Okładka pochodzi ze strony empik.com |
Info:
Autor:
Abigail Gibbs
Tytuł:
Mroczna Bohaterka. Jesienna Róża
Tytuł
oryginału:
The Dark Heroine: Autumn Rose
Wydawnictwo:
Muza
Rok
wydania:
2014
Liczba
stron:
464
Numer
tomu:
2
(tom 1 - Kolacja z wampirem)
Recenzja
może zawierać spoilery części 1.
Znacie to uczucie, gdy sięgacie po kontynuację i macie ogromną
nadzieję graniczącą z szaleństwem, że będzie dało się ją
czytać i może choć trochę się Wam spodoba? Jeśli nie, to ja
znam. Mocowałam się sama ze sobą zanim zgodziłam się przeczytać
tę powieść i dużą rolę w mojej zmianie zdania co do tego, że
już NIGDY NIE SIĘGNĘ PO POWIEŚCI GIBBS, odgrywa Kapturek. Dzięki
niej teraz czytacie ten tekst.
W drugiej części podobno genialnej serii o mrocznych istotach
główną bohaterką nie jest Violet Lee, dziewczyna poznana w pierwszym tomie, która wpadła w towarzystwo wampirów, ale Jesienna
Róża. Możemy dyskutować na temat tego, że jej imię kojarzy się
z Indianami, ale znacznie bardziej istotną kwestią jest to, z
jakiej rasy się ona wywodzi. Róża jest Mędrcem. Można ich
rozpoznać przez to, że prawą stronę ich ciała zawsze pokrywa
siateczka cienkich blizn, jakby korzeni, tuż pod skórą. Mędrcy
posługują się magią zaczerpniętą z natury.
Rozpoczynając
lekturę, byłam co najmniej zdezorientowana, gdyż niemal w ogóle
nie pamiętałam Kolacji z wampirem,
przez co na samym początku musiałam sporo czasu poświęcić
przeczytaniu kilku recenzji pierwszego tomu, by przypomnieć sobie
najważniejsze rzeczy. Niewiele to jednak pomogło, gdyż fabuła
Jesiennej
Róży tylko
czasem przeplata się z fabułą poprzedniej części, by w końcu
złączyć się w jedno. I dopiero teraz mogę z pełną
odpowiedzialnością powiedzieć, że wybaczam autorce to, w jaki
sposób zrealizowała Kolację z wampirem.
Więcej o tym na końcu.
Róża, jako bohaterka bądź co bądź główna, a nawet tytułowa,
powinna chyba być silna. Na taką została wykreowana. Ale ona
najpierw ma głęboką depresję, przez co nawet nie zauważa zalotów
Fallona, nowego Mędrca w mieście, a potem, kiedy z pozoru nabiera
spokoju i opanowania, nadal miewa stany depresyjne. Pojawiały się
nawet myśli samobójcze, więc nie wydaje mi się, by była to
bohaterka godna naśladowania. Chociaż trzeba jej przyznać, że
momentami naprawdę się starała i koniec końców pokazała, że
każdy może podnieść się na tyle, by wytrzymać ból straty. Róża
dużo przeszła i to też stanowi swego rodzaju usprawiedliwienie jej
zachowań.
Różnicą między tą a poprzednią częścią jest to, że jeżeli
kogoś raziły częste stosunki płciowe odbywane między Violet a
Kasparem, to po ten tom może sięgnąć bez obaw. Emocje między
Różą a jej chłopakiem są bardzo napięte, ale nie ma tu tak
dokładnych opisów wszystkich zdarzeń do jakich między nimi
dochodzi. Zostawała na to spuszczona półprzezroczysta kurtyna i
czytelnik nie ma możliwości przeczytania o ewentualnych
uniesieniach. Może się jedynie domyślać. Jeżeli natomiast chodzi
o opisy wydarzeń dramatycznych – byłam pod wrażeniem. Raz czy
dwa sama nawet poczułam niepokój.
I,
jak wspomniałam wcześniej, czas na zrehabilitowanie Kolacji z wampirem
w moich oczach. Możliwe nawet, że nie tylko w moich. W każdym
razie: czytając Jesienną
Różę,
doszłam do wniosku, że to, co wzięłam za rażące niedociągnięcia
w pierwszej części, w połączeniu z drugą wygląda całkiem
racjonalnie i w sumie nie powinnam była tego brać za błędy.
Szczególnie widać to od momentu, w którym świat Mędrców i
wampirów zaczyna się splatać w jedno. Cała Jesienna
Róża
dzieje się w otoczeniu pięknych komnat, oficjalnych tytułów,
poszanowaniu hierarchii i ogólnym zachowaniu piękna. Wampiry
natomiast porozumiewają się przekleństwami, są wybuchowe i
podążają za instynktem, trochę jak zwierzęta. Dlatego pierwszy
tom był raczej chaotyczny, instynkt i fizyczne potrzeby odgrywały w
nim główną rolę. Niestałość Violet wygląda natomiast na
celowe zagranie autorki, gdyż w drugim tomie też jej reakcje są
sprzeczne. Natomiast świat Mędrców jest uporządkowany, dlatego
wszystko sprawia wrażenie pięknego i wartego szacunku. Tylko żeby
zobaczyć ten kontrast trzeba niestety przebrnąć przez tę
„niefajną” pierwszą część.
Nie jest to może jakieś absolutne arcydzieło, ale bardzo
przyjemnie czyta się tę powieść i polecam ją szczególnie na
długie, zimowe wieczory, które szczęśliwie będą coraz krótsze,
gdyż już wkrótce wiosna. Styl Gibbs rozwinął się i jej powieść
nie przypomina już opowiadania z bloga trzynastolatki, która myśli,
że jej wyobraźnia jest w porządku, a wali tyle scen seksu, ile
tylko może. Tu już jest wyrachowanie – widać, że się starała.
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Muza.