piątek, 26 grudnia 2014

Garść poświątecznych życzeń

Na samym wstępie chciałam podziękować Agnieszce z bloga Książki od Kuchni za podsunięcie mi tego genialnego pomysłu na to, jak można maksymalnie podkręcić swój własny hipsteryzm. To jej zawdzięczamy wszyscy ten oryginalny post. Podziękujcie jej koniecznie w komentarzach!


„Święta, święta i po świętach” chciałoby się powiedzieć. Ale pamiętajcie, że do następnych zostało już tylko 363 dni! To mniej niż rok, więc nie ma się czym martwić. Piszcie już listy do Mikołaja, bo znając naszą Pocztę Polską i tak gdzieś zaginą. Więc zróbcie od razu ze cztery kopie i wyślijcie je po jednym co dwa tygodnie.

Kard z filmu Harry Potter i więzień Azkabanu (reż. A. Cuarón, 2004)
Zdjęcie pochodzi ze strony gopixpic.com
Święta to taki niesamowicie magiczny czas, kiedy najpierw się przygotowuje jedzenie, by potem, już w wigilię, czuć się jak ciotka Marge z filmu Harry Potter i więzień Azkabanu. Czyż to nie cudowne uczucie, kiedy odpakowujesz prezenty i spodziewasz się płyty ulubionego zespołu, bo przecież przekazałaś cioci, co chcesz dostać, a widzisz kolejną czekoladę, której nie możesz zjeść, bo doktor zabroniła? A najlepszym momentem jest ten, kiedy wszyscy nagle przypominają sobie o tym, że w maju piszesz maturę i zasypują Cię gradem pytań. A partnera na studniówkę masz? Bo wiesz, mój Grzesio to tak genialnie tańczy... Uczysz się coś? Masz już sukienkę? Gdzie kupiłaś? Za ile? Z jakiego jest materiału? Kiedy robisz prawo jazdy, bo wiesz, Paweł już zrobił? Z czego zdajesz egzaminy? A potem gdzie idziesz na studia? Bo przydałby się nam lekarz w rodzinie... Jesteś w klasie mat-geo-wos? To może na prawnika idź, ten też by się przydał.

Tak, to jest ta znacznie mniej przyjemna sfera świąt. Ale pomyślcie sobie, że tak jest tylko kilka razy w roku. I jak już to sobie uświadomicie, to pomyślcie sobie, że ci ludzie, którzy tak o wszystko wypytują, może w rzeczywistości naprawdę ich to interesuje, chcą Was trochę poznać albo po prostu zapobiec niezręcznej ciszy, po której w końcu któryś z wujków powie „proszę”, podnosząc kieliszek. A tak wujek musi się trochę wysilić, by wszyscy go usłyszeli.
Obrazek pochodzi ze strony fun.fakt.pl

Dlatego właśnie ogromnie Wam życzyłabym na te święta, które się właśnie skończyły, ale też na każde następne (bo kto wie, może mnie jakiś idiota na pasach potrąci i za rok tego nie napiszę), żeby Wasze pokłady cierpliwości do tych starych bądź, co bądź ludzi nigdy się nie wyczerpały. Odpowiadajcie ze stoickim spokojem po raz pierdylionowy, że nie wiecie, na co iść na studia, że do matury się uczycie, że sukienkę macie, ale zamówiliście przez internet, więc nie do końca jeszcze wiecie, jak wygląda... Być może naprawdę ich to interesuje. A po drugie pamiętajcie, żeby się uśmiechać. Uśmiech to takie magiczne narzędzie – szczery potrafi rozświetlić dzień niczym słońce! Nie żartuję! Z radosnym wyrazem na twarzy wszystko się staje od razu weselsze i bardziej kolorowe. I żebyście żyli sobie w zdrowiu i chorobie i zawsze potrafili znaleźć coś, z czego można się cieszyć. Choćby był to fakt, że nareszcie udało Ci się ładnie napisać jakieś słowo w zeszycie, dostałaś fajny komentarz pod postem, a nie zwykłe „super! Zapraszam do mnie!” albo że miałaś gdzie stanąc w metrze/pociągu/autobusie, bo zazwyczaj jest taki tłok, że nie da się nawet palca wcisnąć. Jak śpiewała Sylwia Grzeszczak jakieś trzy lata temu: „Cie-szmy się-z małych rze-czy-bo-wzór na szczę-ście w nich-zapisa-ny je-est...”. Na pewno znacie tę piosenkę. Zapamiętajcie ją – warto.


A teraz, skoro skończyła się już część oficjalna z poświątecznymi życzeniami, czas przejść do części z postanowieniami noworocznymi i tego typu gaworzeniem.

Jak zauważyliście znacznie mniej udzielam się na blogu, ale to nie dlatego, że się obijam albo coś. Nie. To ta nieszczęsna matura wysysa ze mnie wszystkie siły życiowe, przez co jak wracam do domu, to marzę tylko o tym, by walnąć się na łóżko i aż do rana z niego nie wstawać. A najlepiej nawet rano bym nie wstawała, ale nie ode mnie to słyszeliście!

Jednak nie można zrzucać wszystkiego na karb szkoły. Ona zawsze była i chyba niestety zawsze będzie, tylko z czasem zmieni się nazwa ze „szkoła” na „praca”. Sens jest nadal ten sam. Dlatego zdradzę Wam też to, że szykują się pewne zmiany w formie postów publikowanych w Ostatnim rozdziale. Postanowiłam nie poprzestawać na recenzjach, stosach i podsumowaniach. Chcę żeby ten blog rozwijał się w stronę witryny, na której będziecie mogli znaleźć i recenzje nowości, i luźne teksty (zawsze związane jednak z kulturą – głównie literaturą). Zamierzam także dalej ciągnąć cykl Słowami innych oraz Let's talk! i Sobotnie gadanie jednak te dwa ostatnie nie będą ukazywały się już raczej z taką samą częstotliwością, jak do tej pory. Spowodowane jest to zwyczajnie brakiem czasu, który mogłabym na to poświęcić.

Rozważam także zmianę szablonu, ale do tego musiałabym przysiąść, rozważyć różne opcje, a na to również chwilowo nie mam ani czasu ani specjalnej ochoty. Mogę Wam tylko zdradzić, że od niedawna współpracuję na tym polu z PEWNĄ BOGERKĄ i pewnie już wkrótce będziecie podziwiać (bo innych opinii nie przyjmę) efekty tej współpracy.

A na koniec chcę Wam zakomunikować bardzo istotną rzecz. Mianowicie:
od 3 stycznia blog Ostatni rozdział dostępny będzie wyłącznie pod adresem http://ostatnirozdzial.blogspot.com


Nic nie będziecie musieli zmieniać – jedynie adres ulegnie zmianie, ale blog nadal pozostanie w gronie Waszych obserwowanych. Zadbałam o wszystko! Dlatego raz jeszcze życzę Wam, aby zeżarte jedzenie nie poszło w boczki i abyście pogratulowali Agnieszce pomysłu na ten post, jeżeli Wam się spodobał ;)