sobota, 18 października 2014

114. "Alison. Po drugiej stronie" Sebastian Buśk

Alison. Po drugiej stronie Sebastian Buśk okładka
źródło




Info:
Autor: Sebastian Buśk
Tytuł: Alison. Po drugiej stronie
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 236
Numer tomu: 1

Wyobraźcie sobie świat, w którym nie ma ani jednej przedstawicielki płci żeńskiej. Świat, który nie rządzi się w zasadzie żadnymi prawami. Świat, gdzie mężczyźni, którzy za życia byli niemili dla swoich kobiet, trafiają po śmierci. Chyba nie jest to trudne zadanie, ale w sumie nikt jeszcze nie podjął się opisania takiej rzeczywistości. Prawie nikt.


Życie Alison nie było usłane różami, straciła rodziców jeszcze w dzieciństwie, a kochający ją po grób chłopak nadal pozostawał w sferze marzeń. W końcu dziewczyna nie wytrzymuje... W wyniku działania nieznanej siły przenosi się do miejsca, które z założenia miało być miejscem kary dla wszystkich mężczyzn, którzy wyrządzili kobietom jakąkolwiek krzywdę. Zamieniło się jednak w jeden wielki chaos i wszechobecny brud, który nie rządził się żadnymi zasadami. A stara przepowiednia mówi, że pewnego dnia przyjdzie na ten świat kobieta, która rozsądzi, kto już odpokutował, a kto jeszcze nie.

Jak zwykle niezbyt dobrze zaznajomiłam się z opisem umieszczonym na stronie księgarni internetowej, ale teraz myślę, że wyszło mi to na zdrowie. Pierwszą rzeczą, która sprawiła, że przyjaznym okiem patrzyłam na wszelkie potknięcia, było to, że od samego początku nie mogłam przestać się delikatnie uśmiechać. Styl autora jest tak prosty, banalny wręcz, ale przez to nie raz powoduje wykwitnięcie na twarzy czytelnika szerokiego uśmiechu. Nie jest to powieść poważna, na pewno nie na początku, a jeżeli taki był zamysł autora, to wyszło zupełnie na odwrót. Momentami miałam wrażenie, że czytam papierową wersję kreskówki z gatunku tych wyświetlanych dawno temu na Cartoon Network. Nie były one zbyt śmieszne, ale i tak powodowały niepohamowane wybuchy radości, szczególnie im byłam starsza i śmiałam się głównie z sentymentu.

Sama fabuła, już całkiem (prawie) obiektywnie patrząc, sprawia wrażenie sklejonej jakby na poczekaniu, chociaż z drugiej strony widać duży potencjał w pomyśle. Wydaje mi się, że gdyby moja polonistka się wysiliła, znalazłaby tam całkiem niezłą, głęboką interpretację. Dla mnie jednak była to lektura przede wszystkim odprężająca, przy której nie musiałam zbyt wiele myśleć i wysilać się, żeby nie zgubić się w fabule. Nie ma tu zbyt wielu wątków pobocznych, wszystko biegnie do celu, który niby jest znany, ale wiele razy gubiony, jakby autor chodził po labiryncie własnej wyobraźni. Nie uważam przez to, że książka jest kiepska, bo to z pewnością mijałoby się z prawdą.

Moimi absolutnie ulubionymi bohaterami są Albert i Darwik, czyli trupia czaszka oraz szkielet bez głowy. Wbrew pozorom nie należeli oni nigdy do tego samego człowieka. Przywodzą mi na myśl filmy animowane, w których czaszka odpadała od tułowia i krzyczała do niego, próbując naprowadzić na siebie, by złączyć szkielet w całość. Ich rozmowy i sytuacje z ich udziałem bez problemu przywoływały uśmiech na moją twarz.

Główna bohaterka, Alison, na samym początku wydała mi się jakaś taka fajtłapowata. Być może taka miała być, bo do samego końca powieści niemal w ogóle się nie zmieniła. W każdym razie nie lubię zbyt emocjonujących się postaci, więc nie dziwne, że Alison nie przypadła mi do gustu. Z drugiej strony jednak zadawała trafne pytania w odpowiednich momentach, więc może ja po prostu tworzę problemy?

No i absolutnie najważniejsza rzecz: w książce są obrazki! Tak, wiele razy powtarzałam, że w książkach dla starszych czytelników już się ich prawie nie spotyka i to jest kolejny wyjątek od tej reguły. Naprawdę, kiedy widzi się ilustrację w powieści, od razu łatwiej się ją czyta, jest większy komfort i w ogóle świat się staje różowy. Uważam, że więcej książek powinno mieć obrazki. To jest mój postulat, jako aktywnego czytelnika.

Ale żeby nie było, że powieść pana Buśka (przepraszam, jeżeli tego nazwiska nie powinno się odmieniać) ma same zalety, muszę przyznać, że im bliżej końca, tym byłam bardziej zniecierpliwiona. Śpieszyło mi się, żeby konflikt, który rozgorzał wcześniej, już się zakończył i fabuła poszła dalej. Tak się jednak nie stało. Niemal do ostatniej strony akcja pędziła w najlepsze, finał umieszczając w nic nie mówiącym zdaniu „koniec części pierwszej”. I w dodatku tuż przed nim okazało się, że będzie więcej zawiłości w „boju o Alison” wymienionym w opisie książki. Bo ta dziewczyna może być pomocnicą do zawładnięcia światem żywych. A, jak wiadomo, źli bohaterowie lubią mieszać w rzeczywistości.

Podsumowując:
Czytało się niesamowicie przyjemnie, wiele razy szeroko się uśmiechałam, chociaż fabuła sama w sobie mogłaby być lepsza. Mimo to gratuluję pomysłu i jego wykonania, bo ta książka naprawdę jest dowodem na to, jak bardzo bujną można mieć wyobraźnię. Genialna na odstresowanie, ale jeżeli szukacie ambitnej lektury, radzę po to nie sięgać. Mimo to czekam z niecierpliwością na kolejną odsłonę „boju o Alison”.

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę oraz Czytam opasłe tomiska.

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Novae Res.