Okładka pochodzi ze strony empik.com |
Info:
Autor:
Jakub Ćwiek
Tytuł:
Kłamca
Wydawnictwo:
Fabryka Słów
Rok
wydania: 2014
(wydanie IV, I w 2005r.)
Liczba
stron:
272
Numer
tomu:
1
Ten tekst nie miał w ogóle powstać. Nie planowałam go pisać.
Chciałam po prostu przeczytać coś, co mnie rozluźni, co nie wiąże
się z obowiązkiem recenzowania w jakimś ustalonym czasie. Jednak
tak się stało, że muszę gdzieś wyrazić swoje myśli związane z
tą książką. A gdzież lepiej to zrobić, niż na swoim własnym
blogu recenzenckim? Komu będę płakać w rękaw, jak nie Wam?
Kłamca
to znacznie starszy od doskonale mi znanych Chłopców
zbiór opowiadań, w których punktem wspólnym jest jeden lub więcej
bohaterów. Tym razem najbardziej główna postać nazywa się
właśnie Kłamca. Czasem także Loki, zależnie od humoru. To
nordycki bóg, który zawarł umowę z aniołami i teraz odwala za
nich brudną robotę. Zazwyczaj świetnie się przy tym bawi, bo może
przynajmniej bezkarnie skopać komuś tyłek.
Miałam
ogromne oczekiwania, kolorowe wyobrażenia i ogólnie byłam bardzo
dobrej myśli – sądziłam, że pan Ćwiek od zawsze pisał tak
zajmujące opowiadania, jak we wspomnianych wcześniej Chłopcach.
I niestety trochę się przejechałam. Tym, co spowodowało
największe niezadowolenie z mojej strony, było to, że przygody
Lokiego często były po prostu... nudnawe. Nie nudne. Czasami
rzeczywiście można by trochę podkręcić atmosferę, bo po którymś
opowiadaniu z kolei, w którym Kłamca odnosi zwycięstwo, czytanie
kolejnych nie sprawia już takiej frajdy, skoro i tak wiadomo, co się
stanie. Trochę jak w serialu Dr
House,
w którym Hugh Laurie zawsze pod koniec miał ten swój „oświecony
wzrok” i nagle odgadywał chorobę, po czym wszystko kończyło się
dobrze.
Przyłapałam
się też na tym, że już nie jestem tak zafascynowana światem
duchowym, że tak go szeroko nazwę. Kiedyś czytałam wszystkie
książki, które choć w maleńkim stopniu były związane z
mitologią, aniołami i innymi demonami. Teraz zaczynam omijać je z
daleka. Być może to już podpada pod zmęczenie materiału, jednak
zauważyłam, że także nie interesuje mnie to już tak bardzo, jak
dawniej. Wolę przysiąść ze zbiorem felietonów, kryminałem lub
zwyczajną postapokaliptyczną młodzieżówką niż ślęczeć nad
bogami i ich znajomymi. W Kłamcy
co prawda wątek mitologiczno-religijny nie jest wyciągany co chwilę
na wierzch, ale na nim buduje się cały zbiorek, więc jest ważny.
Jednak, żeby nie było, że ta książka nadaje się tylko do
kominka, jestem pod ogromnym wrażeniem kreacji samego Lokiego. To
bardzo złożony bohater, który ma wiele twarzy. Zarówno dosłownie,
jak i w przenośni. Zazwyczaj można odgadnąć, jak się zachowa,
ale czasami ujawnia to, co jest pod maską „na pokaz” i wtedy
czytelnik ma problemy z rozpoznaniem, czy to ten sam Kłamca, który
był na poprzedniej stronie. Ja tak miałam i dziękuję autorowi
szczególnie za zakończenie. Przywróciło mi ono wiarę w serię o
Lokim. Wierzę, że kolejne opowiadania będą już tylko lepsze.
To
nie książka dla każdego. A już na pewno nie sugerujcie się tym,
że jeśli podobali się Wam Chłopcy,
z uśmiechem przebiegniecie także przez Kłamcę.
Otóż nie. To zupełnie inna tematyka, choć z tak samo genialnymi
opisami i ogólną fabułą. Widać, że zbiór jest dopracowany i
myślę, że jeśli ktoś nie ma odruchu wymiotnego przy zetknięciu
się z religią i mitologią, spokojnie może stanąć w szranki z
Kłamcą.