piątek, 22 listopada 2013

43. "Mroczna Bohaterka. Kolacja z wampirem" Abigail Gibbs



Info:
Autor: Abigail Gibbs
Tytuł: Mroczna Bohaterka. Kolacja z wampirem
Tytuł oryginału: The Dark Heroine: Dinner with a Vampire
Wydawnictwo: MUZA
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 560

Wybrałam ją ze względu na okładkę, jak zawsze zresztą. Bardzo rzadko kieruję się opisami, ponieważ nauczyłam się już, że często zawierają spoilery albo zupełnie zmieniają obraz historii. Sądziłam też, że skoro powieść nie ma niskiej oceny na różnych portalach poświęconych książkom, można spróbować. Przecież, myślałam, całkiem źle na pewno nie będzie, ludzie się znają. Hmm... Widać, mamy odmienne gusta.

Violet jest jedynym świadkiem krwawej jatki w centrum Londynu. Niestety, sprawcy, zanim opuścili teren zbrodni, zauważyli ją i nie pozwolili odejść od tak. Zabrali ją ze sobą. Dziewczyna nie podejrzewała nawet, z kim ma do czynienia. Jednak już niedługo potem okazało się, że oprawcy to potwory. Są niewiarygodnie piękni, silni, szybcy i chorobliwie bladzi i zimni. Mogli być więc tylko... wampirami. Wszyscy oni patrzyli na nią jak na ofiarę z wyjątkiem Fabiana, jednego z uczestników jatki, który ukazał swoje łagodne oblicze. Jego przeciwieństwem był natomiast Kaspar – gwałtownik i egoista, któremu w głębi duszy kołacze się pytanie bez odpowiedzi: „dlaczego jej nie zabiłem”...

Z opisu przy zdjęciu autorki można się dowiedzieć, że zaczęła pisać Mroczną Bohaterkę jak miała piętnaście lat, a dopiero trzy lata później zdecydowała się ją wydać. I muszę przyznać, że wyraźnie widać w powieści zmiany w stylu narracji i języku razem z upływającymi stronami. Na samym początku wszystko jest opisane bardzo chaotycznie i nieplastycznie. Później też, ale w znacznie mniejszym stopniu. Tak więc najwięcej uwag mam do pierwszej połowy książki. Autorka na każdej stronie zaprzecza temu, co przed chwilą napisała. Emocje bohaterów zmieniają się dosłownie co wypowiedź. Dla przykładu mogę podać rozmowę Violet z Kasparem, kiedy ta najpierw trzęsie się ze strachu, a już zdanie później pluje słowami chłopakowi w twarz, żeby za chwilę odwrócić się na pięcie i zalać się łzami w drodze do pokoju. Ja przepraszam, ale takie wahania nastrojów to według mnie miewają tylko kobiety w ciąży. Jednak nawet im odwaga nie przychodzi ot tak.

Kolejnym elementem jest olbrzymia nieadekwatność słów, myśli i strojów do sytuacji. W chwili, kiedy Violet jest zagrożona i jej życie dosłownie wisi na włosku, ponieważ wściekły do granic możliwości wampir ciągnie ją do jakiegoś pustego pokoju, ona zachwyca się wnętrzem. Mimo, że mam naprawdę bujną wyobraźnię, nie potrafię przedstawić sobie w głowie takiej sytuacji w rzeczywistości. Albo inny przykład, który podsunął mi Czarny Kapturek (dziękuję ): jak już wspomniałam, dziewczyna jest świadkiem krwawej jatki w centrum Londynu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że akcja dzieje się o pierwszej w nocy, a ona jest w szpilkach i kusej sukience, w dodatku całkiem sama. Jeszcze żeby była dorosła, ale nie, ona ma tylko siedemnaście lat. I na dodatek jej ojciec pełni bardzo ważną publiczną funkcję. Gdyby, na przykład, była to taka Kasia Tusk, nie uszło by to płazem ani jej, ani premierowi.

