Info:
Autor:
Abigail Gibbs
Tytuł:
Mroczna Bohaterka.
Kolacja z wampirem
Tytuł oryginału:
The Dark Heroine: Dinner with a Vampire
Wydawnictwo:
MUZA
Rok wydania:
2013
Ilość stron: 560
Wybrałam
ją ze względu na okładkę, jak zawsze zresztą. Bardzo rzadko
kieruję się opisami, ponieważ nauczyłam się już, że często
zawierają spoilery albo zupełnie zmieniają obraz historii.
Sądziłam też, że skoro powieść nie ma niskiej oceny na różnych
portalach poświęconych książkom, można spróbować. Przecież,
myślałam, całkiem źle na pewno nie będzie, ludzie się znają.
Hmm... Widać, mamy odmienne gusta.
Violet
jest jedynym świadkiem krwawej jatki w centrum Londynu. Niestety,
sprawcy, zanim opuścili teren zbrodni, zauważyli ją i nie
pozwolili odejść od tak. Zabrali ją ze sobą. Dziewczyna nie
podejrzewała nawet, z kim ma do czynienia. Jednak już niedługo
potem okazało się, że oprawcy to potwory. Są niewiarygodnie
piękni, silni, szybcy i chorobliwie bladzi i zimni. Mogli być więc
tylko... wampirami. Wszyscy oni patrzyli na nią jak na ofiarę z
wyjątkiem Fabiana, jednego z uczestników jatki, który ukazał
swoje łagodne oblicze. Jego przeciwieństwem był natomiast Kaspar –
gwałtownik i egoista, któremu w głębi duszy kołacze się pytanie
bez odpowiedzi: „dlaczego jej nie zabiłem”...
Z
opisu przy zdjęciu autorki można się dowiedzieć, że zaczęła
pisać Mroczną Bohaterkę
jak miała piętnaście lat, a dopiero trzy lata później
zdecydowała się ją wydać. I muszę przyznać, że wyraźnie widać
w powieści zmiany w stylu narracji i języku razem z upływającymi
stronami. Na samym początku wszystko jest opisane bardzo chaotycznie
i nieplastycznie. Później też, ale w znacznie mniejszym stopniu.
Tak więc najwięcej uwag mam do pierwszej połowy książki. Autorka
na każdej stronie zaprzecza temu, co przed chwilą napisała. Emocje
bohaterów zmieniają się dosłownie co wypowiedź. Dla przykładu
mogę podać rozmowę Violet z Kasparem, kiedy ta najpierw trzęsie
się ze strachu, a już zdanie później pluje słowami chłopakowi w
twarz, żeby za chwilę odwrócić się na pięcie i zalać się
łzami w drodze do pokoju. Ja przepraszam, ale takie wahania
nastrojów to według mnie miewają tylko kobiety w ciąży. Jednak
nawet im odwaga nie przychodzi ot tak.
Kolejnym
elementem jest olbrzymia nieadekwatność słów, myśli i strojów
do sytuacji. W chwili, kiedy Violet jest zagrożona i jej życie
dosłownie wisi na włosku, ponieważ wściekły do granic możliwości
wampir ciągnie ją do jakiegoś pustego pokoju, ona zachwyca się
wnętrzem. Mimo, że mam naprawdę bujną wyobraźnię, nie potrafię
przedstawić sobie w głowie takiej sytuacji w rzeczywistości. Albo
inny przykład, który podsunął mi Czarny Kapturek (dziękuję ♥
): jak już wspomniałam, dziewczyna jest świadkiem krwawej jatki w
centrum Londynu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że
akcja dzieje się o pierwszej w nocy, a ona jest w szpilkach i kusej
sukience, w dodatku całkiem sama. Jeszcze żeby była dorosła, ale
nie, ona ma tylko siedemnaście lat. I na dodatek jej ojciec pełni
bardzo ważną publiczną funkcję. Gdyby, na przykład, była to
taka Kasia Tusk, nie uszło by to płazem ani jej, ani premierowi.
Na
domiar złego, cała powieść przypominała mi nieco odwrócony
Zmierzch.
