sobota, 3 maja 2014

73. "Bez przebaczenia" Agnieszka Lingas-Łoniewska




Info:
Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Tytuł: Bez przebaczenia
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2014 (wydanie II, I w 2010r.)
Liczba stron: 340

Można powiedzieć, że trochę znam już twórczość tej genialnej, polskiej autorki. Bez przebaczenia było już trzecią jej książką w przeciągu pięciu miesięcy, co uważam za stosunkowo dobry wynik. A jednak miałam pewne obawy, kiedy sięgałam po tę historię. Bałam się trochę, że, jako jedna z najwcześniej wydanych, okaże się gorsza. Cóż, chyba nie mogłam się bardziej mylić.


Paulina Litwiak w wyniku tragicznych wydarzeń zostaje zabrana przez swojego ojca, wysokiego rangą żołnierza, do wojskowego miasta. Dziewczyna buntuje się, bo nie podobają się jej nowe, sztywne zasady, które panują w nowym domu. Jej podejście zmienia się nieco, gdy poznaje Piotra, przystojnego chłopaka z zielonymi oczami. Nie może do siebie dopuścić myśli, że ona, nastolatka z problemami, zainteresowała kogoś takiego jak on. Wodziły za nim wzrokiem wszystkie kobiety w promieniu kilkudziesięciu metrów, co dodatkowo ujmowało jej wiary w siebie. Jednak, kiedy Piotr Sadowski, żołnierz z ambicjami, sobie kogoś wypatrzy, nie ma odwrotu, nie ważne, jak wielkie góry przyjdzie mu pokonać.

Przyznam, że przez panią Łoniewską stałam się masochistką. Próbowałam czytać Bez przebaczenia spokojnie i powoli, by móc napawać się kolejnymi stronami. Ale, gdy tylko zaczęłam, nie mogłam zwolnić. Książka sama błagała mnie, bym poznała kolejne rozdziały, następne przeciwności losu, nowe przeszkody. A ja jej uległam. Przeczytałam powieść tak szybko, że aż sama się zdziwiłam, ale naprawdę – co chwila wyszukiwałam kilku minut, które mogłabym poświęcić na jeszcze dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt, sto stron. Zdecydowanie nie da się jej czytać powoli i spokojnie.

Co do wspomnianego masochizmu: książki pani Łoniewskiej mają to do siebie, że przynajmniej kilkanaście razy, podczas czytania, czytelnikowi zawala się świat i czuje się zdruzgotany. W moim przypadku wyglądało to mniej więcej tak, że owszem, miałam problemy ze skupieniem się na czymkolwiek, nie obchodziło mnie jedzenie (!) ani facebook, ale podświadomie pragnęłam więcej takich momentów. Autorka potrafi stworzyć swoją historię tak, że utożsamienie się z bohaterami lub choćby zapałanie do nich sympatią, wydarza się samoistnie, po pierwszych dwudziestu stronach. Dlatego nie da się nie przeżywać różnych sytuacji razem z bohaterami. Niejednokrotnie moje serce sprawiało wrażenie, jakby mi miało wyskoczyć zza koszulki, szczególnie w tych momentach pełnych niepewności.

Mam takie pytanie: dlaczego każdy bohater męski jest ucieleśnieniem wszelkich moich marzeń? Gdyby tak nie było, może wybrałabym sobie jednego ze wszystkich powieści i miała spokój, a tak mogę zostać oskarżona o poligamię! Piotr Sadowski, podobnie jak James Maseratti (Obrońca nocy) oraz Tommy Cordell (Brudny świat) jest wzorem, ideałem, chodzącym bogiem pewnie nie tylko dla mnie. Ma wszystkie najważniejsze cechy, które powodują, że zakochać się w nich jest wręcz śmiesznie łatwo. Ale każdy z nich posiada także te negatywne zachowania. Jednak one paradoksalnie powodują jeszcze większą... sympatię. Nie da się czuć do nich niechęci.

Jeżeli chodzi o Paulinę Litwiak, bohaterkę żeńską, można potraktować ją jako standardową przedstawicielkę tej płci: uparta, inteligentna, uwielbia interpretować wszystko opacznie. Cóż, nic nowego, ale tym razem jednak Paula nie przypadła mi do gustu tak, jak pozostałe bohaterki książek pani Łoniewskiej, które znam. Wydawała mi się zupełnie nieodpowiednia dla boskiego Piotra, ale co ja mam do gadania? Czasem bywa tak, że kogoś lubi się bardziej, a kogoś mniej.

Sama akcja... powala, nokautuje i zostawia czytelnika nieprzytomnego, oblanego łzami w kącie wiele razy. I w chwilach, kiedy już zaczynało się układać, już przygotowywałam się do skakania z radości, pani Łoniewska z całej siły kopała mnie w brzuch tak, że nie mogłam się poruszyć i tylko biernie czekałam na rozwój wydarzeń. Nie mam jej tego za złe, co więcej, nie mogę się doczekać, kiedy poznam jej inne powieści, bo, jak już wspomniałam, jestem masochistką i chyba uwielbiam sprawiać sobie psychiczny ból.

       Moja ocena: 9/10 (wybitna)

Czegoś mi tu zabrakło, ale nawet nie potrafię tego nazwać. Zakochałam się w tej historii tak samo mocno, jak w poprzednich i nie zamierzam poprzestać tylko na znajomości trzech z, zapewne, genialnych dzieł pani Łoniewskiej. A tak przy okazji, zna ktoś może dobry kurs samoobrony przed emocjonalnymi dołkami w trakcie czytania i kopami w brzuch znienacka?

Za możliwość zapoznania się z książką ogromnie dziękuję Wydawnictwu Novae Res!

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Book Lovers.