niedziela, 22 czerwca 2014

83. "Alicja i lustro zombi" Gena Showalter

Info:
Autor: Gena Showalter
Tytuł: Alicja i lustro zombi
Tytuł oryginału: Alice Through the Zombi Glass
Wydawnictwo: MIRA
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 444
Numer tomu: 2
(1. Alicja w Krainie Zombirecenzja)

Recenzja może zawierać spoilery cz. I.

Czy pośród wszechobecnych powieści, historyjek i komiksów o zombi (tak bardzo nie lubię tej pisowni, zawsze chcę dopisywać „e” na końcu) można natrafić na coś... świeżego? Coś, co będzie można swobodnie określić mianem „dynamicznej i wciągającej historii”? I jednocześnie nie będzie zawierało standardowego już trójkąta miłosnego i dylematów płaczliwej bohaterki? Najwidoczniej tak.


Alicja dołączyła już do grona zabójców, by razem z nimi walczyć z zombi, które zabiły jej rodzinę. Jednak Cole nie chce słyszeć o tym, że dziewczyna wróci do czynnej walki po tym, jak niemal przeciął ją na pół. Ma z tego powodu wyrzuty sumienia, ale Ali nie wyobraża sobie, że mogłaby bezczynnie siedzieć i czekać, podczas gdy jej przyjaciele ryzykowaliby życie. Niestety, jej porywczość sprawi, że już nic nie będzie takie samo, a zegar cały czas, niemiłosiernie, odmierzał będzie kolejne sekundy. Tik. Tak. Tik...

Gdyby ktoś zapytał mnie, czego się spodziewałam, jedyną możliwą odpowiedzią byłoby: „nie tego!”. Być może to trochę zbyt ogólnikowe, jednak jak najbardziej prawdziwe. Nie sądziłam, że historię opowiedzianą w pierwszym tomie można rozwinąć. Byłam święcie przekonana, że wyjdzie z tego kolejny paranormal i to w dodatku kiepski. Okazało się, że nie tylko nie było miłosnego trójkąciku i wahania Ali między jednym a drugim, ale też autorka wprowadziła nieco grozy do wydarzeń, co bardzo podniosło, i tak już wysoki, status książki w moich oczach.

Tę historię czyta się niezwykle szybko, na co wpływa przede wszystkim prosty styl języka. Bez zbędnych wulgaryzmów i zwrotów typowych dla slangu, dzięki czemu nie ma wrażenia kiczowatości, przez tę powieść biegnie się niemal sprintem i choć nie jestem długodystansowcem, ta podróż bardzo mi się podobała. Wszystko, co wymagało opisania, zostało przedstawione w bardzo plastyczny i naturalistyczny sposób. Nie miałam żadnych problemów z wyobrażeniem sobie, o czym pisze autorka albo jakie miejsca opisuje. Cóż, wpłynęło to także nieco na komfort czytania, co wypłynęło już podczas mojej oceny Żywych trupów, ale na szczęście tu nie było słychać mlasków.

Przez znaczną większość powieści czułam grozę. Z przeróżnych powodów, ale jednak grozę. Po pierwsze: sytuacja Ali pogarszała się ze strony na stronę i naprawdę byłam przekonana, że ona... nie, nie ma spoilera (:D). Po drugie: Cole był tak... emocjonujący, że nie dało się obojętnie przejść obok sytuacji z nim, nieważne, co akurat robił. Po trzecie: Gavin (tak, w sumie w nim też można się zadurzyć) bardzo mącił mi w głowie, nie wiedziałam, co o nim myśleć. Bałam się, że Cole z zazdrości go zabije, co by było średnio dobre, zważywszy na to, że był naprawdę w porządku.

Książka zatem trzymała w napięciu, co się chwali. Jeśli miałabym ją porównać do pierwszej części (którą co prawda tak średnio już pamiętam, ale od czego są stare notatki?), Alicja i lustro zombi wypadła o wiele lepiej. Widać, że nie jest to już ta sama autorka, tym razem wydaje się bardziej dojrzała i pewniej patrzy na świat. Jej bohaterowie są budowani konsekwentnie, nie ma huśtawek nastrojów, ale na szczęście nie wystarczyło też miejsca na „ciepłe kluchy”. Każda z postaci jest silna, jak wymaga tego sytuacja.

Podsumowując:
Moja fascynacja tą serią nie zniknęła, wręcz pogłębiła się i nie mogę doczekać się kolejnych tomów Kronik Białego Królika (które w ogóle wykorzystałam jako kontekst w wypracowaniu na próbnej maturze z polskiego – wiem, bardzo istotna informacja). Wydaje mi się, że nie ma tu nic, co może się nie podobać, ale może tak jest dlatego, że Cole przysłania mi wszystko. No cóż, jestem za poligamią, mam wielu partnerów :)

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu MIRA.