Info:
Autor:
Carrie Ryan
Tytuł:
Śmiercionośne
fale
Tytuł
oryginału:
The Dead-Tossed Waves
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Rok
wydania:
2012
Liczba
stron:
332
Numer
tomu:
2
(Tom
I – Las Zębów i Rąk)
Recenzja może zawierać spoilery części I.
Śmiercionośne
fale,
drugi tom serii autorstwa Carrie Ryan o zombie, których nazywa się
Nieuświęconymi lub Mudo, bardzo rzadko widywany jest na półkach
księgarń. Ogólnie cała trylogia chyba nie należy do
najpopularniejszych. Nie zmienia to jednak faktu, że część pierwsza
wydała mi się jedną z lepszych książek o tych potworach. Czy tak
samo jest z drugą?
Ocean, plaża, latarnia i Vista, to jedyne miejsca, które zna Gabry.
Razem z matką pilnują, by światło co noc omiatało niespokojne
wody i z niepokojem patrzą w las, który rozciąga się za wioską,
Las Zębów i Rąk. Jedna głupia decyzja powoduje, że życie
dziewczyny całkowicie się zmienia, jej przyjaciele albo nie żyją,
albo oczekują na wyrok za złamanie zasad, a Gabry robi wszytko, by
wypełnić dane obietnice, co prowadzi do odkrycia przerażającej
prawdy o samej sobie.
Ponieważ
Las Zębów i Rąk
czytałam jakieś pół roku temu, niewiele pamiętałam i liczyłam,
że początek Śmiercionośnych
fal
pomoże mi przywołać wspomnienia. Moje zdumienie było ogromne,
kiedy zaczęłam czytać i zamiast Mary miałam dziewczynę, która
nazywała się Gabry (a przy okazji, co to za imię?) i wybiera się
z Catchem, Cirą i resztą za Barierę. Nagromadzenie nowych postaci
i słów pisanych z wielkich liter wprowadziło zamęt w mojej
głowie. Dopiero potem dotarło do mnie, że Gabry to tak naprawdę
Gabrielle, a całość toczy się wiele lat po tym, jak Mary znalazła
latarnię. A po przeczytaniu książki zobaczyłam, że wszystko to
było opisane z tyłu książki, na okładce...
Jeżeli
chodzi o akcję, zawiodłam się, mówiąc krótko. Poprzednia część
wydała mi się znacznie ciekawsza i straszniejsza, a cała fabuła
nie skupiała się wyłącznie na wątku miłosnym, jak to wygląda w
tym przypadku. Ale pamięć jest ułomna i, jeśli to tylko moje
urojenia, proszę o wyprowadzenie mnie z błędu. Po prostu czytając
Śmiercionośne
fale,
nie skupiałam się na akcji i na tym, że bohaterów może zaraz
zjeść horda zombie. Bardziej interesowało mnie, kiedy on w końcu
weźmie ją za rękę, kiedy się przełamie i opowie jej swoją
historię, kiedy on ją w końcu pocałuje. To chyba niezbyt dobrze
świadczy o historii, która chyba z założenia miała być
tajemnicza i niepokojąca.
Zauważyłam
też pewną analogię. Postacie ze Śmiercionośnych
fal
w pewnym sensie przypominały te z Lasu Zębów i Rąk.
Powtórzył się też niejako pomysł na wątek miłosny, co nie
wpłynęło dobrze na to, jak postrzegam drugi tom serii. I chociaż
wydarzenia były stosunkowo dobrze opisane – plastycznie i z
odpowiednią dozą krwi – nie odczuwałam ich w pełni. Wszystko
przesłaniały rozważania Gabry. Jej poczucie winy mogłoby
wystarczyć dla całego miasta i to jeszcze z górką. Ogółem była
ona, szczególnie na początku, tak irytująca, jak Tris w
Zbuntowanej.
W zasadzie wszystko jest jej winą i gdyby tylko nie pociągnęła go
za rękę, gdyby się sprzeciwiła, gdyby poszła z nią, gdyby go
pocałowała, byłoby idealnie i zapanowałaby pełnia szczęścia. A
przynajmniej ona tak sądzi, chociaż pod koniec już się trochę
uspokaja i stara się przyjąć to, co zgotował jej los.
Język jest oczywiście bardzo przyjemny i łatwy do czytania, nie
czułam upływu czasu, gdy brnęłam przez kolejne przygody bohaterów
i nim się obejrzałam, zamknęłam książkę po raz ostatni. Wydaje
mi się, że coraz bardziej charakterystyczną cechą powieści o
zombie są uniwersalne wypowiedzi bohaterów, które idealnie nadają
się do księgi z aforyzmami i złotymi myślami. Zużyłam większość
swoich znaczników, by je wszystkie jakoś oznaczyć i potem
przepisać do zeszytu z cytatami (nie, to wcale nie jest dziwne).
Bardzo spodobało mi się podejście pani Ryan do całego problemu, a
nie tylko do sytuacji Gabry.
Podsumowując:
Mówiąc ogólnie, pierwsza część była znacznie
lepsza, co nie znaczy, że nie zamierzam sięgnąć po zakończenie
serii. Jestem ciekawa, jak autorka skończy to, co zaczęła. Gdyby
tylko nieco mniej rozbudowała wątek miłosny i zastąpiła je
większą ilością ciemnych korytarzy, ocienionych kątów oraz
zabitych bohaterów, wrażenie grozy byłoby porównywalne z tym z
pierwszej części. Krótko mówiąc, zawiodłam się, ale nie tak,
by nie dać autorce jeszcze jednej szansy.
„Czasami błędy okazują się najlepszymi decyzjami, jakie kiedykolwiek podjęłaś...”
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę, Urban fantasy, Book Lovers, Czytam opasłe tomiska oraz Kiedy kobieta przejmuje dowodzenie.