czwartek, 26 marca 2015

143. "Talon" Julie Kagawa

Tę okładkę znalazłam na stronie Empiku!




W ogóle nas nie znasz...

Talon Julie Kagawa
(MIRA, 2015)

Znacie to uczucie, kiedy nie jesteście do końca i całkowicie przekonani o słuszności wyboru, ale nie ma już odwrotu i trzeba wziąć tego byka za rogi, pomachać mu przed pyskiem czerwoną płachtą i udawać, że wasze nogi wcale nie są z waty? Na pewno znacie. Oto znak, że czasem można się tego byka nie obawiać – wystarczy się do niego mocno przytulić i nie puszczać, nawet gdy będzie chciał wam odgryźć głowę.


Talon to kolejna książka Julie Kagawy, autorki m.in. Żelaznego króla i Żelaznej księżniczki, których co prawda nie czytałam, ale Ola zapewniała, że są naprawdę dobre. Po wysłuchaniu tych zachwytów z lekka się zaniepokoiłam – co będzie, jeśli mimo smoków (o tym za moment) ta powieść mi się nie spodoba? Tak bardzo byłam podekscytowana wcześniej, przed premierą, ale im bliżej rozpoczęcia lektury, tym częściej wątpliwości chwytały mnie w swoje szpony. Takie z długimi pazurami, jak u wiedźm Disney'a.

Jednak już od pierwszych stron całkowicie urzekł mnie swobodny styl narracji, nie pozamykany w ogólnie przyjętych kanonach, z orzeczeniami w różnych dziwnych miejscach, w niecodziennych formach. Wbrew pozorom nie wprowadzało to chaosu ani zdenerwowania niestandardowym stylem, a jedynie pogłębiało charaktery mówiących postaci – w każdym rozdziale za przewodnika czytelnikowi służy ktoś inny. Możemy dzięki temu poznać wiele sytuacji z kilku stron, co autorka wykorzystała dodatkowo do budowania napięcia. Naprawdę, wyszło jej to wprost genialnie!

Ogromnym atutem (przynajmniej według mnie) tej książki jest wykorzystanie motywu smoków, mitycznych stworzeń, które aby wtopić się w społeczeństwo, przyjmują wygląd ludzi. Jednocześnie są przekonani, że skoro stoją najwyżej w łańcuchu pokarmowym, wszystkie inne istoty są od nich gorsze. Po to powstała tytułowa organizacja – Talon. By zrzeszać smoki, trenować je i wykorzystywać, by w końcu przejąć panowanie nad światem i opanować rasę ludzką. To jedna wielka machina, w której większość smoków wykonuje swoje zadania bez szemrania – za sprzeciw jest jedna kara, po niej nie ma następnych – brak już buntownika.

Ember, główna bohaterka, którą wraz z bratem, Dantem, wysyłają do nadmorskiej miejscowości, by zasymilowali się z miejscową ludnością, zaczyna coraz dotkliwiej odczuwać granice wytyczane przez Talon. Kiedy dowiaduje się, że organizacja wcale nie działa tak, jak jej wszyscy opowiadają, rodzi się w niej gorący sprzeciw. Nie wie, co ma zrobić, bo jej brat, który powinien jej przecież pomagać, twardo stoi po stronie Talonu. Dziewczyna jest tak pochłonięta wątpliwościami, że zapomina o ostrożności. A oprócz organizacji, na głowie ma jeszcze Zakon Świętego Jerzego – odwiecznego wroga smoków – który jest już na jej tropie.

Oczywiście, jak to bywa w powieściach dla młodzieży, w dodatku z paranormalnym akcentem, autorka wrzuciła swoją bohaterkę między trzech mężczyzn – brata, smoka i z pozoru przypadkowego chłopaka. Bardzo bałam się, że będzie to dla mnie droga przez mękę, biorąc pod uwagę doświadczenia z młodzieżowymi romansami – dziewczyna-beksa nie wie, co zrobić, bo nie chce ranić żadnego z pretendentów do jej serca. W końcu postanawia sama uratować świat i odciąć się od problemów. A Ember robi dokładnie na odwrót – rzuca się w swoje własne emocje, a świat ratuje z bliskimi u boku.

Po ostatecznym zamknięciu książki chwyciłam za pilniczek i zaczęłam ostrzyć sobie zęby na drugi tom, który za granicą już jest, o ile się nie mylę. Tym bardziej, że końcówka, zamiast kończyć, zaczyna kolejny rozdział. Jakby autorka specjalnie chciała wprowadzić czytelników w stan kompletnej niestabilności psychicznej. Mam ogromną nadzieję, że Wydawnictwo MIRA zdecyduje się na wydanie tej serii do końca, niemniej bardzo dziękuję za chociaż ten jeden tom! A wam pozostaje przekonać się samemu, czy to, co tu ponawypisywałam, to rzeczywiście prawda, czy tylko was wkręcam, bo niedługo prima aprilis.

- Ale strach nie powinien rządzić – mówiłam dalej, zdecydowana nie pozwolić mu odejść. - Mówienie, że czegoś nie zrobię, bo się boję, to głupie usprawiedliwienie, nie sądzisz?
(str. 233)

Co prawda już to zrobiłam, ale raz jeszcze dziękuję Wydawnictwu, że wysłało mi tę genialną powieść!