Okładka wykorzystana dzięki uprzejmości Wydawnictwa. |
Szukaj mnie wśród
lawendy. Zofia Agnieszka
Lingas-Łoniewska
(Novae Res, 2015)
PREMIERA:
25.02.2015
W
tym tekście możesz znaleźć spoilery 1. tomu.
Czuj
się ostrzeżony.
Pamiętacie
zeszły październik i tekst, w którym krytykuję powieść pani
Łoniewskiej? Jeśli nie, to przeczytajcie tamtą recenzję, tu
będzie sporo nawiązań do niej, bo człowiek ma to do siebie, że
musi coś z czymś porównywać. Dopiero wtedy czuje, że jego opinia
jest pełna i poparta przykładami. Cóż, minęło cztery miesiące
odkąd skończyłam Zuzannę
i muszę przyznać, że autorka naprawdę dba o to, by jej czytelnicy
nie uciekli od niej z nudów.
Bohaterką drugiego tomu tej najnowszej trylogii jest średnia z
sióstr Skotnickich, Zofia. To mężatka z niemal dorosłym dwojgiem
dzieci, ustabilizowaną sytuacją rodzinną i wydawałoby się, że
nic więcej nie jest jej potrzebne do osiągnięcia pełni szczęścia.
Niestety, jej małżeństwo tylko z pozoru wygląda na idealne.
Adama, jej męża, praca pochłonęła tak bardzo, że częściej nie
ma go w domu, niż w nim jest. Zofia chciałaby coś z tym zrobić,
ale czuje, że już nigdy nie będzie między nimi tak samo.
Cały
czas pamiętam, jak wytrząsałam się nad poprzednią częścią,
Zuzanną,
z powodu braku wątku kryminalnego. Tak, bardzo mi to przeszkadzało
- byłam pewna, że bez niego powieść pani Łoniewskiej nie ma nic
wspólnego z NIĄ. Jednak przez cały ten czas, gdy oczekiwałam na
premierę tomu II, zrozumiałam coś ważnego. Nie potrzeba sensacji,
żeby książka była dobra. To zależy od oczekiwań – nie
pomyślałam wtedy, że jeśli każda książka pani Agnieszki będzie
podobna, to w końcu się one znudzą. Prawdą jest jednak, że
Zuzanna wydała
mi się nudna. Na szczęście Zofia
spełniła moje nowe, dojrzałe oczekiwania.
W tym przypadku także zauważyłam brak wątku kryminalnego, ale
nie sądziłam, że będzie. Nastawiłam się na nienerwową powieść
z romansem i też chybiłam, ponieważ w tej książce autorka bardzo
wyraźnie pokazała, że umie napisać historię, która wciągnie i
będzie trzymać na krótkiej smyczy aż do końca, a jednocześnie
nie będzie krwi, wybuchów i przestępstw. Historia Zosi to jej
osobisty kryminał. Kłamstwa ciągnące się od wielu lat,
niedopowiedziana prawda i ukrywane fakty stają się dla niej powoli
codziennością. A ona sama również nie należy do najuczciwszych
osób. Ktoś kiedyś powiedział, że najwięksi kłamcy okłamują
samych siebie, a drugi ktoś dodał, że najperfidniejsi złodzieje
pozbawiają się własnych marzeń.
Jak zawsze w przypadku powieści pani Łoniewskiej, wszyscy
bohaterowie mają swoją przeszłość. Może się ona przeplatać z
doświadczeniami innych postaci, ale koniec końców zawsze zostanie
wygrzebana i wykorzystana. Wydaje mi się, że to pokazuje kunszt
autorki, ponieważ bardzo łatwo jest stworzyć historię o ludziach,
którzy nie mają rodzin, nastolatkach, których życie toczy się
tylko w szkole – jest wtedy znacznie mniej szczegółów do
zapamiętania. Dlatego do listy rzeczy, za które podziwiam autorkę,
mogę dopisać to, że jej bohaterowie zawsze żyją w
społeczeństwie, a nie sami sobie.
Jak już wspomniałam, małżeństwu Zosi i Adama daleko do ideału.
Owszem, nie kłócą się, nie rzucają w siebie nożami, nie
obrzucają się nawzajem oskarżeniami. Po prostu żyją razem, ale
jakby obok siebie. Dla mnie była to całkiem normalna sytuacja, nie
podejrzewałam jednak, jaki jest jej rzeczywisty powód. W chwili,
kiedy ilość niedopowiedzeń i kłamstw sięga poziomu, gdy nawet
czytelnik zaczyna nerwowo stukać na klawiaturze maila do autorki z
prośbą (czy raczej nakazem) wyjaśnienia, pani Łoniewska wali go w
głowę banalnym wyjaśnieniem, które oczywiście samo nigdy nie
przyszłoby nieświadomemu czytelnikowi do głowy.
Zapamiętajcie:
książki pani Agnieszki Lingas-Łoniewskiej nigdy nie należały i
pewnie nie będą należeć do odprężających poczytajek. Nigdy nie
będzie dało się czytać po rozdziale dziennie. Nigdy też nie
będzie tak, że po skończeniu lektury po prostu przestaniecie o
niej myśleć. Zuzanna
nie wywarła na mnie aż takiego wpływu, ale historia Zofii
utwierdziła mnie w przekonaniu, że era pani Łoniewskiej jeszcze
nie minęła i na pewno zbyt szybko się to nie stanie.
Ten tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Novae Res,
dziękuję!
Tylko, że uczucia to nie biznesplan i nie da się osiągnąć spełnienia, realizując zamierzenia punkt po punkcie.