piątek, 28 listopada 2014

Let's talk z Mai ;)

Blogosfera kipi od blogów książkowych i mnóstwa innych. Mai, autorka Ludzkiej sokowirówki zdradza, czy jej zdaniem społeczność polskich blogerów-recenzentów rozwija się czy wręcz przeciwnie. Oprócz tego teraz już wiem, od czego zaczynać dzień i czy zawsze da się być zorganizowanym ;)


Natalie Rosa: Prowadzisz Ludzką sokowirówkę już od ponad dwóch lat, przy czym dopiero zaczęłaś studia. Jak udało Ci się wytrzymać całą klasę maturalną bez większych przerw?
Mai: Szczerze mówiąc sama się nad tym zastanawiałam, kiedy skończyłam mój trzytygodniowy maraton maturalny i doszłam do wniosku, że w gruncie rzeczy - wydawało się to trudniejsze, niż w istocie było. Na początku klasy maturalnej musiałam szybko zdać sobie sprawę, że doba to niestety tylko dwadzieścia cztery godziny i trzeba je podzielić mądrze. Tak, przetrwałam ostatni rok planując bardzo dokładnie każdy krok - niekiedy nawet co do godziny! Miałam o tyle utrudnione zadanie, że swojego czasu nie wykorzystywałam jedynie na naukę i drobne przyjemności, ale również walkę z kręgosłupem, który postanowił zrobić mi psikus i zbuntować się właśnie w finalnej klasie. Nic dziwnego zatem - chociaż może troszkę? - że po zakończeniu egzaminów w koszu wylądowała tona kartek z dokładnymi opisami - kiedy rehabilitacja, kiedy nauka, kiedy blog. Jednak udało się i z doświadczenia mogę powiedzieć, że Ludzka sokowirówka okazała się bardzo dobrą odskocznią od codzienności w tym obciążającym okresie.

Ale czy to znaczy, że nigdy nawet nie pomyślałaś o przerwie?
Zdecydowanie nie, ani razu nie przyszło mi to do głowy. Widziałam, że niektórzy blogerzy zawieszali swoje blogi w tym trudnym czasie maturalnym, ale ja czułam, że umiem pogodzić rozrywkę z nauką. Nie pomyliłam się, bo maturę zdałam naprawdę dobrze, a także dostałam się na wszystkie kierunki, na które składałam.
I muszę potwierdzić słowa, które słyszy każdy maturzysta - faktycznie, nie ma się czego bać!

Dzięki, przyda mi się do maja :) W okresie zimowo-wiosennym, gdzieś na początku tego roku, na Twoim blogu dominowały recenzje lektur. Czyżbyś była wyjątkiem od reguły i jednak czytała te książki? :)
Zawsze czytałam lektury i w liceum z zaskoczeniem stwierdziłam, że są one równie dobrymi książkami. Traktuję je po prostu jak powieści i myślę, że uświadomienie sobie, iż ludzie lata temu czytali je w takim właśnie celu umilenia czasu sprawia, że patrzę na nie inaczej - okiem zwykłego czytelnika. Wiele lektur bardzo mi się podobało, niektóre też pojawiły się w niedawnym zestawieniu najważniejszych książek mojego życia i to nie bez powodu! Z tego też względu pisałam o nich w dość przewrotnym cyklu „Przymus edukacyjny”, bo dla mnie... nie były przymusem, a przygodą, jaką zawsze przeżywam podczas czytania :)