Na domiar złego, cała powieść przypominała mi nieco odwrócony Zmierzch. Motywy były w większości bardzo zbliżone i bez żadnego problemu możnaby przyłożyć obie historie do siebie tak, żeby ich krawędzie różniły się tylko nieznacznie. Czasami nie rozumiem wydawców, którzy robią głośny szum wokół książek, które, mówiąc szczerze, nie są zbyt wybitne. Tak było z Dotykiem Julii, jeśli o mnie chodzi, i tak jest i teraz.

Fabuła książki, choć dynamiczna, przez większą część kręci się wokół wątku romantycznego. Owszem, przez to książka jest znacznie ciekawsza, ale gdyby go usunąć, z ponad pięciuset stron zrobiłoby się mniej niż dwieście pięćdziesiąt. Znacznie mniej. Właściwa akcja niestety zaczyna się rozkręcać dopiero dawno po przekroczeniu połowy książki. Jednak nawet wtedy ciężko o oryginalność. Cała ta historia stanowi miks wielu innych, ale niestety, tak nieudolny, że nie da się doszukać tam powiewu świeżości. Niby są nowe motywy i elementy, ale giną one w obliczu tego, co już było.

Ale, żeby nie okazało się, że książka nie ma żadnych dobrych stron, muszę powiedzieć, że jest kilka, które można uznać za jej plusy. Pierwszym z nich jest na pewno to, że mnie wciągnęła. Pożarła i nie mogłam się uwolnić. Czytałam dopóki przed oczami nie pojawił się napis „Podziękowania”. Tak, tu muszę oddać autorce sprawiedliwość, że im dalej od pierwszego rozdziału, tym lepiej wszystko rozgrywała, zapewniając, cóż... niezapomniane, z pewnością, wrażenia. Oczywiście, było to powtórzenie różnych motywów, ale koniec końców czytało mi się to z przyjemnością.

Drugim elementem, który przemawia na korzyść jest zakończenie. Łatwe do przewidzenia, ale jednak trochę nieoczekiwane. Miało w sobie coś, co przykuło moją uwagę i dopiero przy nim zachwiałam się w przekonaniu, że przeznaczę Mroczną Bohaterkę na wymianę. Jednak niestety autorka nie potrafi budować napięcia. Jej zwroty akcji są w, wydawałoby się, zawoalowany sposób zdradzane dużo wcześniej. Nie wiem, może dla niektórych to jest właśnie budowanie napięcia, ale ja znacznie bardziej wolę, kiedy takie zakręty bierze się zupełnie niespodziewanie.

Trzecią i chyba ostatnią mocną stroną tej powieści, jaką udało mi się wymyślić jest to, że nawet kiedy bohaterom zmieniają się uczucia, są one bardzo dobitnie opisane. Tak, do opisów uczuć i... doznań nie mogę się przyczepić. Mimo że nieskładne, chaotyczne i bez związku z sytuacją, mają w sobie coś takiego, przez co niezwykle łatwo jest utożsamić się z główną bohaterką. To zdecydowany plus, przynajmniej w moich oczach.

       Moja ocena: 3/10

Przepraszam, jeżeli kogoś uraziłam słowami wyżej, nie miałam tego w planach. A ocena jest niska, chociaż może Mroczna Bohaterka zasługuje na wyższą. Jednak nie według mnie. Plasuje się ona mniej więcej tam, gdzie wspomniany już wcześniej Dotyk Julii, czyli całkiem na dole długiej listy książek, które znam. Po kolejną część nie sięgnę raczej na pewno, ponieważ obawiam się, że może być znacznie gorsza, o ile to możliwe. Wymagającym fanom wampirów nie polecam, chyba, że lubicie odgrzewane kotlety. Dla mnie ta książka jest jak właśnie taki kotlet...



Zauważyłam przerażającą rzecz: na temat moich ulubionych książek nie umiem pisać tak długo (max 500 słów), a na temat takich... ponad 900 słów :O Nawet nie wiedziałam, że potrafię tyle naskrobać... Czy coś jest ze mną nie tak? :o