poniedziałek, 15 września 2014

107. "Śmiercionośne fale" Carrie Ryan


Info:
Autor: Carrie Ryan
Tytuł: Śmiercionośne fale
Tytuł oryginału: The Dead-Tossed Waves
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 332
Numer tomu: 2
(Tom I – Las Zębów i Rąk)

Recenzja może zawierać spoilery części I.

Śmiercionośne fale, drugi tom serii autorstwa Carrie Ryan o zombie, których nazywa się Nieuświęconymi lub Mudo, bardzo rzadko widywany jest na półkach księgarń. Ogólnie cała trylogia chyba nie należy do najpopularniejszych. Nie zmienia to jednak faktu, że część pierwsza wydała mi się jedną z lepszych książek o tych potworach. Czy tak samo jest z drugą?

Ocean, plaża, latarnia i Vista, to jedyne miejsca, które zna Gabry. Razem z matką pilnują, by światło co noc omiatało niespokojne wody i z niepokojem patrzą w las, który rozciąga się za wioską, Las Zębów i Rąk. Jedna głupia decyzja powoduje, że życie dziewczyny całkowicie się zmienia, jej przyjaciele albo nie żyją, albo oczekują na wyrok za złamanie zasad, a Gabry robi wszytko, by wypełnić dane obietnice, co prowadzi do odkrycia przerażającej prawdy o samej sobie.

Ponieważ Las Zębów i Rąk czytałam jakieś pół roku temu, niewiele pamiętałam i liczyłam, że początek Śmiercionośnych fal pomoże mi przywołać wspomnienia. Moje zdumienie było ogromne, kiedy zaczęłam czytać i zamiast Mary miałam dziewczynę, która nazywała się Gabry (a przy okazji, co to za imię?) i wybiera się z Catchem, Cirą i resztą za Barierę. Nagromadzenie nowych postaci i słów pisanych z wielkich liter wprowadziło zamęt w mojej głowie. Dopiero potem dotarło do mnie, że Gabry to tak naprawdę Gabrielle, a całość toczy się wiele lat po tym, jak Mary znalazła latarnię. A po przeczytaniu książki zobaczyłam, że wszystko to było opisane z tyłu książki, na okładce...

Jeżeli chodzi o akcję, zawiodłam się, mówiąc krótko. Poprzednia część wydała mi się znacznie ciekawsza i straszniejsza, a cała fabuła nie skupiała się wyłącznie na wątku miłosnym, jak to wygląda w tym przypadku. Ale pamięć jest ułomna i, jeśli to tylko moje urojenia, proszę o wyprowadzenie mnie z błędu. Po prostu czytając Śmiercionośne fale, nie skupiałam się na akcji i na tym, że bohaterów może zaraz zjeść horda zombie. Bardziej interesowało mnie, kiedy on w końcu weźmie ją za rękę, kiedy się przełamie i opowie jej swoją historię, kiedy on ją w końcu pocałuje. To chyba niezbyt dobrze świadczy o historii, która chyba z założenia miała być tajemnicza i niepokojąca.

Zauważyłam też pewną analogię. Postacie ze Śmiercionośnych fal w pewnym sensie przypominały te z Lasu Zębów i Rąk. Powtórzył się też niejako pomysł na wątek miłosny, co nie wpłynęło dobrze na to, jak postrzegam drugi tom serii. I chociaż wydarzenia były stosunkowo dobrze opisane – plastycznie i z odpowiednią dozą krwi – nie odczuwałam ich w pełni. Wszystko przesłaniały rozważania Gabry. Jej poczucie winy mogłoby wystarczyć dla całego miasta i to jeszcze z górką. Ogółem była ona, szczególnie na początku, tak irytująca, jak Tris w Zbuntowanej. W zasadzie wszystko jest jej winą i gdyby tylko nie pociągnęła go za rękę, gdyby się sprzeciwiła, gdyby poszła z nią, gdyby go pocałowała, byłoby idealnie i zapanowałaby pełnia szczęścia. A przynajmniej ona tak sądzi, chociaż pod koniec już się trochę uspokaja i stara się przyjąć to, co zgotował jej los.

Język jest oczywiście bardzo przyjemny i łatwy do czytania, nie czułam upływu czasu, gdy brnęłam przez kolejne przygody bohaterów i nim się obejrzałam, zamknęłam książkę po raz ostatni. Wydaje mi się, że coraz bardziej charakterystyczną cechą powieści o zombie są uniwersalne wypowiedzi bohaterów, które idealnie nadają się do księgi z aforyzmami i złotymi myślami. Zużyłam większość swoich znaczników, by je wszystkie jakoś oznaczyć i potem przepisać do zeszytu z cytatami (nie, to wcale nie jest dziwne). Bardzo spodobało mi się podejście pani Ryan do całego problemu, a nie tylko do sytuacji Gabry.

Podsumowując:
Mówiąc ogólnie, pierwsza część była znacznie lepsza, co nie znaczy, że nie zamierzam sięgnąć po zakończenie serii. Jestem ciekawa, jak autorka skończy to, co zaczęła. Gdyby tylko nieco mniej rozbudowała wątek miłosny i zastąpiła je większą ilością ciemnych korytarzy, ocienionych kątów oraz zabitych bohaterów, wrażenie grozy byłoby porównywalne z tym z pierwszej części. Krótko mówiąc, zawiodłam się, ale nie tak, by nie dać autorce jeszcze jednej szansy.

Czasami błędy okazują się najlepszymi decyzjami, jakie kiedykolwiek podjęłaś...”