A czy, w takim razie, znalazła się w liceum jakaś lektura, po której przeczytaniu żałowałaś, że to zrobiłaś? Czy kiedykolwiek żałowałaś czasu poświęconego jakiejkolwiek książce?
Ogółem - moja lista książek, które nieprzyjemnie wspominam nie jest długa, lektur również wiele na niej się nie znajdzie. W liceum tylko jedna bardzo mnie rozczarowała i myślę, że niewiele osób przeczytało ją w całości. Mowa o „Wielkim Testamencie” Franciszka Villona, który to tak zachwalany przez naszego (chodziłyśmy do tego samego liceum – przyp. red.) polonistę miał okazać się hitem i... był zdecydowanym przeciwieństwem tego słowa. Nie rozumiałam jej, była bardzo ciężka, przestarzała i posiadała wszystkie te przymioty, które krytykuję w „przymusach edukacyjnych”. Dodam też, że kartkówka z tej lektury całkowicie rozgromiła moją klasę, co też może wpływać na moje wspomnienia odnośnie tego dzieła.
Również zdecydowanie do dzisiaj żałuję tego jednego dnia, który poświęciłam na przeczytanie „Opowieści Wigilijnej” Dickensa - którą szanuję za treść, ale nienawidzę za język i wyczuwalną rozwlekłość akcji. Z tematyki pozaszkolnej wciąż zgrzytam zębami na widok chociażby „Przynieście mi głowę wiedźmy” Harrison, czy też „Mrocznego sekretu” Bray.
Jednak jak wspomniałam - nieprzyjemnych książek nie mam za sobą wielu i całe szczęście!

Co zatem powiedziałabyś tym, którzy uważają, że nie ma straconego przy lekturze? Nawet, gdyby była najgorszą z najgorszych?
Z doświadczenia - niezbyt dużego, jak widać - wiem, że można niekiedy bardzo się zawieźć na książce. Nie musi być ona przerażająco słaba, ale po prostu czujesz wyrzuty sumienia, że zabrałeś się akurat za tę pozycję, a czas mógłbyś poświęcić na coś naprawdę interesującego. Niekiedy dopada mnie to uczucie i ciężko mi wierzyć w słowa, że niektórzy kompletnie go nie znają. Mówi się, że nie ma złych książek, a istnieją nieodpowiedni czytelnicy - zdecydowanie jestem w opozycji do tego stanowiska ;)

Od lewej: Mai, Ja i Artemis (Poradnik Pozytywnego Czytelnika) na
targach książki w Krakowie 2014 (fot. archiwum prywatne)
Czy chwalisz się swoim blogiem przed znajomymi, czy raczej nie mówisz o nim, jeśli nie pytają?
Okres chowania się ze swoją działalnością w Internecie - w końcu Ludzka sokowirówka to nie mój pierwszy blog - mam już dawno za sobą. Owszem, początkowo jej istnienie było znane jedynie tym najbliższym, przed którymi ciężko ukryć proste pisarskie radości, jak miła odpowiedź na tekst, czy też intrygująca dyskusja. Z czasem jednak ten „projekt” rozrósł się tak bardzo, że w moim życiu stał się dość wyraźny. Zaczęły pojawiać się egzemplarze recenzenckie, znajomi z różnych polskich miast na Facebooku i niektórzy to zauważali. Myślę, że po roku istnienia LS zdecydowanie zaczęłam o niej mówić głośno. Nie kryję tego i niekiedy wspominam, że posiadam takie oto małe „dziecię”, którym opiekuję się bardzo często. Nie wiem, czy można to nazwać chwaleniem się, ale z pewnością jestem dumna z mojego bloga i nawet jak ktoś nie pyta, ale rozmawiamy o hobby, to mimowolnie wtrącam, że istnieję w sieci, działam aktywnie i niezwykle to lubię. Link do Ludzkiej sokowirówki znajduje się też na kilku moich prywatnych profilach, więc naprawdę łatwo na niego trafić. Wielokrotnie też przekonałam się, że Ci znajomi chętnie zaglądają na moje twory, a gdy szukają lektury, to zwracają się do mnie.
Uogólniając: mówię o tym, bo jest to naprawdę ważna część mojego życia, poświęcam blogowi wiele czasu i nie wstydzę się go, ot co!

