Info:
Autor:
Marie Lu
Tytuł:
Legenda. Wybraniec
Tytuł
oryginału:
Prodigy
Wydawnictwo:
Zielona Sowa
Rok
wydania:
2013
Liczba
stron:
368
Numer
tomu:
2
(tom
I – Legenda. Rebeliant)
Recenzja może zawierać spoilery części I.
Ciężko
jest się bez żadnego przewodnika poruszać po książkowym rynku.
Tym bardziej, jeżeli jest mnóstwo podgatunków i w każdym z nich
zawiera się ogromna ilość przeróżnych powieści. W tym gąszczu
historii natrafiłam na pierwszą część
trylogii autorstwa Marie Lu, Legenda. Rebeliant.
I przepadłam. A teraz postanowiłam kontynuować tę przygodę.
Jedynym ratunkiem dla Day'a i June jest znalezienie Patriotów. Po
ucieczce w Los Angeles sprzed plutonu egzekucyjnego, bohaterowie są
wycieńczeni i nie mogą się doczekać, aż znajdą sobie zaciszne
miejsce, by wyleczyć rany i odsapnąć. Wiedzą jednak, że w
najbliższym czasie nie jest to możliwe. Eden, brat Day'a, nadal
znajduje się w rękach Republiki, która wykorzystuje go w sobie
tylko znanym celu. I chociaż wydaje im się, że znają już całą
prawdę, okazuje się, że w dzisiejszych czasach nikt już nie
działa uczciwie.
Zacznę
od najmniej przyjemnych rzeczy: ta, podobnie jak poprzednia część,
jest pełna literówek. I chociaż mi jakoś specjalnie to nie
przeszkadza, pod koniec zaczęłam odczuwać co najmniej lekką
irytację. Oczywiście, jak w Rebeliancie,
nie obejmuje to błędów stricte ortograficznych, tylko pozjadane
literki, „ę” zamiast „y” itp. Wiem, że dla niektórych jest
to wyznacznik do sięgnięcia po książkę, dlatego postanowiłam
przestrzec.
Skoro
już skończyłam część krytyczną, mogę zająć się znacznie
milszymi aspektami powieści pani Lu. Tym, co rzuciło mi się w oczy
najbardziej, szczególnie, że stosunkowo niedawno skończyłam
Wierną
pani Roth, było to, że chociaż w całej trylogii o Day'u i June
autorka co rozdział zmienia bohatera, z którego perspektywy pisze,
nie miałam absolutnie żadnego problemu z przeskoczeniem z umysłu
June do myśli Day'a i odwrotnie. Inna czcionka znacznie to ułatwiła.
Ważne
jest dla mnie to, by autor był konsekwentny w tworzeniu charakterów
swoich bohaterów. Wiele razy spotkałam się z czymś takim, że im
więcej części miała seria, tym bardziej tracili oni swoje
pierwotne cechy. I owszem, czasem było to w pełni uzasadnione, a
czasem działo się to tak po prostu, bez wyjaśnienia. A tutaj, nie
dość, że Day i June byli niemal tymi samymi osobami, co pod koniec
Rebelianta,
to jeszcze przy zmianie perspektywy autorka nie mieszała ich ze
sobą. Day pozostawał Day'em, a June była tą samą June, co w
poprzednim rozdziale. Pani Lu nie zacierała różnicy między nimi.
Fabuła
była pod pewnymi względami zupełnie inna w tej części. W
Rebeliancie
większy nacisk położony jest na grę szczegółów, przewidywanie
reakcji innych i odkrywanie podstawowych kłamstw. Teraz zmieniła
się nie tylko sytuacja w Republice, ale też patrzenie June na
otaczający ją świat. Przed bohaterami odsłaniane są też
stopniowo kolejne warstwy obłudy, którą są okrążeni. Nawet
czytelnik jest przekonywany, że nie wolno słuchać tylko jednej
strony, nawet jeśli ta wcześniej powiedziała prawdę.
Uważam, że genialnym pomysłem byłoby zekranizowanie trylogii pani
Lu, choć przede mną jeszcze ostatni tom. Jeżeli reżyser
zdecydowałby się na dokładne odtworzenie książki, powstałby
naprawdę widowiskowy projekt. Autorka bardzo plastycznie opisuje
wszystkie zdarzenia, często posługując się nieskomplikowanymi
porównaniami, które można sobie bez żadnych problemów wyobrazić.
Jednocześnie jej opisy nie zajmują kilku stron, dzięki czemu chyba
nie można się wynudzić w trakcie lektury.
Podsumowując:
Kontynuacja utrzymana jest na osiągniętym wcześniej poziomie, za
co należą się autorce brawa. Miała pomysł, jak dalej pociągnąć
losy June i Day'a, a co więcej, nie zepsuła go. Powstała dzięki
temu powieść naprawdę zaskakująca i trzymająca w napięciu, ale
nie szalona. Bohaterowie są osobnymi postaciami i ich cechy nie są
ze sobą zmieszane, pomimo ciągłych zmian w narracji. Naprawdę,
książka godna polecenia.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę, Urban fantasy, Book Lovers oraz Czytam opasłe tomiska.