Info:
Autor: Julianna Baggott
Tytuł: Nowa Ziemia
Tytuł oryginału: Pure
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 484
Dzisiaj ciężko połapać się wśród książek, które
przedstawiają brutalną rzeczywistość, a nie sielankowe obrazy. Jest ich
mnóstwo, każda lepsza i bardziej oryginalna od poprzedniej. Jednym z rodzajów
takich powieści wydają się być książki o „końcu świata”, czyli o tym, co stanie
się po ogólnoświatowej katastrofie, która całkiem zmieni Ziemię. Oto kolejny
przykład takich historii: Nowa Ziemia.
Nasza planeta została doszczętnie zniszczona przez bomby
atomowe. Świat dzieli się teraz na Czystych i resztę. Czyści, którzy nie mają
pojęcia, jak wygląda świat, mieszkają w Kopule, olbrzymiej budowli, do której
nie dostają się szkodliwe pyły, które zagrażają zdrowiu. Ci, którzy pozostali,
są zdeformowani od wybuchów: stopieni z tym, co w czasie eksplozji było w
pobliżu, tosterem, rowerem, innymi ludźmi… Pressia jest jedną z ocalałych i
niedługo ma obchodzić swoje szesnaste urodziny, w które, według prawa, miała
zgłosić się do OPR, żeby oni zdecydowali, czy nadaje się na żołnierza. Jeśli
nie, mogła pożegnać się z życiem. Nie przypuszcza jednak, że podczas swojej
ucieczki spotka Czystego. I, że ten Czysty całkiem zmieni jej życie.
Wcześniej nie słyszałam o tej książce w zasadzie nic. Nie
miałam pojęcia, o czym jest, chociaż po tytule nie było trudno się domyślić. I
muszę przyznać, że na początku miałam bardzo mieszane uczucia, co do niej.
Zupełnie nie przekonywał mnie styl pisania Autorki, taki bardzo ułożony,
elokwentny. Mało realistyczny. Ale im dalej od początku, tym bardziej akcja
nabierała tempa i tym mniej ten styl mi przeszkadzał.
Od samego początku poznajemy zasady, które panują na tej
nieprzyjaznej planecie, jaką stała się Ziemia. Zmieniło się na niej dosłownie
wszystko, no może z wyjątkiem zachowań ludzi – te wciąż są takie same. Każdy
skrawek gleby, każde drzewo walczy o życie. A mówiąc walczy, mam namyśli: ma
oczy, rusza się i atakuje potencjalne zagrożenia. Ziemia nie jest już
bezpieczna.
A ludzie z Kopuły, którzy nie wiedzą nic na temat tego, co
dzieje się poza nią, żyją sobie jak w niebie. No, prawie. Poddawani są serii
kodowań, które mają usprawnić ich mózgi, ale poza tym mają wszystkiego pod
dostatkiem. Jednak główną cechą, która odróżnia ich od ocalałych jest to, że
nie są zdeformowani. I nigdy nie wychodzą poza Kopułę.
Przez większą część powieści nie jest trudno przewidzieć, co
wydarzy się na następnej stronie. Niemniej jednak, później Autorka to nadrabia.
Końca nie przewidziałby nikt. Chyba, że ma umysł godny Sherlocka Holmesa, wtedy
miałby jakieś szanse.
Poza tym, jak dobrze wiecie, zawsze narzekam na końcówki.
Czasem bezpodstawnie, ale w tym przypadku szczególnie nie przypadła mi ona do
gustu. Książka urywa się, jakby Autorka sądziła, że zachęci czytelnika do
sięgnięcia po kolejną część, kiedy odetnie ostatnie pięćdziesiąt (może sto)
stron. A więc nie, to nie zachęca czytelnika. To go irytuje i zniechęca.
Moja ocena:
7/10
Mimo całej swojej oryginalności, książka nie zrobiła na mnie
jakiegoś dużego wrażenia. A na pewno nie umywa się ono do tego po przeczytaniu FEED: Przegląd Końca Świata. Mimo to
polecam to tym, którym znudziły się opowieści o księżniczkach i szczęśliwych
zakończeniach. I jeśli będę miała możliwość, pewnie sięgnę po kolejny tom.