środa, 11 lutego 2015

135. "Mroczny trop" Alex Kava

Okładka pochodzi ze strony Wydawnictwa.




Mroczny trop Alex Kava
(MIRA, 2014 r.)

Znowu miałam do czynienia z kryminałem, ale chyba nigdy nie nauczę się odróżniać, w czym jeden jest lepszy od drugiego. Nie zetknęłam się dotychczas z legendami tego gatunku, więc mam pojęcia, na czym polega ich geniusz. Chociaż nie, czytałam kiedyś Christie i Doyle'a, ale ich historie nieszczególnie przypadły mi do gustu. Mroczny trop to jeden z tych przypadków, gdy zabieram się za książkę i dopiero po jej przeczytaniu dowiaduję się, że to część cyklu...


Jednak mam wrażenie, że powieści tego typu mają jedną główną cechę: nieznajomość poprzednich tomów serii nie skutkuje niezrozumieniem treści czytanego. To właśnie lubię – gdy seria połączona jest ze sobą jedynie bohaterami i niektórymi epizodami, które zostają przywołane za każdym razem, gdy wymaga tego sytuacja. Dzięki temu nie muszę odkładać czytanej książki, by poznać poprzednie i dowiedzieć się, o co chodzi. Nie wymaga to ode mnie tyle zachodu, a to dobrze – w końcu, przyznajmy to otwarcie – jestem leniem.

Ogólnie rzecz biorąc, Mroczny trop to powieść o narkotykach, one stanowią podporę tej książki. One i psy, oczywiście, ponieważ główny bohater, Ryder Creed, jest treserem tych zwierząt i prowadzi własny ośrodek szkoleniowy. W dużej mierze to psy poszukiwawcze, ale wraz z upływem stron czytelnik dowiaduje się o jeszcze kilku innych przydatnych umiejętnościach czworonogów. Powiem szczerze, za psami specjalnie nie przepadam, ale autorka ukazała je tak, że kilka razy przyłapałam się na tym, że odczuwałam chęć posiadania takiego przyjaciela. Mimo że dla niektórych osób może być tych zwierząt za dużo, to w posłowiu wyjaśniono, że pisarka od dzieciństwa kocha psy – zatem ich ponadprzeciętny udział jest w pełni uzasadniony.

Jeżeli jesteście szczęśliwcami, którzy śledzą moje posty na Twitterze, doskonale wiecie już, że wprost nienawidzę, gdy ofiarami są dzieci. Według mnie one nigdy nie zasługują na to, co je spotyka. Nie to, co dorośli – ci zapracowują sobie znacznie częściej. Nie zmienia to jednak faktu, że coraz częściej trafiam na historie, w których ktoś krzywdzi młode osoby. W przypadku Mrocznego tropu ta sytuacja jest jeszcze bardziej wyolbrzymiona, obok czego naprawdę ciężko jest przejść obojętnie.

Z tyłu książki, na okładce, znajduje się akapit o tym, że drogi Rydera oraz Maggie O'Dell, agentki FBI znowu się krzyżują. Z początku nie zwróciłam na niego uwagi, ale podczas czytania wielokrotnie czułam się jakbym znowu oglądała trzeci sezon Pamiętników wampirów, kiedy Elena nie mogła zdecydować się, którego z braci woli bardziej i wrzeszczałam na nią, że na pewno Damona. Tak wielkie było napięcie. I, wracając do Mrocznego tropu (bo już wystarczająco się zbłaźniłam, przyznając że oglądam TVD), tu sytuacja jest podobna. Napięcie jest ogromne. Też miałam ochotę zacząć krzyczeć.

Ogólnie rzecz biorąc, wszystko było naprawdę dobrze rozegrane aż do samego zakończenia. Nie wiem, czy tak samo kończą się wszystkie pozostałe części serii, ale zdecydowanie zabrakło mi fajerwerków. Sytuacja bohaterów była naprawdę nieciekawa, a autorka rozwiązała ją w ciągu kilku chwil, niemal bez wysiłku, psując tym samym cały potencjał historii. W skrócie: myślałam, że będzie krew, bieganina i emocje, a dostałam ketchup, truchcik i miskę popcornu. Przykro trochę.

Jeżeli lubicie oryginalne rozwiązania, psy Was intrygują, a odczuwanie emocji bohaterów przychodzi bardzo łatwo, Mroczny trop to pozycja, którą koniecznie musicie dopisać do Waszego listu do świętego Mikołaja. Naprawdę warto zapoznać się z tą powieścią, bo na swój sposób jest inna niż wszystkie, które dotychczas czytałam. A kto nie lubi nowości?