Okładka pochodzi ze strony Wydawnictwa. |
Mroczny
trop Alex
Kava
(MIRA, 2014 r.)
Znowu
miałam do czynienia z kryminałem, ale chyba nigdy nie nauczę się
odróżniać, w czym jeden jest lepszy od drugiego. Nie zetknęłam
się dotychczas z legendami tego gatunku, więc mam pojęcia, na czym
polega ich geniusz. Chociaż nie, czytałam kiedyś Christie i
Doyle'a, ale ich historie nieszczególnie przypadły mi do gustu.
Mroczny
trop
to jeden z tych przypadków, gdy zabieram się za książkę i
dopiero po jej przeczytaniu dowiaduję się, że to część cyklu...
Jednak mam wrażenie, że powieści tego typu mają jedną główną
cechę: nieznajomość poprzednich tomów serii nie skutkuje
niezrozumieniem treści czytanego. To właśnie lubię – gdy seria
połączona jest ze sobą jedynie bohaterami i niektórymi epizodami,
które zostają przywołane za każdym razem, gdy wymaga tego
sytuacja. Dzięki temu nie muszę odkładać czytanej książki, by
poznać poprzednie i dowiedzieć się, o co chodzi. Nie wymaga to ode
mnie tyle zachodu, a to dobrze – w końcu, przyznajmy to otwarcie –
jestem leniem.
Ogólnie
rzecz biorąc, Mroczny
trop
to powieść o narkotykach, one stanowią podporę tej książki. One
i psy, oczywiście, ponieważ główny bohater, Ryder Creed, jest
treserem tych zwierząt i prowadzi własny ośrodek szkoleniowy. W
dużej mierze to psy poszukiwawcze, ale wraz z upływem stron
czytelnik dowiaduje się o jeszcze kilku innych przydatnych
umiejętnościach czworonogów. Powiem szczerze, za psami specjalnie
nie przepadam, ale autorka ukazała je tak, że kilka razy
przyłapałam się na tym, że odczuwałam chęć posiadania takiego
przyjaciela. Mimo że dla niektórych osób może być tych zwierząt
za dużo, to w posłowiu wyjaśniono, że pisarka od dzieciństwa
kocha psy – zatem ich ponadprzeciętny udział jest w pełni
uzasadniony.
Jeżeli
jesteście szczęśliwcami, którzy śledzą moje posty na Twitterze,
doskonale wiecie już, że wprost nienawidzę, gdy ofiarami są
dzieci. Według mnie one nigdy nie zasługują na to, co je spotyka.
Nie to, co dorośli – ci zapracowują sobie znacznie częściej.
Nie zmienia to jednak faktu, że coraz częściej trafiam na
historie, w których ktoś krzywdzi młode osoby. W przypadku
Mrocznego
tropu
ta sytuacja jest jeszcze bardziej wyolbrzymiona, obok czego naprawdę
ciężko jest przejść obojętnie.
Z
tyłu książki, na okładce, znajduje się akapit o tym, że drogi
Rydera oraz Maggie O'Dell, agentki FBI znowu się krzyżują. Z
początku nie zwróciłam na niego uwagi, ale podczas czytania
wielokrotnie czułam się jakbym znowu oglądała trzeci sezon
Pamiętników
wampirów,
kiedy Elena nie mogła zdecydować się, którego z braci woli
bardziej i wrzeszczałam na nią, że na pewno Damona. Tak wielkie
było napięcie. I, wracając do Mrocznego
tropu
(bo już wystarczająco się zbłaźniłam, przyznając że oglądam
TVD), tu sytuacja jest podobna. Napięcie jest ogromne. Też miałam
ochotę zacząć krzyczeć.
Ogólnie rzecz biorąc, wszystko było naprawdę dobrze rozegrane aż
do samego zakończenia. Nie wiem, czy tak samo kończą się
wszystkie pozostałe części serii, ale zdecydowanie zabrakło mi
fajerwerków. Sytuacja bohaterów była naprawdę nieciekawa, a
autorka rozwiązała ją w ciągu kilku chwil, niemal bez wysiłku,
psując tym samym cały potencjał historii. W skrócie: myślałam,
że będzie krew, bieganina i emocje, a dostałam ketchup, truchcik i
miskę popcornu. Przykro trochę.
Jeżeli
lubicie oryginalne rozwiązania, psy Was intrygują, a odczuwanie
emocji bohaterów przychodzi bardzo łatwo, Mroczny
trop
to pozycja, którą koniecznie musicie dopisać do Waszego listu do
świętego Mikołaja. Naprawdę warto zapoznać się z tą powieścią,
bo na swój sposób jest inna niż wszystkie, które dotychczas
czytałam. A kto nie lubi nowości?