Info:
Autor: C.J. Daugherty
Tytuł: Dziedzictwo
Tytuł oryginału: Night
School. Legacy
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 400
RECENZJA ZAWIERA SPOILERY CZ. I
Dosyć popularną opinią jest ta, według której każda kolejna
część powieści lub filmu jest gorsza od poprzedniej i niestety, pogląd ten
bardzo często się sprawdza. Ale na szczęście są jeszcze wielotomowe serie, z
których każda część jest tak samo genialna. Jeżeli pominąć kilka szczegółów, Dziedzictwo również można uznać za
bardzo dobrą kontynuację.
W Cimmerii rozpoczyna się semestr jesienny, a Allie wraca do
Akademii jako całkiem inna osoba. Nie może doczekać się spotkania z Carterem i
chce opowiedzieć mu o wszystkim, czego dowiedziała się o swojej rodzinie w
trakcie ich rozłąki. Jednocześnie nie potrafi wyrzucić z myśli Sylvaina, który
uratował jej życie podczas pożaru pod koniec poprzedniego semestru. Ale Allie
doskonale wie, że chłopak działa na Cartera jak płachta na byka i nie ma
pojęcia jak poradzi sobie ze swoimi skomplikowanymi uczuciami, których czasem
nawet sama nie potrafi określić. A Nathaniel nie śpi i tylko czyha na moment, w
którym mógłby uderzyć.
Dziedzictwo pod
wieloma względami nie różni się zbyt od Wybranych.
Chociaż w tej części wyraźnie widać jak wielkie zmiany zaszły w głównej
bohaterce podczas letniego semestru. W zasadzie jedynym elementem jej dawnego
życia są nieodłączne czerwone martensy. Poza tym silna, niezależna i całkowicie
pewna siebie bohaterka zmienia się w o wiele bardziej dziewczęcą i płaczliwą.
Niektórym może wydać się to uzasadnione, biorąc pod uwagę jej położenie, ale
dla mnie jest to trochę niekonsekwencja Autorki w budowaniu postaci.
Ale nie tylko Allie się zmieniła. Sylvain, który podczas
letniego balu o mało jej nie zgwałcił, nagle stał się ucieleśnieniem wszystkich
cnót, a Carter, rycerz, który wybawił ją wtedy z opresji, zmienia się w
apodyktycznego zazdrośnika. Czyli, jak widać, postacie w Dziedzictwie stają się kimś całkiem innym i zupełnie nie wiadomo,
komu można ufać, a komu raczej nie.
Poza tymi szczegółami drugi tom Wybranych jest tak samo dynamiczny i nieprzewidywalny jak jego
poprzednia część. I nawet pomimo tego, że tu jest więcej rzeczy wyjaśnione,
nadal prawie nic nie wiadomo, a akcja urywa się w połowie wydarzeń. Chociaż,
może nie w połowie, a pod koniec. Tak jakby Autorka zamierzała dodać epilog Dziedzictwa w pierwszym rozdziale
trzeciego tomu.
Doskonale wiem, kto napisał tą książkę, a jednak w trakcie
czytania uświadomiłam sobie, że wydaje mi się, że czytam dzieło Sary Shepard,
autorki serii Pretty Little Liars.
Może to przez bardzo podobny styl pisania, a może natłok kłamstw i intryg, ale
co kilkanaście stron musiałam przystawać i tłumaczyć sobie samej, że autorką
jest pani Daugherty. Nie wiem, czy to komplement czy wręcz przeciwnie, ale saga
Wybranych jest lepsza (według mnie)
od Pretty Little Liars.
Moja ocena:
9/10
Gdyby nie to, że z całkiem nieznanego mi powodu miałam
problemy ze skupieniem się na akcji oraz bohaterka zmieniła się nie do
poznania, byłoby pełne 10. Ale nawet mimo to, jak tylko ukarze się trzeci tom
(ang. Night School. Fracture) od razu
postaram się, by zagościł na mojej półce.
Aha, oczywiście ja ufam Carterowi, nie Sylvainowi, żeby nie
było niedomówień :>