sobota, 28 marca 2015

O liczbowym totalitaryzmie, czyli seria O... #2


Totalitaryzm to według Wikipedii (jak wiadomo, naczelnego źródła wiedzy) system rządów dążący do całkowitej władzy nad społeczeństwem za pomocą monopolu informacyjnego i propagandy, ideologii państwowej, terroru tajnych służb wobec przeciwników politycznych, akcji monopolowych i masowej monopartii.


Część z was mogła pomyśleć „o, jest z mat-geo, więc teraz będzie udawać, że się zna na cyferkach i udowadniać, że dwa plus dwa to się cztery równa”, ale właściwie trzy lata matmy na poziomie rozszerzonym utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie uda mi się z nią zaprzyjaźnić. Różnica charakterów, jak to mówią.

Liczbowy totalitaryzm


Tytuł ten powstał całkowicie przez przypadek, ale bardzo dobrze oddaje fakt, że nasz świat rządzony jest przez 10 cyfr: 0, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8 i 9 poukładanych w różnych konfiguracjach. Te 10 cyfr można uznać za członków jednej wielkiej monopartii z wikipediowej definicji. Bo czy nie jest tak, że opisując jakiekolwiek zjawisko, potrzebujemy twardych danych? Takich, które da się ustawić w rządku i kazać po kolei wskakiwać w odpowiednie rubryczki tabelek w Excelu?

Nauczyciele matematyki grzmią, że jest ona kluczem do drzwi nauki (czy jakoś tak) i niestety mają rację. Nie chodzi tu o same działania, funkcje i inne logarytmy, a o to, że na każdym innym przedmiocie posługujemy się 10 cyframi. Na polskim badamy układ wersów w sonetach, na historii kujemy daty, na WOSie rozpracowujemy systemy głosowań w sejmie, na geografii wyliczamy skalę, na chemii układamy wzory, a na biologii rachujemy kości. W każdej dziedzinie życia, gdziekolwiek by się człowiek nie kręcił, będą go otaczały cyferki.

Ale to przecież normalne


Fakt, to normalne. To nasza rzeczywistość, już do tego przywykliśmy. Kiedy kilka dni temu nareszcie skończyłam pracę semestralną z geografii (temat: Największe katastrofy naturalne), zauważyłam, że określenie „zginęło mnóstwo ludzi” nie oddaje ogromu kataklizmu tak, jak robi to zdanie „zginęło 138 tysięcy ludzi”. Liczbę potrafimy sobie mniej lub bardziej dokładnie zobrazować, a słowa „mnóstwo” nie – to zbyt względne pojęcie.

To samo widać w książce Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall (w końcu to blog książkowy, muszę do literatury nawiązywać), gdzie czytamy, że:
Ludzie są bardzo przywiązani do powagi faktów historycznych i do chronologii.

Chcemy móc wszystko powciskać w tabelki, wykresy, statystki, móc porównywać wojny i katastrofy pod względem liczby ofiar. Nikogo nie interesuje śmierć najlepszego przyjaciela świadka zdarzenia. Liczą się tylko liczby – co znaczy jeden nie nasz przyjaciel w stosunku do 138 tysięcy ofiar. Pojedyncza śmierć nie jest istotna.
Porządek historyczny okazuje się tylko porządkiem umierania.

W takim razie po co nam taki porządek?

Zatrzymajmy się


Nie musimy pędzić z tym prądem. Statystyki odwiedzin bloga, ilość komentarzy, liczba postów – to wszystko podobno stwarza obraz tego, co stworzyliśmy. Tego, co autentycznie kochamy (każdy swojego bloga oczywiście). Jeżeli cyferki nie są odpowiednio duże, nikt nie zainteresuje się współpracą, nikt nie uzna tekstów za godne polecenia – bo przecież ten blog wcale nie jest popularny, co ja tu jeszcze robię?

A może czasem właśnie można zadowolić się określeniem „dzisiaj jest naprawdę ciepło”, „autobus przyjedzie za chwilę”, „do tylu razy sztuka, aż ci się uda”... Czy taki świat mógłby istnieć chociażby przez krótką chwilę? Czy my byśmy umieli tak funkcjonować? Pousuwać cyferki tam, gdzie nie są konieczne i zastąpić je abstrakcyjnymi określeniami, które dla każdego oznaczają coś innego? To może być naprawdę super – odciąć się od wszechobecnych cyfr i czuć się dzieckiem, dla którego posiadanie garści monet równa się wielkiemu bogactwu. Choć przez chwilę. Jak w szkole, gdy masz jeden dzień w tygodniu wolny od matmy – to jak mieć dzień dziecka co tydzień!

Dzięki, że kliknęliście w ten tekst. Jeśli się wam podobał i chcecie więcej, koniecznie dajcie znać!