poniedziałek, 12 stycznia 2015

129. "Kłamca" Jakub Ćwiek

Okładka pochodzi ze strony empik.com


Info:
Autor: Jakub Ćwiek
Tytuł: Kłamca
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2014 (wydanie IV, I w 2005r.)
Liczba stron: 272
Numer tomu: 1

Ten tekst nie miał w ogóle powstać. Nie planowałam go pisać. Chciałam po prostu przeczytać coś, co mnie rozluźni, co nie wiąże się z obowiązkiem recenzowania w jakimś ustalonym czasie. Jednak tak się stało, że muszę gdzieś wyrazić swoje myśli związane z tą książką. A gdzież lepiej to zrobić, niż na swoim własnym blogu recenzenckim? Komu będę płakać w rękaw, jak nie Wam?


Kłamca to znacznie starszy od doskonale mi znanych Chłopców zbiór opowiadań, w których punktem wspólnym jest jeden lub więcej bohaterów. Tym razem najbardziej główna postać nazywa się właśnie Kłamca. Czasem także Loki, zależnie od humoru. To nordycki bóg, który zawarł umowę z aniołami i teraz odwala za nich brudną robotę. Zazwyczaj świetnie się przy tym bawi, bo może przynajmniej bezkarnie skopać komuś tyłek.

Miałam ogromne oczekiwania, kolorowe wyobrażenia i ogólnie byłam bardzo dobrej myśli – sądziłam, że pan Ćwiek od zawsze pisał tak zajmujące opowiadania, jak we wspomnianych wcześniej Chłopcach. I niestety trochę się przejechałam. Tym, co spowodowało największe niezadowolenie z mojej strony, było to, że przygody Lokiego często były po prostu... nudnawe. Nie nudne. Czasami rzeczywiście można by trochę podkręcić atmosferę, bo po którymś opowiadaniu z kolei, w którym Kłamca odnosi zwycięstwo, czytanie kolejnych nie sprawia już takiej frajdy, skoro i tak wiadomo, co się stanie. Trochę jak w serialu Dr House, w którym Hugh Laurie zawsze pod koniec miał ten swój „oświecony wzrok” i nagle odgadywał chorobę, po czym wszystko kończyło się dobrze.

Przyłapałam się też na tym, że już nie jestem tak zafascynowana światem duchowym, że tak go szeroko nazwę. Kiedyś czytałam wszystkie książki, które choć w maleńkim stopniu były związane z mitologią, aniołami i innymi demonami. Teraz zaczynam omijać je z daleka. Być może to już podpada pod zmęczenie materiału, jednak zauważyłam, że także nie interesuje mnie to już tak bardzo, jak dawniej. Wolę przysiąść ze zbiorem felietonów, kryminałem lub zwyczajną postapokaliptyczną młodzieżówką niż ślęczeć nad bogami i ich znajomymi. W Kłamcy co prawda wątek mitologiczno-religijny nie jest wyciągany co chwilę na wierzch, ale na nim buduje się cały zbiorek, więc jest ważny.

Jednak, żeby nie było, że ta książka nadaje się tylko do kominka, jestem pod ogromnym wrażeniem kreacji samego Lokiego. To bardzo złożony bohater, który ma wiele twarzy. Zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Zazwyczaj można odgadnąć, jak się zachowa, ale czasami ujawnia to, co jest pod maską „na pokaz” i wtedy czytelnik ma problemy z rozpoznaniem, czy to ten sam Kłamca, który był na poprzedniej stronie. Ja tak miałam i dziękuję autorowi szczególnie za zakończenie. Przywróciło mi ono wiarę w serię o Lokim. Wierzę, że kolejne opowiadania będą już tylko lepsze.


To nie książka dla każdego. A już na pewno nie sugerujcie się tym, że jeśli podobali się Wam Chłopcy, z uśmiechem przebiegniecie także przez Kłamcę. Otóż nie. To zupełnie inna tematyka, choć z tak samo genialnymi opisami i ogólną fabułą. Widać, że zbiór jest dopracowany i myślę, że jeśli ktoś nie ma odruchu wymiotnego przy zetknięciu się z religią i mitologią, spokojnie może stanąć w szranki z Kłamcą.