Info:
Autor:
Piotr Szymonowicz
Tytuł:
Kalejdoskop
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok
wydania: 2013
Ilość
stron: 262
Od czasu do czasu przez moje ręce przewijają się książki,
które zostawiają we mnie ślad.
I nie chodzi mi o to, że uważam je za genialne, nie. One zmuszają mnie do myślenia. Do głębokiego zastanowienia się nad
tym, co ja tu (czytaj: na tym świecie) robię, jaki jest tego sens i czy
czasem nie marnuję swojego życia i czasu, który jeszcze mi został. Szczerze
mówiąc, nie lubię takich książek. Nie wtedy, kiedy przeszkadzają mi cieszyć się
chwilą i zmuszają do refleksji nad jakością codziennych dni.
W Kalejdoskopie
główny bohater ucieka razem z Arturem, swoim niekonwencjonalnym kolegą, do
Szczęścia. Sam do końca nie
wie, dlaczego się na to zdecydował, ale jest przekonany, że Artur wie, co robi.
W Szczęściu poznają różnych ludzi:
Błazna, Artystę, Bezdomnego... Każdy z nich ma różne filozoficzne przemyślenia i idiotyczne zachowania, do
których realizacji nie potrzebuje do tego niczyjego pozwolenia. W końcu
bohater, którego imienia nie znamy, zaczyna gubić się wśród ulic Szczęścia, tracąc przy tym samego siebie, ale i odkrywając
coś, czego wcześniej
nawet nie był świadomy.
Tym razem wyjątkowo
przeczytałam opis z tyłu tej książki i czuję się zobowiązana przestrzec innych:
NIE CZYTAJCIE OPISU Z TYŁU KSIĄŻKI, BO
POZNACIE ZAKOŃCZENIE. No, skoro dopełniłam już narzuconego sobie obowiązku,
mogę skupić się na powieści.
Kalejdoskop to
według mnie taki Mały książę 2.0.
Postaci, które bohater spotyka w Szczęściu
można uznać za alegorie dzisiejszych zachowań ludzkich. Nawet ja to zauważyłam,
a zazwyczaj mam problem z interpretowaniem tekstów pod tym względem. W
każdym razie, pan Szymonowicz stworzył genialny świat, na pół realny, na pół fantastyczny, z jednej strony
ucieleśnienie marzeń, z drugiej
najgorszy koszmar.
Nie chciałam
opuszczać tego wykreowanego świata, chociaż czasami przytłaczał swoimi filozoficznymi
bohaterami i mnóstwem wypowiedzi, nad którymi trzeba się dłużej zastanowić,
żeby je choć trochę zrozumieć. Interesowało mnie głównie to, jakim cudem
bohater, który pochodził z, na pozór, normalnego polskiego miasta, znalazł się
w Szczęściu i jak to się
stało, że to wszystko tam wydawało się takie realne.
Ten cały tajemniczy, nie do końca zrozumiały nastrój
sprawiał, że nie miałam ochoty zamknąć tej książki, a jednocześnie nie mogłam się doczekać, aż
przeczytam ostatnie zdanie i z czystym sumieniem będę mogła o niej zapomnieć.
Ale, jak się okazało, z tym zapominaniem nie jest tak łatwo. Nawet po
zamknięciu jej po raz ostatni, w głowie kłębiły mi się myśli, których chciałabym się pozbyć
i mieć chociaż chwilę świętego
spokoju. Czas więc na kolejny apel do potencjalnych czytelników: UWAŻAJCIE, TA KSIĄŻKA PRZYLGNIE DO WAS JAK
OŚMIORNICA.
Końcówka, chociaż dosyć prosta, bez fajerwerków i fanfar,
daje czytelnikowi prawie idealny pogląd na całą sytuację. Wszystko jednak
komplikuje ostatnie zdanie. Czyli kiedy już myślałam, że wszystko wróci do jako takiej normy, moja pewność została powalona jak znokautowany pięściarz.
Jestem jednak przekonana, że to powieść zupełnie inna niż wszystkie. Kalejdoskop jest „bardzo odmienny pod wieloma względami, ale inny inaczej nawet niż ci zwykli inni” (str.
7).
Moja ocena: 8/10
Porwała mnie i prawdopodobnie przez jakiś czas będzie mnie trzymać dla
okupu, który może zapłacić tylko jakaś
inna wybitna powieść. W sumie chyba nawet nie mam jej tego za złe. Jednak nadal
nie jestem pewna, co o niej myślę.
Chyba mi się podobała, ale... Nie, jednak nie lubię książek, które wymuszają aż
tak głębokie przemyślenia.
Książka (ta i wiele innych) jest już udostępniona do wymiany na LubimyCzytać.pl