Info:
Autor:
Gena Showalter
Tytuł:
Alicja i lustro zombi
Tytuł
oryginału:
Alice
Through the Zombi Glass
Wydawnictwo:
MIRA
Rok
wydania:
2014
Liczba
stron:
444
Numer
tomu: 2
(1.
Alicja
w Krainie Zombi
– recenzja)
Recenzja może zawierać spoilery cz. I.
Czy pośród wszechobecnych powieści, historyjek i komiksów o zombi
(tak bardzo nie lubię tej pisowni, zawsze chcę dopisywać „e”
na końcu) można natrafić na coś... świeżego? Coś, co będzie
można swobodnie określić mianem „dynamicznej i wciągającej
historii”? I jednocześnie nie będzie zawierało standardowego już
trójkąta miłosnego i dylematów płaczliwej bohaterki?
Najwidoczniej tak.
Alicja dołączyła już do grona zabójców, by razem z nimi walczyć
z zombi, które zabiły jej rodzinę. Jednak Cole nie chce słyszeć
o tym, że dziewczyna wróci do czynnej walki po tym, jak niemal
przeciął ją na pół. Ma z tego powodu wyrzuty sumienia, ale Ali
nie wyobraża sobie, że mogłaby bezczynnie siedzieć i czekać,
podczas gdy jej przyjaciele ryzykowaliby życie. Niestety, jej
porywczość sprawi, że już nic nie będzie takie samo, a zegar
cały czas, niemiłosiernie, odmierzał będzie kolejne sekundy. Tik.
Tak. Tik...
Gdyby ktoś zapytał mnie, czego się spodziewałam, jedyną możliwą
odpowiedzią byłoby: „nie tego!”. Być może to trochę zbyt
ogólnikowe, jednak jak najbardziej prawdziwe. Nie sądziłam, że
historię opowiedzianą w pierwszym tomie można rozwinąć. Byłam
święcie przekonana, że wyjdzie z tego kolejny paranormal i to w
dodatku kiepski. Okazało się, że nie tylko nie było miłosnego
trójkąciku i wahania Ali między jednym a drugim, ale też autorka
wprowadziła nieco grozy do wydarzeń, co bardzo podniosło, i tak
już wysoki, status książki w moich oczach.
Tę
historię czyta się niezwykle szybko, na co wpływa przede wszystkim
prosty styl języka. Bez zbędnych wulgaryzmów i zwrotów typowych
dla slangu, dzięki czemu nie ma wrażenia kiczowatości, przez tę
powieść biegnie się niemal sprintem i choć nie jestem
długodystansowcem, ta podróż bardzo mi się podobała. Wszystko,
co wymagało opisania, zostało przedstawione w bardzo plastyczny i
naturalistyczny sposób. Nie miałam żadnych problemów z
wyobrażeniem sobie, o czym pisze autorka albo jakie miejsca opisuje.
Cóż, wpłynęło to także nieco na komfort czytania, co wypłynęło
już podczas mojej oceny Żywych trupów,
ale na szczęście tu nie było słychać mlasków.
Przez znaczną większość powieści czułam grozę. Z przeróżnych
powodów, ale jednak grozę. Po pierwsze: sytuacja Ali pogarszała
się ze strony na stronę i naprawdę byłam przekonana, że ona...
nie, nie ma spoilera (:D). Po drugie: Cole był tak... emocjonujący,
że nie dało się obojętnie przejść obok sytuacji z nim,
nieważne, co akurat robił. Po trzecie: Gavin (tak, w sumie w nim
też można się zadurzyć) bardzo mącił mi w głowie, nie
wiedziałam, co o nim myśleć. Bałam się, że Cole z zazdrości go
zabije, co by było średnio dobre, zważywszy na to, że był
naprawdę w porządku.
Książka
zatem trzymała w napięciu, co się chwali. Jeśli miałabym ją
porównać do pierwszej części (którą co prawda tak średnio już
pamiętam, ale od czego są stare notatki?), Alicja
i lustro zombi
wypadła o wiele lepiej. Widać, że nie jest to już ta sama
autorka, tym razem wydaje się bardziej dojrzała i pewniej patrzy na
świat. Jej bohaterowie są budowani konsekwentnie, nie ma huśtawek
nastrojów, ale na szczęście nie wystarczyło też miejsca na
„ciepłe kluchy”. Każda z postaci jest silna, jak wymaga tego
sytuacja.
Podsumowując:
Moja
fascynacja tą serią nie zniknęła, wręcz pogłębiła się i nie
mogę doczekać się kolejnych tomów Kronik
Białego Królika
(które w ogóle wykorzystałam jako kontekst w wypracowaniu na
próbnej maturze z polskiego – wiem, bardzo istotna informacja).
Wydaje mi się, że nie ma tu nic, co może się nie podobać, ale
może tak jest dlatego, że Cole przysłania mi wszystko. No cóż,
jestem za poligamią, mam wielu partnerów :)
Za
możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu MIRA.
Recenzja
bierze udział w wyzwaniu: Czytam fantastykę, Urban fantasy, Book Lovers, Czytam opasłe tomiska i Kiedy kobieta przejmuje dowodzenie.