Całkiem prawidłowe podejście, ale czy nigdy nie zdarzyło Ci się doświadczyć krzywych spojrzeń, gdy mówiłaś o tym, że masz bloga i nie precyzowałaś jego zakresu? Bo mam wrażenie, że określenie „blog” od razu kojarzy się z wynurzeniami znudzonych nastolatek, które myślą, że ich życie zainteresuje też innych.
Myślę, że obraz słowa „blog” bardzo zmienił się przez ostatnie lata w świadomości tej obeznanej z Internetem części naszego społeczeństwa. Ze strony rówieśników zazwyczaj zauważam czyste zaciekawienie, gdy wspominam o tym, iż bardzo aktywnie istnieję w sieci. Nie zdarzają się raczej sytuacje, w których od razu przy napomknięciu o Ludzkiej sokowirówce, nie wspominam o jej zakresie. Staram się zaznaczać, jaki jest to blog i co na nim robię. Myślę też, że moje podejście do angażowania się w ten sposób i wyrażania siebie, sprawia, że ludzie zmieniają zdanie. Blogowanie traktuję bardzo poważnie, nie chcę zawieść czytelników, wydawnictw, a także - co najważniejsze - samej siebie.
To raczej starsza część domowników podchodziła do mojego pomysłu z dystansem, ale teraz niezwykle mi kibicują, bo wiedzą, że uwielbiam to robić.

Jak ich przekonałaś, że nie jest to tylko np. szukanie zajęcia na siłę?
Szczerze mówiąc - nikt nigdy nawet nie zasugerował mi, że blogowanie to szukanie zajęcia na siłę, więc też nie musiałam się z tego tłumaczyć. Prędzej pojawiały się pytania, jak mam zamiar to pogodzić - blog, normalne życie i - teraz już - studia. Zazwyczaj w takich sytuacjach odpowiadam, że zawsze dawałam sobie radę, by rozłożyć odpowiednio czas i tym razem też nie będzie z tym problemu ;)

Miałaś kiedyś problemy z organizacją, czy zawsze starałaś się pilnować czasu?
Od zawsze starałam się pilnować czasu, ale jak każdy - miałam z tym problemy, odzywało się lenistwo i plany potrafiły runąć. Właściwie myślę, że przede wszystkim każdy, gdy wchodzi w nowe otoczenie - zmiana szkoły, rozpoczęcie studiów lub pracy - boryka się z tym kłopotem. O ile w liceum naprawdę świetnie organizowałam swój czas, to teraz faktycznie zauważam, że przydałaby mi się tak godzina - lub nawet dwie! - więcej w dobie. Z tego też względu moja „perfekcyjna” technika organizacji ostatnio trochę kuleje, ale coraz sprawniej rozkładam swoje obowiązki i nawet udaje mi się przeczytać jakąś książkę podczas krótkich i nielicznych chwil odpoczynku!

Współpracujesz jako recenzentka z wieloma wydawnictwami. Zdradź swój sekret, jak udało Ci się skontaktować z takimi, które naprawdę rzadko odpisują, jak np. Otwarte.
Tutaj nie ma żadnego sekretu, naprawdę. Napisałam i miałam ogromne szczęście, że akurat tego dnia ktoś porządnie sprawdził pocztę. Nie jestem pewna, czym ich do siebie przekonuję - tą nietypową nazwą bloga, garścią statystyk, a może... poziomem mojej pracy - w to ostatnie lubię wierzyć. Cicho mogę podpowiedzieć, że najlepiej jednak - w każdej sprawie, nie tylko tej z pytaniem o współpracę - pisać rano. Wtedy ludzie przychodzą do pracy i sprawdzają skrzynki mailowe. Sama od tego rozpoczynam dzień!
Mai wraz z Olgą Gromyko (fot. archiwum prywatne)

