Info:
Autor: John Green
Tytuł: Gwiazd naszych wina
Tytuł oryginału: The Fault In Our Stars
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 312
Gdyby przed przeczytaniem tej książki ktoś zapytał mnie,
co mi się z nią kojarzy, bez wahania odpowiedziałabym: „Okay!”. Takie zwykłe słówko, o którym przeczytać można chyba w
każdej recenzji Gwiazd naszych wina.
Z pozoru zupełnie bez wartości, a jednak, kiedy dowiedziałam się, o co naprawdę
chodzi z tym „Okay!”, uświadomiłam sobie, jak wielką gra tutaj rolę.
Hazel to siedemnastoletnia dziewczyna, chora na raka
tarczycy z przerzutami do płuc. Dziewczyna nauczyła się już z tym żyć, chociaż
przez niedogodności spowodowane niewydolnością płuc, stała się domatorką. Jej
mama desperacko pragnie, by córka wiodła maksymalnie normalne życie i wysyła ją
na spotkania grupy wsparcia. Sesje oczywiście nie pomagają, ale to tam Hazel
spotyka Augustusa, który walczy z kostniakomięsakiem. Chłopak całkowicie
odmienia jej życie.
Gwiazd naszych wina
to powieść, jakich wiele pod względem tematu. Napisano i wydano mnóstwo książek
o walce z rakiem. Jednym z takich autorów jest chociażby Nicholas Sparks. A
jednak opowieść Johna Greena jest inna. Najważniejszą rolę grają tu pozytywne
uczucia, a cierpienie, choć nieuniknione, uważane jest za coś normalnego, czym
nie należy się zbytnio przejmować. Ktoś mógłby powiedzieć: „No tak, ale na przykład w Jesiennej miłości też mowa jest głównie o miłości”. Prawda, ale tam całkowicie
zdrowy chłopak zakochuje się w chorej dziewczynie i postanawia jej nie opuścić.
A tu sytuacja jest nieco inna. I Hazel, i Augustus chorują, pytanie jest tylko,
kto odejdzie pierwszy. Ich związek nie polega na tym, żeby się sobą nacieszyć,
ale żeby po prostu ze sobą być. Tak zwyczajnie, bez pośpiechu. Są najlepszymi
przyjaciółmi, razem wytykają błędy życiu i światu oraz starają się sobie
nawzajem pomagać, chociaż czasem chcieliby po prostu uciec jak najdalej.
Książka pana Greena ukazuje świat takim, jaki on jest, a
nie jaki być powinien. Bez woalowania, owijania w bawełnę pokazuje głupotę i
egoizm ludzi, którzy często nawet nie zdają sobie sprawy, jacy są w stosunku do
innych.
I w końcu to sławne „Okay”.
Ono dodaje powieści oryginalności i świeżości. Nie jakieś oklepane „zawsze” ani „razem”. Niby tak powszechne, a tak niedoceniane. W zasadzie nic
nieznaczące, a jednak mające głęboki sens.
Wybaczcie ten poetycki nastrój, ale Gwiazd naszych wina jest pełna pytań egzystencjalnych oraz
głębokich przemyśleń na zupełnie błahe tematy. Jak widać trochę z tego przeszło
na mnie.
Moja
ocena: 9/10
Uwielbiam książki, przy których mogę płakać lub bać się.
Wtedy to dowód na to, że autor dobrze opisał uczucia, potrafił je przekazać.
Tak właśnie było z Gwiazd naszych wina.
Płakałam kilka razy, ale zakładam, że nie tylko ja. A czemu nie 10? Mimo swojej
oryginalności, była to jednak kolejna powieść o raku.
Za korektę dziękuję Monice z Na zimowy i letni wieczorek ^^