Info:
Autor:
Agnieszka Lingas-Łoniewska
Tytuł:
Obrońca nocy
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok wydania:
2013
Liczba stron:
304
Przyciągnęła mnie okładka... Jak zawsze. Kiedy tylko zobaczyłam ją w internecie, od razu zapałałam do niej sympatią i, gdy nadarzyła się taka możliwość, grzecznie poprosiłam o nią Wydawnictwo. Od samego początku intrygująca, do ostatniego słowa tajemnicza, a przy tym pełna uczuć, pasji i humoru. Gdybym miała opisać ją jednym słowem, byłoby to z pewnością „łał” wypowiedziane z ogromnym zdumieniem.
Pośród promieni kalifornijskiego słońca, w Mieście Aniołów, zaczęto rozprowadzać tajemniczą substancję, od której wszystko się zaczęło. ToxicCristal. Toksyna, zbierająca coraz większe śmiertelne żniwo, spowodowała, że ci troje spotkali się i nie zapomnieli o sobie aż do końca. Melisa, dziennikarka śledcza, której powierzono stworzenie cyklu artykułów o substancji, stanowczo sprzeciwia się zmianie szefa wydawnictwa. Pokazuje to przy każdej możliwej okazji, co doprowadza do szału Jasona Maseratti, nowego właściciela. Pomiędzy nimi dochodzi do niemej walki, której skutki są mocno odczuwalne dla nich obojga. Do zabawy przyłącza się jeszcze Nocny Łowca – tajemniczy superbohater, który ratuje Los Angeles od dealerów toksyny, wystawiając tym samym policję na pośmiewisko. Tajemnice zaczynają odgrywać jedne z głównych ról, na każdej stronie jest ich pełno...
Naprawdę starałam się nie zdradzić zbyt wiele, ale wiadomo, jak dobrze mi to wychodzi. Obrońca nocy jest książką z literatury typowo kobiecej, której fabuła ułożona jest według powszechnego schematu i jej zadaniem jest głównie spowodowanie, że czytelnik nie zaśnie bez przeczytania choćby jednej strony więcej. Tego typu powieści zawierają dużo scen miłosnych, uczuć i romantycznych zwrotów akcji, jednak w tym przypadku autorka złamała nieco ten stereotyp. Pomiędzy elementy oczywiste, związane z pocałunkami i innymi takimi rzeczami, wplątała wątki kryminalne, psychologiczne i całkowicie tajemnicze.
Na okładce napisane jest „Historia jak z komiksu o miłości i walce ze złem”. I mogę się z tym w zupełności zgodzić. Nocny Łowca, który jest absolutnie uwielbiany przez opinię publiczną i nienawidzony przez poniżonych policjantów, posiada magiczne moce i jest całkowicie nieuchwytny. Przypomina nieco Supermana, Spidermana, Batmana i innych -manów. To jakby mieszanka tego wszystkiego, co było do tej pory, ale wzbogacona o nowe elementy. Główną różnicą jest to, że Nocny Łowca walczy z realnymi, rzeczywistymi osobami, które nie mają w sobie absolutnie nic nienaturalnego czy fantastycznego. To zwykli ludzie, którzy podjęli niedobre decyzje.
Zirytował mnie natomiast wątek romantyczny między bohaterami. Był taki... szybki. Nie w takim sensie, że ich związek trwał za krótko, nie. Po prostu oni w zasadzie nie wychodzili z sypialni. Rozumiem, że tak mogą wyglądać relacje między zakochanymi ludźmi, ale dla mnie było tego po prostu zbyt dużo. Wyglądało to tak, jakby oni nie mieli zupełnie nic innego do roboty, jakby ze sobą w ogóle nie rozmawiali, jakby nie potrafili się nawet do siebie przytulić, nie kończąc pod kołdrą. Co prawda pod koniec książki ta burza hormonów i uczuć nieco ucichła, ale nadal nie mogę do końca uwierzyć, że to, co ich łączy, to ogromna, czysta, prawdziwa, największa na świecie i bezgraniczna miłość. Po prostu nie potrafię.
Poza tym, autorka ma bardzo przystępny sposób pisania. Perspektywa narratora zmienia się w zależności od tego, co akurat jest w danej chwili ważne. Jeżeli jeden z bohaterów ma jakieś istotne przemyślenia, sam stawał się narratorem, a jeżeli ważniejsze od nich były czyny, zmieniał się w wszechwiedzącego. Styl narracji można bez oporów opisać jako bardzo realistyczny i przyjemny do czytania. Mimo że powieść ma trzysta stron, czyta się ją jakby było ich ze sto pięćdziesiąt. A im dalej się jest, tym więcej się chce.
Właśnie, to kolejny pozytyw tej powieści. Chociaż nie jest idealna, a właściwie moim zdaniem sporo jej do ideału brakuje, wciągnęła mnie tak, jak niewiele przed nią. Po prostu nie mogłam pozwolić sobie na pozostawienie rozdziału przeczytanego tylko do połowy, a kiedy go kończyłam, natychmiast zaczynałam kolejny. Nie mam pojęcia, jak mi się to udało, ale przez jeden wieczór w ogóle po nią nie sięgnęłam, pozostawiając ją na dnie mojej szkolnej torby, żeby móc skupić się na matematyce. Ale ona krzyczała do mnie, błagała, żebym przewróciła chociaż jedną, malutką stroniczkę, tylko jeden rozdzialik, tylko kilkaset karteczek. Jednak byłam silna – sięgnęłam po nią dopiero po trzech godzinach i nie wypuściłam z rąk, dopóki nie przeczytałam jej ostatniego akapitu.
Jest tyle rzeczy, o których chciałabym napisać, jeśli chodzi o Obrońcę nocy, że nie wiem, jak długa wyjdzie mi ta recenzja. W każdym razie, kolejnym, bardzo ważnym dla mnie, elementem jest James Maseratti. Ten czterdziestoletni szef ogromniastego koncernu Maseratti Enterprises jest w tej powieści przedstawiony tak, że chociaż, jeśli chodzi o wiek, mógłby być moim ojcem, zakochałam się w nim na zabój. Niemal tak, jak jego partnerka. Wysoki, postawny, szczupły, wysportowany, elegancji, szykowny, romantyczny, niebezpieczny, wierny, zabawny i w każdym calu doskonały. Zainteresował mnie już na samym początku, a im dalej, tym bardziej zdobywał moje serce. I chociaż, gdybym miała moc wyciągania bohaterów z książek, raczej nie znalazłby się na tej liście (z powodu wieku, niestety), jest ukazany jak grecki bóg, jednak nie taki zimny i nieosiągalny, ale ciepły i jak najbardziej dostępny.
Tak się rozmarzyłam, że nie potrafię już powiedzieć, co jeszcze mi się w tej powieści nie podobało. Albo wymienić tego, co zyskało moje uznanie. Zbyt dużo czasu by to zajęło. Po tą książkę trzeba po prostu sięgnąć. Nie wahać się, tylko zwyczajnie rzucić się w jej ciasne objęcia i cieszyć się tym, że ma się taką okazję.
Moja ocena: 9/10
Może przegięłam, ale ona naprawdę zdobyła moje serce. To fantastyczna, zaskakująca powieść, która swoją tajemniczością doprowadza momentami do szału. Szczególnie nie wiem, co myśleć na temat jej ostatniego akapitu, ale z ogromną przyjemnością będę polecać ją wszystkim, których spotkam na swojej drodze.