wtorek, 2 września 2014

102. "Mag w czerni" Jaye Wells

Mag w czerni Jaye Wells okładka

Info:
Autor: Jaye Wells
Tytuł: Mag w czerni
Tytuł oryginału: The Mage in Black
Wydawnictwo: REBIS
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 352
Numer tomu: 2
(tom I - Rudowłosa - recenzja)

Recenzja może zawierać spoilery części I.

Średnia okładka, niczym niewyróżniający się tytuł i fabuła z wampirem w roli głównej, czyli prosty przepis na beznadziejny materiał do reklamy. Bo kto w szale na punkcie Zmierzchu, Szeptem i innych, będzie rozglądał się za kolejnymi wampirzymi wątkami?


Sabina wraz z Adamem są na drodze do Nowego Jorku. Wampirzyca, choć pełna wątpliwości, nie może doczekać się końca podróży, wyobrażając sobie najprzeróżniejsze wizje. Nic jednak nie mogło przygotować jej na to, czego dowie się na miejscu i czemu przyjdzie jej stawić czoła. Rządzę krwi stara się opanować na tyle, by nie zranić swoich najbliższych, na których jej zależy. Tylko dlatego nie robi nic specjalnie głupiego. Do czasu.

Byłam pełna wątpliwości, bo wspomnienia o Rudowłosej już nieco zatarły mi się w pamięci i nie potrafiłam sobie przypomnieć, za co tak właściwie chwaliłam pierwszy tom serii o Sabinie Kane. Wystarczyło jednak dziesięć pierwszych stron, aby czas spędzony przy I tomie stanął mi przed oczami tak wyraźnie, jakby to było zaledwie wczoraj. Od samego początku pani Wells bombarduje czytelnika cynizmem i ironią głównej bohaterki, która stara się ukryć wszystkie swoje emocje przed światem zewnętrznym. Dzięki temu inicjuje dosyć zabawne rozmowy, które zawsze wspominać będę z uśmiechem na twarzy, bo humor w książkach pani Wells jest niewymuszony i zupełnie naturalny.

Sama Sabina wydała mi się nieco inna niż wcześniej. Bardziej... ludzka, jeżeli dobrze się wyraziłam. Chodzi mi o to, że zaczęła miewać bardzo humanitarne odruchy, chociaż nadal, gdy było trzeba, nie przebierała w środkach i chwytała sprawę za jaja (przepraszam, ale czasem nawet dosłownie). Mimo tych delikatnych modyfikacji, to nadal jest ta sama Sabina Kane, która niby wie, ale jednak nie jest pewna, gdzie przynależy, a jednocześnie stara się wszystkim pokazać, że się z niczym nie patyczkuje.

Adam, jako bohater męski, który towarzyszy Sabinie w podróży, może być porównany do standardowych przedstawicieli mężczyzn, którzy, jeśli chcą, mają na zawołanie całe tabuny dziewczyn, chociaż jego charakter czyni go nieco bardziej ustatkowanym i rozsądnym. Jest go mniej niż w pierwszej części, nad czym bardzo ubolewałam, bo od samego początku bardzo kibicuję jemu i Sabinie.

No i kot-demon. Ulubiony bohater ze wszystkich, ale to głównie dlatego, że wampirzyca bardzo się z nim przekomarza. A powszechnie wiadomo, że takie rozmowy dla postronnych są niezwykle zabawne. Bardzo chciałabym napisać, co się z nim stanie, ale ograniczę się tylko do stwierdzenia, którego w pewnym momencie użyła Sabina: „mały demon chyba wydoroślał”. Tak, to znaczy, że już zerwał z telezakupami.

Najdziwniejsze jest to, że mimo iż to powieść o wampirach i innych fantastycznych stworzeniach, która powstała mniej więcej w tym samym czasie co miliardy podobnych, pani Wells uczyniła z niej coś, czego nie da się porównać. I tak jak Zmierzchu nie trawię, tak Rudowłosą (a także II tom) uwielbiam. Fabuła nie toczy się wokół miłosnych rozterek Sabiny, a wokół niewyrównanych rachunków i trudnej do pojęcia polityki. No, sami powiedzcie, czy to nie jest lepszy temat niż miłosny trójkącik?

Podsumowując:
Po II tomie jestem jeszcze bardziej zauroczona, niż po I. Język Wells jest prosty, niemal niewymagający skupienia, a fabuła rozluźnia, więc jest to idealna pozycja na deszczowe wieczory, które niedługo zaczną się pojawiać coraz częściej. Zdecydowanie polecam, chyba że ktoś po prostu już nie trawi odwiecznych konfliktów między różnymi podziemnymi rasami. Chociaż nawet w takim wypadku na pewno należy zapoznać się chociaż z Rudowłosą.