Info:
Autor: Agnieszka
Lingas-Łoniewska
Tytuł: Bez
przebaczenia
Wydawnictwo: Novae
Res
Rok wydania: 2014
(wydanie II, I w 2010r.)
Liczba stron: 340
Można powiedzieć, że
trochę znam już twórczość tej genialnej, polskiej autorki. Bez
przebaczenia było już trzecią jej książką w przeciągu
pięciu miesięcy, co uważam za stosunkowo dobry wynik. A jednak
miałam pewne obawy, kiedy sięgałam po tę historię. Bałam się
trochę, że, jako jedna z najwcześniej wydanych, okaże się
gorsza. Cóż, chyba nie mogłam się bardziej mylić.
Paulina Litwiak w wyniku
tragicznych wydarzeń zostaje zabrana przez swojego ojca, wysokiego
rangą żołnierza, do wojskowego miasta. Dziewczyna buntuje się, bo
nie podobają się jej nowe, sztywne zasady, które panują w nowym
domu. Jej podejście zmienia się nieco, gdy poznaje Piotra,
przystojnego chłopaka z zielonymi oczami. Nie może do siebie
dopuścić myśli, że ona, nastolatka z problemami, zainteresowała
kogoś takiego jak on. Wodziły za nim wzrokiem wszystkie kobiety w
promieniu kilkudziesięciu metrów, co dodatkowo ujmowało jej wiary
w siebie. Jednak, kiedy Piotr Sadowski, żołnierz z ambicjami, sobie
kogoś wypatrzy, nie ma odwrotu, nie ważne, jak wielkie góry
przyjdzie mu pokonać.
Przyznam, że przez panią
Łoniewską stałam się masochistką. Próbowałam czytać Bez
przebaczenia spokojnie i powoli, by móc napawać się kolejnymi
stronami. Ale, gdy tylko zaczęłam, nie mogłam zwolnić. Książka
sama błagała mnie, bym poznała kolejne rozdziały, następne
przeciwności losu, nowe przeszkody. A ja jej uległam. Przeczytałam
powieść tak szybko, że aż sama się zdziwiłam, ale naprawdę –
co chwila wyszukiwałam kilku minut, które mogłabym poświęcić na
jeszcze dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt, sto stron.
Zdecydowanie nie da się jej czytać powoli i spokojnie.
Co do wspomnianego
masochizmu: książki pani Łoniewskiej mają to do siebie, że
przynajmniej kilkanaście razy, podczas czytania, czytelnikowi zawala
się świat i czuje się zdruzgotany. W moim przypadku wyglądało to
mniej więcej tak, że owszem, miałam problemy ze skupieniem się na
czymkolwiek, nie obchodziło mnie jedzenie (!) ani facebook, ale
podświadomie pragnęłam więcej takich momentów. Autorka potrafi
stworzyć swoją historię tak, że utożsamienie się z bohaterami
lub choćby zapałanie do nich sympatią, wydarza się samoistnie, po
pierwszych dwudziestu stronach. Dlatego nie da się nie przeżywać
różnych sytuacji razem z bohaterami. Niejednokrotnie moje serce
sprawiało wrażenie, jakby mi miało wyskoczyć zza koszulki,
szczególnie w tych momentach pełnych niepewności.
Mam takie pytanie:
dlaczego każdy bohater męski jest ucieleśnieniem wszelkich moich
marzeń? Gdyby tak nie było, może wybrałabym sobie jednego ze
wszystkich powieści i miała spokój, a tak mogę zostać oskarżona
o poligamię! Piotr Sadowski, podobnie jak James Maseratti (Obrońca nocy) oraz Tommy Cordell (Brudny świat) jest wzorem,
ideałem, chodzącym bogiem pewnie nie tylko dla mnie. Ma wszystkie
najważniejsze cechy, które powodują, że zakochać się w nich
jest wręcz śmiesznie łatwo. Ale każdy z nich posiada także te
negatywne zachowania. Jednak one paradoksalnie powodują jeszcze
większą... sympatię. Nie da się czuć do nich niechęci.
Jeżeli chodzi o Paulinę
Litwiak, bohaterkę żeńską, można potraktować ją jako
standardową przedstawicielkę tej płci: uparta, inteligentna,
uwielbia interpretować wszystko opacznie. Cóż, nic nowego, ale tym
razem jednak Paula nie przypadła mi do gustu tak, jak pozostałe
bohaterki książek pani Łoniewskiej, które znam. Wydawała mi się
zupełnie nieodpowiednia dla boskiego Piotra, ale co ja mam do
gadania? Czasem bywa tak, że kogoś lubi się bardziej, a kogoś
mniej.
Sama akcja... powala,
nokautuje i zostawia czytelnika nieprzytomnego, oblanego łzami w
kącie wiele razy. I w chwilach, kiedy już zaczynało się układać,
już przygotowywałam się do skakania z radości, pani Łoniewska z
całej siły kopała mnie w brzuch tak, że nie mogłam się poruszyć
i tylko biernie czekałam na rozwój wydarzeń. Nie mam jej tego za
złe, co więcej, nie mogę się doczekać, kiedy poznam jej inne
powieści, bo, jak już wspomniałam, jestem masochistką i chyba
uwielbiam sprawiać sobie psychiczny ból.
Moja ocena: 9/10
(wybitna)
Czegoś mi tu zabrakło,
ale nawet nie potrafię tego nazwać. Zakochałam się w tej historii
tak samo mocno, jak w poprzednich i nie zamierzam poprzestać tylko
na znajomości trzech z, zapewne, genialnych dzieł pani Łoniewskiej.
A tak przy okazji, zna ktoś może dobry kurs samoobrony przed
emocjonalnymi dołkami w trakcie czytania i kopami w brzuch
znienacka?
Za możliwość
zapoznania się z książką ogromnie dziękuję Wydawnictwu Novae Res!
Recenzja bierze udział
w wyzwaniu Book Lovers.