![]() |
źródło |
Info:
Autor:
Sebastian Buśk
Tytuł:
Alison. Po drugiej stronie
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok
wydania:
2014
Liczba
stron:
236
Numer
tomu:
1
Wyobraźcie sobie świat, w którym nie ma ani jednej
przedstawicielki płci żeńskiej. Świat, który nie rządzi się w
zasadzie żadnymi prawami. Świat, gdzie mężczyźni, którzy za
życia byli niemili dla swoich kobiet, trafiają po śmierci. Chyba
nie jest to trudne zadanie, ale w sumie nikt jeszcze nie podjął się
opisania takiej rzeczywistości. Prawie nikt.
Życie Alison nie było usłane różami, straciła rodziców jeszcze
w dzieciństwie, a kochający ją po grób chłopak nadal pozostawał
w sferze marzeń. W końcu dziewczyna nie wytrzymuje... W wyniku
działania nieznanej siły przenosi się do miejsca, które z
założenia miało być miejscem kary dla wszystkich mężczyzn,
którzy wyrządzili kobietom jakąkolwiek krzywdę. Zamieniło się
jednak w jeden wielki chaos i wszechobecny brud, który nie rządził
się żadnymi zasadami. A stara przepowiednia mówi, że pewnego dnia
przyjdzie na ten świat kobieta, która rozsądzi, kto już
odpokutował, a kto jeszcze nie.
Jak
zwykle niezbyt dobrze zaznajomiłam się z opisem umieszczonym na
stronie księgarni internetowej,
ale teraz myślę, że wyszło mi to na zdrowie. Pierwszą rzeczą,
która sprawiła, że przyjaznym okiem patrzyłam na wszelkie
potknięcia, było to, że od samego początku nie mogłam przestać
się delikatnie uśmiechać. Styl autora jest tak prosty, banalny
wręcz, ale przez to nie raz powoduje wykwitnięcie na twarzy
czytelnika szerokiego uśmiechu. Nie jest to powieść poważna, na
pewno nie na początku, a jeżeli taki był zamysł autora, to wyszło
zupełnie na odwrót. Momentami miałam wrażenie, że czytam
papierową wersję kreskówki z gatunku tych wyświetlanych dawno
temu na Cartoon Network. Nie były one zbyt śmieszne, ale i tak
powodowały niepohamowane wybuchy radości, szczególnie im byłam
starsza i śmiałam się głównie z sentymentu.
Sama fabuła, już całkiem (prawie) obiektywnie patrząc, sprawia
wrażenie sklejonej jakby na poczekaniu, chociaż z drugiej strony
widać duży potencjał w pomyśle. Wydaje mi się, że gdyby moja
polonistka się wysiliła, znalazłaby tam całkiem niezłą, głęboką
interpretację. Dla mnie jednak była to lektura przede wszystkim
odprężająca, przy której nie musiałam zbyt wiele myśleć i
wysilać się, żeby nie zgubić się w fabule. Nie ma tu zbyt wielu
wątków pobocznych, wszystko biegnie do celu, który niby jest
znany, ale wiele razy gubiony, jakby autor chodził po labiryncie
własnej wyobraźni. Nie uważam przez to, że książka jest
kiepska, bo to z pewnością mijałoby się z prawdą.
Moimi absolutnie ulubionymi bohaterami są Albert i Darwik, czyli
trupia czaszka oraz szkielet bez głowy. Wbrew pozorom nie należeli
oni nigdy do tego samego człowieka. Przywodzą mi na myśl filmy
animowane, w których czaszka odpadała od tułowia i krzyczała do
niego, próbując naprowadzić na siebie, by złączyć szkielet w
całość. Ich rozmowy i sytuacje z ich udziałem bez problemu
przywoływały uśmiech na moją twarz.
Główna bohaterka, Alison, na samym początku wydała mi się jakaś
taka fajtłapowata. Być może taka miała być, bo do samego końca
powieści niemal w ogóle się nie zmieniła. W każdym razie nie
lubię zbyt emocjonujących się postaci, więc nie dziwne, że
Alison nie przypadła mi do gustu. Z drugiej strony jednak zadawała
trafne pytania w odpowiednich momentach, więc może ja po prostu
tworzę problemy?
No i absolutnie najważniejsza rzecz: w książce są obrazki! Tak,
wiele razy powtarzałam, że w książkach dla starszych czytelników
już się ich prawie nie spotyka i to jest kolejny wyjątek od tej
reguły. Naprawdę, kiedy widzi się ilustrację w powieści, od razu
łatwiej się ją czyta, jest większy komfort i w ogóle świat się
staje różowy. Uważam, że więcej książek powinno mieć obrazki.
To jest mój postulat, jako aktywnego czytelnika.
Ale żeby nie było, że powieść pana Buśka (przepraszam, jeżeli
tego nazwiska nie powinno się odmieniać) ma same zalety, muszę
przyznać, że im bliżej końca, tym byłam bardziej
zniecierpliwiona. Śpieszyło mi się, żeby konflikt, który
rozgorzał wcześniej, już się zakończył i fabuła poszła dalej.
Tak się jednak nie stało. Niemal do ostatniej strony akcja pędziła
w najlepsze, finał umieszczając w nic nie mówiącym zdaniu „koniec
części pierwszej”. I w dodatku tuż przed nim okazało się, że
będzie więcej zawiłości w „boju o Alison” wymienionym w
opisie książki. Bo ta dziewczyna może być pomocnicą do
zawładnięcia światem żywych. A, jak wiadomo, źli bohaterowie
lubią mieszać w rzeczywistości.
Podsumowując:
Czytało się niesamowicie przyjemnie, wiele razy szeroko się
uśmiechałam, chociaż fabuła sama w sobie mogłaby być lepsza.
Mimo to gratuluję pomysłu i jego wykonania, bo ta książka
naprawdę jest dowodem na to, jak bardzo bujną można mieć
wyobraźnię. Genialna na odstresowanie, ale jeżeli szukacie
ambitnej lektury, radzę po to nie sięgać. Mimo to czekam z
niecierpliwością na kolejną odsłonę „boju o Alison”.
Recenzja
bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę oraz Czytam opasłe tomiska.
Za
możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Novae Res.