czwartek, 8 maja 2014

75. "Żółta sukienka" Beata Gołembiowska



Info:
Autor: Beata Gołembiowska
Tytuł: Żółta sukienka
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 164

Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia, co mnie pchnęło, bym przeczytała tę książkę. Moją pamięć spowija gęsta mgła i chyba cieszę się z tego, bo przynajmniej nie pamiętam, czego od historii pani Gołembiowskiej oczekiwałam. Nie twierdzę przez to oczywiście, że opowieść była zła. Po prostu, gdybym mogła wybierać jeszcze raz, raczej bym się na nią nie zdecydowała. Nie moje klimaty.


Anna wyemigrowała z komunistycznej Polski do Kanady. W ciągu dwudziestu lat powinna była sobie ułożyć to nowe życie, jednak cały czas wraca do wspomnień związanych z ojczyzną, rodziną i dzieciństwem, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że to do niczego nie prowadzi. W końcu, razem z córką, Julią, postanawia odwiedzić stare kąty. Nie przeczuwa, jak wiele bólu i zapomnianych sytuacji powróci do niej ze zdwojoną siłą. Nawet po powrocie na odległy kontynent stare duchy dają o sobie znać.

Z początku nijak nie mogłam się przekonać. Denerwował mnie styl narracji, który momentami przypominał ten z seriali typu Ukryta prawda. Pisanie myśli każdego bohatera z osobna, pomiędzy wypowiedziami, bardzo mnie irytowało, tym bardziej, że często tylko wzmacniały one wypowiedziane przed chwilą słowa, przez co całość wypadła bardzo mało realnie. Do stylu autorki nie mam zastrzeżeń, bo uważam, że był on bardzo uniwersalny. Nie zbyt poważny i oficjalny, a jednocześnie na poziomie. Nie ma mowy o bezsensownych przekleństwach, co wzbudziło mój podziw. Dzisiaj ciężko jest o takie historie.

Przynajmniej do połowy nie potrafiłam odnaleźć sensu w tej książce. Bohaterowie byli dla mnie bardzo bezbarwni, historia zupełnie bez polotu, a najbardziej nie mogłam znieść tych ciągłych wspomnień. No bo w końcu, ile lat można wszędzie widzieć podobieństwa do starego domu? A potem przeczytałam notkę o autorce, na skrzydełku okładki, i poczułam, jak spadają mi z oczu klapki. Żółta sukienka jest powieścią po części autobiograficzną, dlatego znaczną jej część zajmują emocje, a nie dynamiczna akcja. Ciężko oceniać takie historie, bo nie wiadomo, ile z tego wydarzyło się naprawdę, a ile jest wynikiem wyobraźni autorki. A, że ja nie przeżyłam nic z tego, co opisała, nie mogę zacząć narzekać na nieuporządkowane myśli bohaterki, bo może akurat to jest normalne u osób żyjących na emigracji. Poza tym, dopiero po pewnym czasie czytelnik dowiaduje się, w jak tragicznych warunkach (z punktu widzenia psychologicznego) dorastała Anna i to również nieco wyjaśnia kiepski stan jej umysłu.

Kiedy już zorientowałam się, że nie mam do czynienia ze zwyczajną obyczajówką, zaczęłam się wciągać. Całkowicie przestałam zwracać uwagę na wątek miłosny, który w sumie stanowi podporę historii, choć jest go stosunkowo mało, a skupiłam się na emocjach odczuwanych przez Annę. Fascynujące dla mnie było to, ile można w życiu znieść i jak reagować na przedmioty ze wspomnień. Uznałam też, że Żółtej sukienki nie można „połknąć”. Tą książką należy się delektować, bo inaczej niemożliwym jest poznanie tej historii i całego schematu myślowego.

Najbardziej wstrząsnęło mną jednak, jak zawsze, wykorzystanie Anny, gdy była małym dzieckiem. Dla mnie nie ma większego okrucieństwa, niż to dokonane na dzieciach, bo są one najbardziej niewinnymi istotami na świecie, a to im przytrafia się z reguły najwięcej zła. I mam ogromną nadzieję, że to akurat było wytworem wyobraźni autorki, bo nie potrafię sobie wyobrazić, jak może czuć się człowiek z czymś TAKIM siedzącym z tyłu głowy, uparcie stukającym co jakiś czas we wszystkie nerwy w mózgu.

Podsumowując:
Nie jest to historia dla zbyt młodych osób. One mogą po prostu nie zrozumieć pewnych rzeczy, bo czytanie Żółtej sukienki ot, tak jest dla mnie całkowicie bez sensu. Wtedy na pewno się ona nie spodoba, bo, jak wspomniałam, sama historia nie jest wybitna. Ale czasem należy spojrzeć jednak między kolejne linijki i przyjrzeć się temu, czego nie da się opisać słowami. Dopiero wtedy historia pani Gołembiowskiej nabiera sensu i nie pozwala przejść obok siebie obojętnym krokiem.

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Autorce oraz akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Kiedy kobieta przejmuje dowodzenie.

Nieco zmieniłam styl kończenia recenzji: usunęłam ocenę. Według mnie ona bardzo rzadko oddaje to, co myślę o danej książce. Oceny będę wystawiać na LubimyCzytać.pl. Nigdzie indziej :)