![]() |
Okładka pochodzi ze strony empik.com |
Info:
Autor: Lew
Tołstoj
Tytuł: Anna
Karenina
Tytuł oryginału: Анна Каренина
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012 (I wydanie w 1900r.)
Liczba stron: 912
Czy
interesowaliście się kiedykolwiek, w jakiej kondycji jest klasyka literatury
krajów na wschód od naszego? Dzisiejszy trend prowadzi zdecydowanie w odwrotnym
kierunku, teraz nie patrzy się raczej na jakość tekstów, ale na to, skąd
pochodzą. I im starsze, tym lepsze (bo nadal mówimy o klasyce literatury). A
co, jeśli okaże się, że są ludzie, którzy nie ulegli tej chwilowej manii?
Rzecz
dzieje się w Rosji. Pośród ufryzowanych i wypomadowanych mężczyzn oraz kobiet z
towarzyszami na moskiewskich ulicach i w pokaźnych rezydencjach rozgrywają się
ludzkie dramaty. Mąż zdradza żonę w tajemnicy, dzieci zachowują się nieznośnie
i wyraźnie zdradzają braki w wychowaniu, a czasem nawet (o zgrozo!) jakiś
mężczyzna odważy się publicznie zbyt długo przypatrywać damie, którą obiecano
już komuś innemu. W środku tego całego zgiełku odgrywają się dwie, zupełnie
odmienne historie: Lewina, który zebrawszy się wreszcie na odwagę, oświadcza
się wybrance swojego serca, a ta odprawia go z kwitkiem oraz Anny - wciągniętej
w bagno miłości, która nigdy nie powinna się była narodzić.
Jak
pewnie niektórzy wiedzą, w te wakacje skończyłam swoją przeprawę przez Zimową opowieść Marka Helprina i stąd wziął się wstęp do tego tekstu. Po tym, ile
krwi i potu przelałam za to, by dotrwać bez wybuchu do samego końca „klasyki
literatury amerykańskiej”, Anna Karenina, w sposób zupełnie bezbolesny,
pokazała mi, że nie każdy „klasyk” jest zły i nieciekawy. Akcja tej powieści
dzieje się w czasach, kiedy nawet mąż nie mógł publicznie trzymać swojej żony
za rękę, a jednocześnie kobiety zdane były na łaskę lub niełaskę mężczyzn. Mnie
osobiście ten okres nieodmiennie zachwyca i prawdopodobnie nawet, gdyby książka
sama w sobie była nieciekawa, uznałabym ją za godną uwagi.
Sama
Anna, jako bohaterka tytułowa i tym samym wydaje się być główną i
pierwszoplanową, nie wzbudziła we mnie jakichś głębszych emocji. Cały czas
byłam zła na nią za to, że tak sobie komplikuje życie, a potem narzeka.
Irytował mnie również Wroński, który był spoiwem między wątkiem z Lewinem a tym
z Anną. „Nie polubiłam go” to bardzo delikatne określenie tego, jakim uczuciem
obdarzyłam tego bohatera. Lewin natomiast to postać, którą, gdybym mogła,
postawiłabym na piedestale i to jego imieniem oznakowałabym książkę. To chyba
jedyna osoba w całej historii, którą bez skrupułów można uznać za wzór do
naśladowania. I jak Anny nie było mi żal, tak za Lewinem z pewnością bym
płakała.
Odetchnęłam
z ulgą, kiedy okazało się, że Tołstoj nie zapakował do swojej historii tylu
opisów, tak jak robił to Helprin. Podczas gdy amerykańska powieść
skupiała się na mieście, rosyjska powieść przedstawiła najbardziej emocje i
przemyślenia bohaterów, często bardzo filozoficzne. Dopuszczam do siebie myśl,
że być może popełniam jakiś ogromny błąd, porównując Zimową opowieść
oraz Annę Kareninę do siebie, ale czytałam je w bardzo niewielkim
odstępie czasu i po prostu nie potrafię inaczej opisać tego, co towarzyszyło mi
przy lekturze rosyjskiej historii.
Pomimo
tak... na swój sposób chłodnego społeczeństwa opisanego przez Tołstoja, cała
historia kipi emocjami, które nie są co prawda opisane zbyt dynamicznie, a
przynajmniej nie tak się je odbiera, ale mimo wszystko każda strona ocieka
uczuciami bohaterów. Narracja nie jest ukierunkowana na nikogo konkretnego na
dłużej niż trzy rozdziały, dlatego czytelnik bardzo dobrze odnajduje się w
sytuacji i może wydać trzeźwy osąd przy każdej z postaci. Wydarzenia, nawet te
najbardziej prozaiczne, opisane są, jakby były darem niebios albo
najprawdziwszą przygodą. To niesamowite, jak można przedstawić scenę koszenia
łąk albo polowania. Ale moim absolutnie ulubionym momentem jest ten, w którym
żona Lewina rodzi mu dziecko i opisane są jego uczucia i to, jak on odbiera
całą sytuację – z jednej strony można się pośmiać, ale z drugiej, gdy wejdzie
się w jego skórę, można autentycznie poczuć to, co on, i doskonale go
zrozumieć.
Podsumowując:
W
pojedynku Helprin-Tołstroj, rosyjski autor wygrywa, pozostawiając rywala daleko
w tyle. Przedstawił niesamowitą mieszankę emocji i zawiłości losu,
przyprawiając to odpowiednią porcją dramatu i łez. Nie zmienia to jednak faktu,
że tytułowa bohaterka nie wywarła na mnie tak silnego wrażenia, jak tego
oczekiwałam. Przede mną w planach jeszcze klasyka literatury kraju miedzy
Wschodem w Zachodem, czyli Potop. Zobaczymy, jak będzie przedstawiał się
ranking.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Book Lovers oraz
Czytam opasłe tomiska.