Wspomniałaś coś o poziomie Twojej pracy - czy Twoim zdaniem piszesz dobrze, czy raczej jesteś typem kogoś, kto nigdy nie przyzna, że podobają mu się jego własne teksty?
To chyba jedno z cięższych pytań. Warto wspomnieć, że literacko nie działam od wczoraj - piszę już od prawie ośmiu lat, chociaż i to wydaje się krótko. Proste konstrukcje, historyjki, opowiadania, teksty konkursowe... Nie zliczę, ile słów mam na koncie. Nigdy jednak nie uważałam się za speca w tej dziedzinie, mimo kilku satysfakcjonujących sukcesów. Ja po prostu kocham tę formę wyrażania siebie i niektóre moje teksty - przyznam szczerze - lubię wyjątkowo, inne z kolei chętnie napisałabym na nowo. Wiem, że jeszcze sporo pracy przede mną w pisaniu, ale chyba na tle blogosfery nie wypadam tak źle. Lubię się rozwijać, poprawiać, przyjmuję krytykę i potrafię czasami przyznać, że coś mi całkiem, całkiem wyszło ;)

Co według Ciebie ukazuje dzisiejsza blogosfera? W jakim kierunku się zwraca? Bo myślę, że czasem jakieś blogi przeglądasz.
Trafiłaś z tym pytaniem w dziesiątkę, bo akurat dzisiaj pierwszy raz od dawna przeglądałam blogi i... skutkiem okazało się zmniejszenie obserwowanych przeze mnie stron. Niestety, moim zdaniem blogosfera bardzo stoi w miejscu - tematy dyskusyjne są takie same niemalże wszędzie, opinie w większości składają się z naprawdę DOKŁADNYCH streszczeń danych pozycji lub postów, które autor napisał w pięć minut, książki... powtarzają się, gdy jest na nie moda. Kiedyś faktycznie nie zwracałam na to uwagi, jednak coraz bardziej frustruje mnie to bycie... jednolitym. To też skłania mnie osobiście do refleksji nad Ludzką sokowirówką i zmian, które w najbliższym czasie chcę na nią wprowadzić.

Nieco wyprzedziłaś już następne pytanie :) Podzielisz się chociaż małą garstką szczegółów?
Najwyraźniej czytam Ci w myślach ;)
Przede wszystkim chciałabym, żeby na Ludzkiej sokowirówce więcej się działo - głównie pod względem tematycznym. Już teraz można zauważyć, iż nie trzymam się samej literatury - pojawiają się wpisy filmowe, komiksowe... Niektóre z działów - nawet te już wprowadzone - zaniedbałam i chcę to naprawić. Z pewnością pojawi się też kilka ciekawych tekstów do dyskusji, których jeszcze naprawdę nigdzie nie widziałam. W dalekiej przyszłości mam też w planach zmiany graficzne, ale to nie jest punkt pierwszy na liście - co najwyżej kaprys kobiety, która nie lubi rutyny ;)

Co poradziłabyś blogerom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę?
Bądźcie sobą, nie wstydźcie się pytać, ćwiczcie i... cieszcie się tym, co robicie. To właśnie Wy musicie mieć największą frajdę z prowadzonej strony, by działało to tak, jak trzeba :)

Dziękuję Ci bardzo za poświęcony mi czas :)
Również dziękuję - głównie za cierpliwość w moim odpisywaniu. Uwierzcie, Kasi należą się za to brawa!

Mai (fot. archiwum prywatne)

Teksty Mai możecie poczytać na jej blogu – Ludzka sokowirówka!

A co za miesiąc? ŚWIĘTA!! Naprawdę, nie mogę się wprost doczekać tego klimatu (i prezentów, ale cii!), bielutkiego śniegu i niemal trzech tygodni wolnego!
Postaram się sklecić dla Was kolejny wywiad, ale wybaczcie, jeżeli nie będzie mi się chciało, bo to wymaga naprawdę ogromnych nakładów cierpliwości do NIEZWYKLE SYSTEMATYCZNYCH W ODPISYWANIU NA MAILE BLOGERÓW :)
Bądźcie stronowani!
XOXO

Kasia