Info:
Autor: Nancy
Werlin
Tytuł: Niemożliwe
Tytuł oryginału: Impossible
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 360
Długo zastanawiałam się, jak zacząć tę recenzję. Biorąc
pod uwagę wydarzenia w Niemożliwym,
nie może ona być zbyt prosta ani zbyt skomplikowana. Musi być w sam raz. Gdybym
miała opisać tę książkę jedynym słowem, było by to za pewne słowo
"baśń". Bo Niemożliwe to
taka rozbudowana opowieść stworzona na bazie starej ballady, która okazuje się
być prawdą, a jak wiadomo, w takich balladach nie ma zazwyczaj nic miłego.
Główną bohaterką jest Lucy. Jej biologiczna matka
oszalała w chwili jej narodzin, więc dziewczyna wychowana została przez
małżeństwo, które było bliskie Mirandzie zanim ta postradała zmysły. Wszystko
układa się pomyślnie, dopóki dziewczyna nie zostaje zgwałcona. Może oczywiście
liczyć na pomoc najbliższych: rodziców, przyjaciela... Ale kiedy odkrywa
przykrą prawdę o kobietach z jej prawdziwej rodziny, które traciły zmysły po
urodzeniu dziecka, do głosu dochodzi stara ballada o trzech niewykonalnych
zadaniach. Teraz pozostaje tylko kwestia, czy Lucy sobie z nimi poradzi...
Jak już wspomniałam wcześniej, książka przypomina mi
baśnie. Są magiczne istoty, cuda, klątwy, tajemnicza piosenka... Tylko, że jest
o wiele mniej przewidywalna niż baśń. Ma więcej nieprzewidzianych zakrętów,
zwrotów i podskoków. Nie sposób przewidzieć, co stanie się za chwilę. W pewnych
momentach staje się zbyt romantyczna i nierzeczywista, ale to wszystko jakoś
się później wyrównuje. Autorka ma talent do tworzenia prostych, a za razem
skomplikowanych ciągów wydarzeń, które prowadzą z jednej strony do przewidywalnego
końca, ale z drugiej, do sytuacji, na które nikt by nie wpadł.
Najłatwiejszy do przewidzenia jest wątek miłosny, ale one
zazwyczaj nie są jakoś tam specjalnie wymyślne. Jednak bardzo zaskoczyło mnie
wykorzystanie wszystkich elementów, które wystąpiły w powieści. Kiedyś
usłyszałam, jak ktoś powiedział, że jeżeli na początku przedstawienia na
ścianie wisi strzelba, to zanim sztuka się skończy, ktoś z niej strzeli. Tak
było w przypadku Niemożliwego.
Wszystko miało swoje przeznaczenie i cel, wszystko zostało wykorzystane.
Jedyną z rzeczy, które nie przypadły mi do gustu było
imię, jakie zostało wybrane dla córki Lucy. Dawn. Przepraszam, może coś ze mną
nie tak, ale jak można nazwać dziecko imieniem, które brzmi jak niemile
widziana choroba? Ja rozumiem Daisy, od kwiatu, a nawet Drizzle - mżawka (różne
pomysły ludzie mają), ale Dawn?! Ja prawdopodobnie nie była bym zadowolona,
gdybym się tak nazywała. Uważam tylko, że Autorka mogła się nieco bardziej
wysilić przy wymyślaniu, jak nazwać dziewczynkę.
Moja ocena: 8/10
Mimo tej całej baśniowości, powieść wciągnęła mnie i
zostawiła uczcie zawodu, gdy ją skończyłam. Niby nic więcej nie można tam już
dopisać, a nawet jeśli, to było by to strasznie naciągane, ale koniec mnie tak zaskoczył,
że chciałam widzieć, co będzie dalej. Niemniej jednak polecam wszystkim, którzy
lubią mroczne klątwy i magiczne postaci, chociaż akurat tu nikt... No, prawie
nikt, nie umarł.