czwartek, 30 października 2014

Let's talk z Mirror of soul ;)

Chyba nie ma szanującego się czytelnika polskiej blogosfery, który nigdy nie słyszał o Mirror of soul. Mogę się założyć, że każdy z Was przynajmniej raz odwiedził jej bloga, tylko... Jej jest tam stosunkowo niewiele. Teraz właśnie macie okazję dowiedzieć się, co kryje się po drugiej stronie lustra i kim tak naprawdę jest tajemnicza M.


Natalie Rosa: Prowadzisz bloga Mirror of soul już od dłuższego czasu, czyli od lutego 2013. Nie nudzi Ci się tak ciągle pisać o książkach? :)
Mirror of soul: Wiesz, że nawet nie wiem kiedy to przeleciało? Blog powstał pod impulsem posiadania własnego „kąta” do przelewania moich myśli na temat przeczytanych powieści, by może ktoś z tego skorzystał... A tu mija półtora roku i nadal robię to z pasją i myślą, że moje opinie mogą być pomocne, by nie sparzyć się na lekturze, lub wręcz odwrotnie - po jakąś biec w te pędy do księgarni. Czy mnie to nudzi? Oczywiście, że nie! Książki to coś, co jest dla mnie ważne w życiu - co ukształtowało mnie na człowieka, jakim jestem teraz. I choć czasem faktycznie brak mi siły - jak ostatnio październik i nauka daje mi w kość - blogowanie o książkach mnie nie nudzi. Przeciwnie - dzięki temu mogę na chwilę zniknąć w tym swoim kącie i doładować się na powrót do drugiej strony lustra zwanej rzeczywistością :)

Właśnie, z lustrem związana jest nazwa Twojego bloga, ale też, o ile się nie mylę, pseudonim? Dlaczego nie zdecydowałaś się na jakiś bardziej standardowy i połączyłaś nazwę bloga z wirtualną nazwą siebie?
Wszystko zaczęło się od przysłowia „Books are the mirror of the soul”, a że sama końcówka bardzo mi się spodobała pod względem brzmienia, jak i tajemniczości (przeważyła ta druga cecha, bo jak pewnie zdążyłaś zauważyć, uwielbiam być człowiekiem-zagadką owianym aurą tajemniczości :P)... No i zawsze miałam wielkiego bzika na punkcie zwierciadeł i luster - ale nie takich zwykłych jakie mamy zazwyczaj pod ręką, tylko takich starych z pięknymi zdobieniami jakie są np. w antykwariatach. I chyba najważniejszy powód, dzięki któremu Mirror of soul nabrało „życia”, to oczywiście proste tłumaczenie - blog jest zwierciadłem mojej duszy, czyli wielkiej miłości do literatury.

Mirror, co według Ciebie jest po drugiej stronie lustra?
Odpowiedź jest oczywista - własna dusza! Ludzie często boją się pokazać swoje prawdziwe oblicze, maskują się, ukrywają, tworzą milion różnych kopii własnego „ja”, gdyż obawiają się opinii społeczeństwa. Ja staram się mieć tylko jedno odbicie, w którym widać moją duszę, a nie setki. Robię to, co chcę i guzik mnie obchodzi co inni powiedzą - na przykład w szkole wiele osób patrzy na mnie, jak na przybysza z innej planety, gdy co przerwę Z WŁASNEJ, NIEPRZYMUSZONEJ WOLI czytam książkę. Cóż... ja wolę książkę - oni gry komputerowe i nie patrzę na nich jak na dziwaków ;) Ważne jest, by pamiętać, co jest po drugiej stronie naszego lustra i nie zgubić tego, próbując przypodobać się społeczeństwu. Wiele masek i kreacji to może i fajny pomysł w aktorstwie... ale nie w prawdziwym życiu.

W zupełności się zgadzam, ale czy to znaczy, że nie lubisz gier komputerowych?
Nie no, oczywiście, że nie. Nie mam nic przeciwko graniu - czy na komputerze, czy na telefonie... no ale ile człowiek tak może siedzieć przyklejony do komputera i np. zabijać ludzi (w grze oczywiście). Nie dość, że przez to niektórym robi trochę papki z mózgu i zaczynają agresję przez takie gry... A w książkach działa nasza wyobraźnia, możemy ją powiększać i kreować sami. Gry komputerowe są dobre, jeśli mamy niemoc czytelniczą lub chwilę relaksu... ale za Chiny Ludowe nie potrafiłabym siedzieć dwadzieścia cztery godziny na dobę i patrzeć w ten ekran... A ty? Dałabyś radę?

