sobota, 15 listopada 2014

120. "Uczeń Czarnoksiężnika" Aleksandra Chmielewska

Okładka ze strony zaczytani.pl



Info:
Autor: Aleksandra Chmielewska
Tytuł: Uczeń Czarnoksiężnika
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 252

Część z Was na pewno kojarzy Madame Antoniego Libery, tę powieść o uczniu, który zakochał się w swojej nauczycielce od francuskiego. A jeżeli ten tytuł jest Wam obcy, to na bank widzieliście Stowarzyszenie Umarłych Poetów (ja akurat oglądałam film, więc to na nim się oprę), czyli historię o niezwykle charyzmatycznym profesorze. A jeśli dziwnym trafem znacie oba te dzieła, to myślę, że do pakietu możecie teraz dodać Ucznia Czarnoksiężnika.


Lekcje muzyki według Feliksa, młodego chłopaka, ograniczają się do przekonującej odpowiedzi na pytanie „grałeś?”. „Grałem” powiedziane tak, żeby nauczycielka nie spostrzegła, że ktoś kłamie było stosunkowo prostym zadaniem. Nagle jednak sytuacja zmienia się diametralnie i zamiast pani „grałeś-grałem”, pojawił się starszy mężczyzna w powłóczystej szacie i z długą brodą, który nie tylko rozbudzi w Feliksie ogromną miłość do wiolonczeli, ale także pokaże mu ogromny, nieznany mu dotychczas kawał świata i życia.

Powieść ta jest debiutem tegorocznej finalistki literackiego konkursu organizowanego przez portal duzeka.pl. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się niewiadomo jakich doświadczeń z nią związanych – ot, kolejna książka z bardzo ładną okładką. Rzeczywistość mnie jednak odrobinę przygniotła i oszołomiła, gdyż... historia tak porywa czytelnika, że mimo zwalniającej momentami akcji i ogromnej ilości rozudowanych retrospekcji, nie można się od niej oderwać i cały czas chce się więcej! I stąd właśnie moje porównanie do dwóch wybitnych dzieł: Madame oraz Stowarzyszenia Umarłych Poetów. Wszystkie te teksty w jakiś sposób wynoszą osobę nauczyciela do pozycji guru, pana i władcy wszechświata.

Feliks jest absolutnie najnormalniejszym chłopakiem, jakich mnóstwo w Polsce. I nie wiadomo, dlaczego, ale to właśnie jego Czarnoksiężnik postanowił wykształcić. Chłopak, chociaż początkowo nieufny, wkrótce dostrzega geniusz swojego mistrza, który bez patrzenia na zegarek wie, która godzina. To było naprawdę niesamowite przeżycie, czytać historię opowiedzianą z perspektywy niezbyt wybitnej jednostki, dla której niemal osobą kultu jest nauczyciel od wiolonczeli. I nie zostało to napisane banalnie i bez polotu. Zdania są pełne patosu, ale jednocześnie charakteryzują się bardzo dużą prostotą, typową dla nastoletniego umysłu.

Co najśmieszniejsze, wszystko wzniesione jest do bardzo wysokiej rangi. Jest taki moment, w którym bohater pracuje jako portier i zamiast zwyczajnie stwierdzić, że ta praca jest nudna, on opowiada, że właśnie był na najwyższym poziomie zaawansowania i prawie nauczył się wystukiwać bardzo skomplikowany utwór łyżeczką na szklance od herbaty, kiedy przyszedł czas na ten najgłośniejszy moment i szkło pękło, wylewając wrzącą zawartość na duży palec u nogi kontrabasisty. Właśnie w tym tonie utrzymana jest cała powieść, dzięki czemu w wielu momentach czytelnik ma ochotę wybuchnąć śmiechem widząc w sumie mało błyskotliwy komentarz do jakiejś sytuacji, ale za to bardzo adekwatny.

Wspomniałam, że w historii stworzonej przez panią Chmielewską jest więcej retrospekcji niż właściwej akcji. Uważam, że mogłaby być większa ilość wydarzeń w czasie rzeczywistym, wtedy sama historia byłaby znacznie bardziej dynamiczna. W głównej mierze występują opowieści innych bohaterów, które pozwalają Feliksowi ułożyć wydarzenia z przeszłości w chronologiczną całość. To zadanie nie należy do najprostszych, ale chłopak, jako ambitna i zakochana w swoim mistrzu postać, nie zamierza się poddawać i brnie w bagnie przeszłości aż do samego końca. Najbardziej zaskoczył mnie właśnie moment zakończenia. Spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego i choć trochę wybuchowego, ale w perspektywie czasu widzę, że zastosowanie zabiegu „skoku w przyszłość” (nazwa wymyślona przeze mnie, nie wiem, jak to się fachowo nazywa) wyszło całokształtowi na dobre, jeżeli weźmie się pod uwagę całokształt książki.

Podsumowując:
Jestem oczarowana i chyba tylko z tego powodu nie zauważyłam zbyt wielu potknięć w tej książce. Jeżeli to rzeczywiście jest debiut autorki, to życzę jej jak najlepiej i mam ogromną nadzieję, że niedługo ukaże się więcej jej dzieł, gdyż moim zdaniem naprawdę pokazują coś, co rzadko spotyka się w dzisiejszej literaturze. To świat intryg i tajemnic, ale jednocześnie niezwykłego geniuszu i realnie oddanych charakterów.

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Book Lovers.