![]() |
źródło |
Info:
Autor:
Rachel Cohn
Tytuł:
Beta
Tytuł
oryginału:
BETA
Wydawnictwo:
Czarna Owca
Rok
wydania:
2013
Liczba
stron:
316
Numer
tomu:
1
Pamiętam,
jak jeszcze nie tak dawno temu, około dwóch lat wstecz, musiałam
napisać na biologię referat i w nim przedstawić dobre i złe
strony klonowania ludzi. Ja ogółem nie jestem osobą, która
popierałaby takie rzeczy, ale nie byłam jakoś szczególnie
nastawiona na anty. Po przeczytaniu Bety,
moje stanowisko nabrało stanowczości.
Aby klon mógł powstać, pierwowzór musi zginąć. Taki jest
oficjalny warunek. Ale w zamian można otrzymać ludzkiego robota,
który nie ma uczuć ani pragnień i robi wszystko to, co człowiek
mu każe. Idealne rozwiązanie, jeśli mieszkańcy rajskiej wyspy nie
są w stanie wykonywać nawet najprostszych zadań. Dominium to
wyspa, na której nawet powietrze jest specjalne. I w tym idealnym
świecie zaczyna się przemiana. Bo okazuje się, że to, że klony
nie mają woli, to zdezaktualizowana informacja.
Czytając
na okładce, że „Na
rajskiej wyspie ich miłość jest zakazana. Czy klon i człowiek
mogą być sobie przeznaczeni?,
miałam wrażenie, że powieść będzie płytka i tylko o miłości.
Wręcz odrzucało mnie od niej, kiedy czytałam to „zachęcające”
zdanie. Być może jestem odosobniona w tym osądzie, ale tak
autentycznie było. Okazało się jednak, że miłość, owszem jest,
ale nie tak banalna, jak mi sugerowano. Bo sytuacja, do której napis
się odnosi, znajduje się na kilku ostatnich stronach. Całe ponad
trzysta poprzednich zupełnie do tego nie nawiązuje, więc nie ma
się co przejmować tymi dwoma zdaniami.
Książkę
kupiłam już dawno, na promocji i musiała swoje na półce odstać,
za nim po nią sięgnęłam. Muszę jednak przyznać, że przez
pierwsze sto stron zastanawiałam się, czy jej po prostu nie
wystawić na wymianę – tak bez czytania. Nie porwała mnie, a na
dodatek była tak łudząco podobna do innych, znanych przeze mnie,
książek (Intruz,
Niezgodna, Mroczne umysły...),
że niemal fizycznie zmuszałam się do brnięcia przez kolejne
strony.
Akcja zaczęła przyspieszać dopiero, kiedy Elizja, główna
bohaterka, zaczyna podejmować pewne decyzje, czyli w mniej więcej
połowie powieści. Od tego momentu nie ma mowy o nudzie, a wszystko,
co robi bohaterka, wiąże się ze sporym ryzykiem z jej strony.
Wiele razy miałam ochotę wrzasnąć do niej, żeby ukryła pewne
rzeczy w pokoju obok, bo wtedy nie padną na nią podejrzenia, albo
żeby się lepiej zabezpieczyła, bo ktoś ją zaraz znajdzie. Na
szczęście autorka nie pozwoliła, bym się domyśliła zbyt wielu
rzeczy.
Właśnie,
to jest kolejna kwestia, o której po prostu muszę wspomnieć! Pani
Cohn jest mistrzynią, jeżeli chodzi o zdarzenia „z zaskoczki”.
Dawno nie miałam tak, że w pewnym momencie przerywałam lekturę,
podnosiłam głowę i mówiłam do pustego pokoju „o cholera”. A
w trakcie lektury Bety
zdarzyło mi się to przynajmniej trzy razy. Bo świat opisany jest
zdrowo pokręcony, więc konsekwencje różnych czynów też nie mogą
być proste.
A wątek miłosny to trochę porażka, niestety. Według mnie stanowi
on niejako pochwałę zażywania narkotyków. A jestem zdecydowaną
przeciwniczką tych śmieci. Oczywiście potem wychodzą złe
rezultaty, ale przez pewien okres bohaterowie widzą w nim jedyną
możliwość, przez co nawet ja zaczęłam się zastanawiać, czy bez
wspomagania będzie im tak samo... No, ale żeby poczuć tę
atmosferę, musicie po prostu przeczytać i wtedy się opowiedzieć
po którejś ze stron.
Podsumowując:
Beta,
chociaż inna niż sądziłam, nie porwała mnie na tyle, bym żywiła
do niej jakieś głębsze uczucia. Doskonale rozumiem Elizję i jej
sytuację, ale mimo wszystko jest mi całkowicie obojętna. Może
umrzeć, a ja i tak przeszłabym obok tego obojętnie. Uważam, że
należy przeczytać tę historię, ale nie nastawiajcie się na
fenomenalne zjawisko – są lepsze powieści.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę, Urban fantasy, Book Lovers, Czytam opasłe tomiska oraz Kiedy kobieta przejmuje dowodzenie.