Motywy były w większości bardzo zbliżone i bez żadnego problemu
możnaby przyłożyć obie historie do siebie tak, żeby ich
krawędzie różniły się tylko nieznacznie. Czasami nie rozumiem
wydawców, którzy robią głośny szum wokół książek, które,
mówiąc szczerze, nie są zbyt wybitne. Tak było z Dotykiem
Julii,
jeśli o mnie chodzi, i tak jest i teraz.
Fabuła książki, choć dynamiczna, przez większą część kręci
się wokół wątku romantycznego. Owszem, przez to książka jest
znacznie ciekawsza, ale gdyby go usunąć, z ponad pięciuset stron
zrobiłoby się mniej niż dwieście pięćdziesiąt. Znacznie mniej.
Właściwa akcja niestety zaczyna się rozkręcać dopiero dawno po
przekroczeniu połowy książki. Jednak nawet wtedy ciężko o
oryginalność. Cała ta historia stanowi miks wielu innych, ale
niestety, tak nieudolny, że nie da się doszukać tam powiewu
świeżości. Niby są nowe motywy i elementy, ale giną one w
obliczu tego, co już było.
Ale,
żeby nie okazało się, że książka nie ma żadnych dobrych stron,
muszę powiedzieć, że jest kilka, które można uznać za jej
plusy. Pierwszym z nich jest na pewno to, że mnie wciągnęła.
Pożarła i nie mogłam się uwolnić. Czytałam dopóki przed oczami
nie pojawił się napis „Podziękowania”.
Tak, tu muszę oddać autorce sprawiedliwość, że im dalej od
pierwszego rozdziału, tym lepiej wszystko rozgrywała, zapewniając,
cóż... niezapomniane, z pewnością, wrażenia. Oczywiście, było
to powtórzenie różnych motywów, ale koniec końców czytało mi
się to z przyjemnością.
Drugim
elementem, który przemawia na korzyść jest zakończenie. Łatwe do
przewidzenia, ale jednak trochę nieoczekiwane. Miało w sobie coś,
co przykuło moją uwagę i dopiero przy nim zachwiałam się w
przekonaniu, że przeznaczę Mroczną
Bohaterkę
na wymianę. Jednak niestety autorka nie potrafi budować napięcia.
Jej zwroty akcji są w, wydawałoby się, zawoalowany sposób
zdradzane dużo wcześniej. Nie wiem, może dla niektórych to jest
właśnie budowanie napięcia, ale ja znacznie bardziej wolę, kiedy
takie zakręty bierze się zupełnie niespodziewanie.
Trzecią i chyba ostatnią mocną stroną tej powieści, jaką udało
mi się wymyślić jest to, że nawet kiedy bohaterom zmieniają się
uczucia, są one bardzo dobitnie opisane. Tak, do opisów uczuć i...
doznań nie mogę się przyczepić. Mimo że nieskładne, chaotyczne
i bez związku z sytuacją, mają w sobie coś takiego, przez co
niezwykle łatwo jest utożsamić się z główną bohaterką. To
zdecydowany plus, przynajmniej w moich oczach.
Moja
ocena: 3/10
Przepraszam,
jeżeli kogoś uraziłam słowami wyżej, nie miałam tego w planach.
A ocena jest niska, chociaż może Mroczna Bohaterka
zasługuje na wyższą. Jednak nie według mnie. Plasuje się ona
mniej więcej tam, gdzie wspomniany
już wcześniej Dotyk Julii,
czyli całkiem na dole długiej listy książek, które znam. Po
kolejną część nie sięgnę raczej na pewno, ponieważ obawiam
się, że może być znacznie gorsza, o ile to możliwe. Wymagającym
fanom wampirów nie polecam, chyba, że lubicie odgrzewane kotlety.
Dla mnie ta książka jest jak właśnie taki kotlet...
Zauważyłam przerażającą rzecz: na temat moich ulubionych książek
nie umiem pisać tak długo (max 500 słów), a na temat takich...
ponad 900 słów :O Nawet nie wiedziałam, że potrafię tyle
naskrobać... Czy coś jest ze mną nie tak? :o