piątek, 13 czerwca 2014

80. "Goniąc cienie" Marta Bilewicz



Info:
Autor: Marta Bilewicz
Tytuł: Goniąc cienie
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 326

Tak, z pełną stanowczością mogę zaświadczyć, że stałam się masochistką. Podświadomie wybieram lektury, które będą miały silny wpływ na moja psychikę, zniszczą mi komfort życia i pozostawią płaczącą w kącie. Goniąc cienie okazała się być właśnie powieścią tego gatunku, choć nie TAK druzgoczącą, jak historie tworzone przez panią Agnieszkę Lingas-Łoniewską.


Luke jest szczęściarzem. Ma w życiu wszystko, czego mu potrzeba: pieniądze, idealnych przyjaciół, wianuszek adoratorek oraz niebezpieczną pracę. Będąc prywatnym detektywem, nauczył się, jak unikać największych zagrożeń, ale nic nie przygotowało go na to, że zdrady dopuści się jego własne serce. Chelsea jest tajemniczą, ale bardzo pociągającą kobietą. Kryje wiele sekretów, z których część całkiem zmieni życie ich obojga. Włączając do tego wspólną, w pewnym sensie, przeszłość.

Na samym początku miałam niezwykle silne wrażenie, że mam do czynienia z kolejną odsłoną Pięćdziesięciu twarzy Greya. Nie żebym czytała, ale mam za sobą naprawdę wiele recenzji i wiem już, o co chodzi. Luke jest detektywem (czytaj: bogacz, który ma dobrze płatną pracę) i jego hobby to uwodzenie kobiet „na jedną noc” do momentu aż poznaje Chelsea. Czy to nie brzmi znajomo? Ale na szczęście autorka postarała się, żeby aż tak podobne nie było. Najważniejszą różnicą jest to, że nie ma tu scen erotycznych opisanych w pełnej okazałości. Trochę jakby narrator dawał bohaterom prywatność na jakiś czas. W sumie cieszę się, że autorka tak wybrnęła. To taka miła odmiana.

Goniąc cienie jest przedstawicielką literatury typowo kobiecej, ale raczej dla tych, które lubią adrenalinę, a nie sceny łóżkowe, ponieważ obok wątku miłosnego, o którym dokładniej powiem potem, znaczną część akcji zajmują typowo kryminalne momenty. Krew, trupy oraz zbrodnie fizyczne i psychiczne to stały element w powieści. Nie sposób się przy niej nudzić, chociaż niestety wszystko, co się dzieje, przykryte zostaje za chwilę gruchaniem zakochanych gołąbków.

Wybaczcie ten spoiler o miłości. Wydaje mi się, że było to tak przewidywalne, że nawet, jeśli tu o tym napiszę, nie będzie zaskoczenia. W każdym razie, wątek romantyczny jest... z jednej strony mało oryginalny, a z drugiej mało spotykany. Uczucie między bohaterami jest ogromne, niezłomne, prawdziwe itp., ale nie ma tu tak powszechnego kryzysu. Brakuje tego dołka w ogólnej euforii i dlatego uważam to za pewnego rodzaju odmianę. Bo w zasadzie w każdej historii miłosnej musi być ta chwila zwątpienia, kłótni i wzajemnego niezrozumienia. Tutaj tego nie ma.

Styl autorki jest albo bez zarzutu, albo gratuluję korektorowi, w każdym razie powieść czyta się niezwykle przyjemnie. Nie ma zbędnego slangu, przekleństw, zbyt naturalistycznie pokazanych rozmów, a jednocześnie nie sprawiają one recytowania gotowych tekstów. Bohaterowie są wykreowani w sposób średnio dokładny, ale nie razi to zbytnio w oczy. Oczywiście Luke i Chelsea to najważniejsze postacie w książce i to o nich wiadomo najwięcej, ale pozostali na szczęście nie nikną całkiem w tłumie. Też się od czasu do czasu pokazują.

Nie rozumiem tylko jednej rzeczy: co okładka ma do całej książki. Brama do jakiejś rezydencji powinna coś symbolizować, jakoś chyba odnosić się do całej historii, a mimo moich niezwykle rozwiniętych zmysłów interpretacyjnych (potrafię znaleźć patriotyzm w Lokomotywie Tuwima), nie mam pojęcia, o co może chodzić. I chociaż grafika sama w sobie jest niezwykle ładna i tajemnicza, nijak nie pasuje do tego, co książka kryje w środku.

Podsumowując:
Powieść bardzo przyjemna, choć nieco wyniszczająca psychicznie. W trakcie czytania jest bardzo dużo niewiadomych, które nurtowały mnie nawet po przerwaniu lektury. Niestety, bardzo szybko ucieka z pamięci. Kilka godzin po przeczytaniu ostatniej strony muszę się nieźle wysilić, żeby przypomnieć sobie, o co tak naprawdę chodziło. Ogółem polecam, szczególnie fanom pani Agnieszki Lingas-Łoniewskiej.


Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Autorce oraz akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Book Lovers.