Mirror wraz z książką Rywalki (fot. archiwum prywatne)
Biorąc pod uwagę wytrzymałość moich oczu, pewnie nie :) No dobra, a telewizor? Teraz, na jesieni, kanały telewizyjne raczą nas zupełnie odświeżoną ramówką – korzystasz z tych dobrodziejstw?
Jam też człowiek przecież! Oczywiście, że korzystam! „Hells Kitchen”, „Top Model” (oj tu niezły ubaw jest, jak patrzę na tych ludzi, którzy robią wszystko, by tylko być w kolejnym etapie...), „Twoja Twarz brzmi znajomo” czy „X Factor”. Fajne programy, które można obejrzeć dla relaksu :) Oczywiście każdy ogląda coś innego, ale dobrze tak czasem obejrzeć coś rozrywkowego.
Serialami czy fajnymi filmami nie pogardzę, ale to już częściej oglądam na komputerze (zwłaszcza seriale). Bo gdy ma się kaca książkowego - seriale najlepsze! A że teraz październik i nowe sezony polecą... to muszę powyciągać z półek te „kacogenne”, smutne książki - dobra wymówka nigdy nie jest zła... :)

Starasz się czytać książki na bieżąco, jak je w jakiś sposób zdobywasz, czy u Ciebie też leży mnóstwo nieprzeczytanych pozycji, a mimo to ciągle zbierasz nowe?
Oczywiście staram się czytać na bieżąco książki, który w magiczny sposób dostają się do mojej biblioteczki... ale to jest trudne zadanie. Aktualnie na mojej półce stoi ponad 70 powieści (i liczba wciąż rośnie), które chciałyby, bym do nich zajrzała. Te promocje albo wygrane w konkursach bardzo cieszą człowieka - ale jak widać ma to swój skutek uboczny. Nie można przejść wobec takiej okazji bez kupienia czegokolwiek - to byłby skandal! A ja i tak się ograniczam do minimum i kupuję tylko to co chcę - a nie co mi się rzuci w oko... Na tę chwilę mogę jednak powiedzieć, że na bieżąco wyrabiam się z egzemplarzami recenzenckimi, choć październik niesie ich baaaardzo dużo... o wiele za dużo... I gdzie ja to wszystko pomieszczę?! Hmm... powinni ustanowić wakacje dla moli książkowych, by mogli przeczytać biedne, czekające na miłość książki...

Dopiszę to do moich postulatów, gdy już zostanę tym premierem ;) Mówi się, że krytyka ostrzy język i szlifuje warsztat, a wiadomo, że są powieści, które tej miłości po prostu nie mogą otrzymać. Zgadzasz się z tym? Czy łatwiej Ci się pisze te pozytywne opinie?
Niestety zdarzają się takie... Choć ja staram się dobierać sobie lektury tak, by jednak książka dostała tę miłość, czasem po prostu trzeba wyjść na ring - książka vs blogger i „ofiarować jej” kilka mocnych ciosów krytyki. Ja osobiście, choć widzę, że szkolę warsztat pisząc takie krytyczne opinie - nie przepadam za takimi przypadkami. No bo tak książkę sponiewierać słownie? Choć trzeba, bo czasem jedyne, na co się owe „dzieło” nadaje, to śmietnik - i tak żal na przykład wyrzucić pozycję do śmieci. No i z takich moich spostrzeżeń w tym temacie - im więcej się pisze krytycznych recenzji, tym potem doszukuje się w każdej lekturze czegoś, co można jednak skrytykować czy wypomnieć... Zaczyna się od jednej krytycznej recenzji, a nagle jest się krytykiem literackim xD

Wyczuwam trochę ironię w ostatnim zdaniu Twojej wypowiedzi, więc zapytam, jak odnosisz się do opinii napisanych przez profesjonalnych krytyków literatury?
Ironia? Nieee, to tylko stwierdzenie. Krytyków literackich szanuję - w końcu każdy ma inne gusta - jedni bardziej wygórowane, inni ambitniejsze, zaś niektórych zadowala coś prostego. Choć często nie zgadzam się z opiniami profesjonalnych krytyków, po prostu szanuję ich zdanie (no chyba, że są to serio jakieś brednie wyssane z palca). Choć sama czepiam się czasem szczegółów w życiu codziennym, jakoś w książkach bardziej skupiam się na fabule i przesłaniu. Jednak bardzo niefajnie, jeśli tacy krytycy penetrują blogi innych i wytykają komuś, że tak a nie inaczej zrecenzował książkę, że to komizm i absurd, by coś takiego nazwać dobrą książką itp... To mnie bardzo irytuje, a spotkałam się z tym kilka razy. Mam więc na uwadze ich zdanie, choć jak pisałam - każdy lubi co innego, więc mamy różne podejście do omawianych książek :)

A czy w takim razie korzystasz z recenzji innych blogerów książkowych?
Oczywiście, że korzystam - w takim sensie, że je czytam (broń Boże się wzoruję!). Gdy nie jestem pewna, czy dana pozycja może być w moim guście, lub jakoś tak nie jestem przekonana, to czytam, co sądzą o niej inni i czy warto po nią sięgać. Oczywiście takie „spacerki” po blogach innych powodują, że jestem poszukiwaczem skarbów i znajduję kolejne kilka książek, które są warte uwagi... ale to już inna historia :)
Część biblioteczki Mirror (fot. archiwum prywatne)

