Info:
Autor: Rick Yancey
Tytuł: Piąta fala
Tytuł oryginału: The 5th wave
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 505
Zaczęło się od mojego zakochania się w okładce. Niby nie ma
w niej nic ciekawego, ale kiedy tylko jej zdjęcie ukazało się na fanpage’u
Wydawnictwa Otwartego na Facebooku, wiedziałam, że w środku musi być coś ciekawego.
Brałam udział w wielu konkursach, w których można było ją wygrać, ale udało mi
się ją zdobyć dopiero w Empiku (promocja 3 za 2). Czy żałuję wydanych pieniędzy?
NIE!
Cassie przeżyła wszystkie cztery fale oblężenia Ziemi przez
kosmitów. Może nawet powiedzieć, że jest szczęściarą, ponieważ niewielu się to
udało. W tym czasie nauczyła się jednego: nie ufać nikomu. Każdy może być
wrogiem. I mimo tego, że znalazła sobie w środku lasu bardzo miłe miejsce do
ukrycia się przed światem, w jej głowie wciąż tłukła się obietnica złożona
Sammy’emu, jej małemu bratu. „Przyjdę po ciebie. Obiecuję…” W końcu, razem z
jego misiem, Cassie wyrusza na poszukiwanie brata. Skąd może wiedzieć, co
spotka ją w czasie tej wyprawy? Z nikąd. I właśnie to jest najgorsze, bo jej
plan przewiduje tylko przeżycie dnia następnego.
Z początku powieść wydawała się nieco nudnawa. W zasadzie
nic się nie działo, czytelnik jest karmiony wspomnieniami bohaterki z różnych
momentów najazdu Przybyszów. Ale kiedy Cassie w końcu opuszcza swój obozik,
zaczyna się prawdziwa akcja. Na każdej stronie można znaleźć coś zaskakującego,
nie napinając przy tym nerwów jak struny.
Cassie ma szesnaście lat. Pośród tych, którzy zostali na
Ziemi, jest to wiek, który oznacza, że trzeba się było nieźle wysilić, by
przeżyć. Wyjątkowo więc nie mam się do czego przyczepić, jeśli chodzi o wiek
bohaterów. Co do charakterów postaci: są one stworzone w bardzo przemyślany
sposób. Do końca nie wiadomo, kto jest kim, ponieważ co kilka rozdziałów Autor
zmienia bohatera, z którego perspektywy pisze. Czytelnik poznaje w ten sposób
kilka historii, które co jakiś czas się zazębiają, łączą, a po chwili
rozplatają.
Na pochwałę zasłużył również główny motyw powieści. Obcy,
którzy są tu przedstawieni, przypominają mi dusze z Intruza, ponieważ przypominają małe glizdy przyssane do mózgu. Z tą
różnicą, że tutaj wszczepiają się sami, jeszcze przed urodzeniem się ich
żywiciela i są uśpieni do pewnego momentu jego rozwoju. Jest to pomysł
oryginalny, a przynajmniej ja się z podobnym jeszcze nie spotkałam.
Świat, który pan Yancey tak szczegółowo opisał, rzeczywiście
może tak kiedyś wyglądać. Podobny opisany jest w wielu innych powieściach tego
typu, ale każdy ma w sobie coś niepowtarzalnego. W tym wypadku jest to groza.
Autentyczna groza, świadomość bohaterów, że jeżeli znajdą się w zbyt
odsłoniętym miejscu, mogą zostać „zdjęci” przez uciszaczy, dzikie zwierzęta,
albo zwykłe wojsko, które składa się z kilkunastoletnich dzieci.
Wątek romantyczny rozwija się tu zupełnie inaczej niż
zazwyczaj, a kończy jakby w połowie. Wygląda to trochę tak, jakby Autor chciał,
aby czytelnik sam go dokończył. A może po prostu musiało coś zostać na drugą
część. Nie można przecież wszystkiego kończyć od razu.
Moja ocena:
9/10
Ostrzegam: dużo krwi i trupów, więc jeśli ktoś nie lubi zbyt
takich klimatów, raczej nie powinien sięgać po Piątą falę. Jednak ponad tą agresją kryją się uniwersalne prawdy.
Takie jak miłość, waga obietnicy i zdrada w imię dobra. I nie jest to historia
tylko dla młodzieży. Wydaje mi się, że starsi czytelnicy głodni wrażeń, również
znajdą w Piątej fali coś dla siebie.