera bardzo zawiłe przemyślenia obu prowadzących, które niezwykle często zmuszają do przynajmniej krótkiej chwili zastanowienia. Nie łudźcie się, że uda Wam się czytać książkę Karola i Włodka i jednocześnie zerkać na Trudne sprawy, wyłapywać pojedyncze słowa z jakiejś audycji radiowej na Esce (bo pewnie tego słuchacie) oraz odświeżać Facebooka co kilkanaście sekund (a nuż ktoś Cię gdzieś oznaczył). Oni jak zwykle chcą zagarnąć czytelnika na własność. Choćby na te kilka godzin lektury.

Cała publikacja zawiera w sobie dwie formy wypowiedzi: rozmowę zapisaną trochę na zasadzie wywiadu (z inicjałem tego, który w danej chwili się wypowiada) oraz tematyczne felietony (bo chyba mogę je tak nazwać) każdego z autorów. O ile do tej drugiej nie mam absolutnie nic, o tyle do pierwszej chciałabym głosić kilka uwag. Pierwszą i podstawową sprawą było to, że „znam” Karola i Włodka dzięki ich filmikom. Jestem przyzwyczajona, zresztą pewnie jak większość ich widzów, do ogromnej dawki energii, dynamicznych gestów i mimiki oraz różnych tonów głosu. Tutaj tego zabrakło tak wyraźnie, że przez pierwsze kilkanaście (przynajmniej) stron miałam wrażenie, jakbym czytała ich rozmowę, ale spisaną przez Radka Kotarskiego*. Taką zupełnie wypraną z ich charakterystycznych cech. Okazało się jednak, że wystarczy się trochę wdrożyć i po 1/4 książki już niemal przestałam zwracać na to uwagę. Druga rzecz to to, że moim zdaniem przydałoby się zmienić nieco styl formatowania tych rozmów. Wiele razy myliły mi się wypowiedzi i to, co powiedział Włodek, kodowało mi się w głowie jako słowa Karola i na odwrót. Myślę, że niegłupim wyjściem byłoby na przykład zastosowanie różnych czcionek dla każdego z nich lub wyróżnienie wypowiedzi jednego kursywą, pogrubieniem lub w jakikolwiek inny sposób. Dla czytelnika, który ma stosunkowo duże tempo pochłaniania stron, byłoby to znacznie łatwiejsze w odbiorze.

Już od pierwszych słów czułam się jak u siebie. Miałam wrażenie, jakbym była niejako w centrum wydarzeń lub przynajmniej stała z boku i obserwowała całą sytuację, gdyż nawet tutaj całość nastawiona jest na odbiorcę, a nie twórców. To Ty jesteś przedstawiany jako główny powód powstania projektu, to Tobie wszystko jest przekazywane, jakbyś był ich najlepszym przyjacielem i jakby oni powierzali Tobie swoje największe sekrety, porażki i nadzieje. Było to naprawdę niesamowite przeżycie, gdyż nigdy dotychczas nie otworzyli się tak w Lekko Stronniczym. Dzięki ich książce wyraźnie widać, że nie są to typowe śmieszki z internetów, ale pełnokrwiści ludzie, którzy myślą bardzo trzeźwo (od poniedziałku do piątku ;)) i mają naprawdę coś ważnego oraz, co bardziej istotne, interesującego do przekazania. Zastanawiam się, czy przez to, że się tak otworzyli przed czytelnikami, nie zacznie teraz panować powszechne przekonanie, że Lekko Stronniczy się zmieni. Wydaje mi się, że znaczna część odbiorców książki zacznie uważać, że skoro Karol i Włodek nie mają już niemal nic do ukrycia, to przestaną zmuszać się przez kamerą, jeżeli mają tego dnia akurat zły dzień. Myślę, że to bardzo złe podejście i mam ogromną nadzieję, że się jednak mylę.

Jeżeli chodzi o rzeczy mniej poważne – jest naprawdę wiele momentów, w których można się szeroko uśmiechnąć, a nawet pęknąć ze śmiechu. Docinki, które szanujący się widz może bez problemu sobie wyobrazić, zdania ironiczne, które zawsze powodują wykwit szerokich bananów na twarzach odbiorców to absolutna rutyna. Oczywiście nie w tym złym znaczeniu. W ogóle zastanawiam się, jak powstała książka Karola i Włodka, gdyż język w znacznej części przypomina ten zarezerwowany dla formy mówionej, a nie pisanej. Moja teoria jest taka: nagrali te rozmowy, a potem któryś z nich je spisał. Co więcej? Gdyby Karol napisał powieść (najlepiej taką z dreszczykiem), byłabym pierwsza w kolejce w księgarni, bo naprawdę ma talent do budowania napięcia. I już na zakończenie tylko powiem Wam, że tym, co zastanawia mnie najbardziej, jest to, dlaczego zdecydowali się na premierę przed 26 grudnia, czyli przed zakończeniem Lekko Stronniczego?

Podsumowując:
Uważam, że ta pozycja jest absolutnie obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcą coś po sobie zostawić w internetach. Dla tych, którzy są fanami Lekko Stronniczego również. I w ogóle, przecież trzeba poprawić statystyki – każdy musi ją przeczytać, bo statystyczny Polak rocznie sięga po tylko JEDNĄ książkę. I to ma być właśnie ta! Ja tak mówię i tak ma być.
I, Karolu i Włodku, jeśli to czytacie, to za Waszą namową ustawiłam sobie hasło w telefonie i nadal jestem lekko stronnicza.

*Mam nadzieję, że Radek się nie obrazi, nie to było moim celem. Ale chyba wszyscy wiedzą, o co chodzi.

Za możliwość zapoznania się z książka ogromnie dziękuję mojej przyjaciółce K, która podarowała mi ebook.
A we wtorek mam nadzieję widzieć się z Karolem i Włodkiem (dlaczego zawsze mówi się o nich w tej kolejności?) w warszawskim Matrasie i być może z nimi chociaż chwilę porozmawiać ;)

Ktoś też się wybiera?