Czyli nie masz ułożonej listy książek „do przeczytania” i się jej nie trzymasz, tylko bierzesz, co wpadnie Ci w oko?
Nieeee, nie układam listy książek - połykam to, na co mam ochotę w danej chwili. Przecież nie będę czytała pięciu romansów pod rząd, bo by mi się mogły znudzić - urozmaicam. Raz fantasy, raz romans czy coś zupełnie innego, no chyba że mam fazę na dany gatunek :) Ale też nie naginam tak mocno - jakaś tam „lista” jest, ale to bardziej chodzi o to, że najpierw czytam egzemplarze recenzenckie, bo w końcu obiecuję sumienność i napisanie recenzji - a dopiero, gdy mam pustą półeczkę, chwytam swoje własne pozycje. No chyba, że mam coś mega świetnego na półce - wtedy nie baczę na nic i czytam :D

Którą z książek przeczytanych ostatnio najbardziej wspominasz? Dobrze lub źle, nie ma znaczenia :)
Hmm... dobrze, a nawet bardzo dobrze wspominam niedawno przeczytaną powieść „Powód by oddychać” Rebeki Donovan. Książka zaskoczyła mnie obfitością wrażeń i czasem dość brutalnymi, szczegółowo opisanymi wydarzeniami. A poza tym zakończenie mocno wbiło mnie w fotel - i to dosłownie, a nie tylko metaforycznie. Polecam i Tobie zapoznanie się z nią, bo jest warta uwagi :)

Zamierzam to zrobić przy najbliższej okazji, bo wiele osób ją chwali :) A teraz tak z zupełnie innej beczki: co sądzisz na temat blogerów książkowych, których strony zamieniły się w siedlisko wolnych felietonów i promieniują ogromnym ego autorów? Czy często takie spotykasz?
To zmierzaj po nią szybciutko! :) Co do Twojego pytania - oczywiście że znam i spotykam takich blogerów, gdyż pojawia się ich coraz więcej - każdy chce dodać coś od siebie, by wyróżnić swój blog od pozostałych „szarych kątów”. Oczywiście to coś fajnego - przy podkreśleniu, że robi się to z wyczuciem i smakiem. Bo jeżeli ktoś tworzy takie posty na siłę lub nie ma pomysłu... albo skupia się bardzo mocno na swoim „ja” - to nie jest już ciekawe, tylko mdłe. Natomiast gdy widzi się blogi, gdzie te felietony mają sens i widać w nich pasję - jestem za. Warto jednak wspomnieć, że nie trzeba iść za tym przykładem - ważne by na naszych blogach ukazywały się posty od serca dla czytelników, a nie „bo muszę coś napisać”, „bo chcę mieć większe statystyki lub nowy egzemplarz recenzencki”. To jest bez sensu i nie prowadzi donikąd, przynajmniej takie jest moje zdanie :)

Czyli co radziłabyś tym, którzy w danym miesiącu nie mieli czasu na czytanie, a nie chcą zawieszać blogerskiej działalności?
Cóż radzę pomysłowość, kreatywność i łamanie schematów. Można coś zrobić dzięki swojej głowie, a nie dzięki temu, że napiszemy jakie to mamy problemy czy coś. Różne ciekawe artykuły, wywiady - tak jak jest to w Twoim przypadku - z różnymi ludźmi, konkursy, cykle... Można by długo wymieniać, ale chodzi o to, by pokazać pasję poprzez siebie, a nie na odwrót. I ważne by pamiętać, że robimy to z PASJI, a nie przymuszenia czy dla jakiś zysków - czytelnicy to inteligentni ludzie i takie rzeczy wyczują na kilometr, więc nie warto ;) Swą miłość wyrażajmy i szerzmy poprzez wpisy - dajmy się ponieść własnej makówce i tego co w niej siedzi. Tyle ode mnie ^^

Ogromnie dziękuję Ci za poświęcony mi czas :)
A ja ogromnie dziękuję za cierpliwość do mojej sklerozy* i zaproszenie do rozmowo-wywiadu!

*blogerzy narzekają na brak regularnych odpowiedzi od wydawnictw, a sami odpisują raz na tydzień albo i nie ;) (przyp. red.)

Mirror na plaży (fot. archiwum prywatne)

Z Mirror możecie spotkać się na jej blogu Mirror of soul!

A w listopadzie? Zmuszam kolejną blogerkę do terminowego odpisywania! Jakoś tak się złożyło, że i Mirror i TA blogerka odpisywały w tempie niemal żółwim, więc na razie to tylko cicha nadzieja, że się wyrobię do końca listopada ;)
Możecie zgadywać, o kim mowa!

Bądźcie stonowani, niedługo święta!