wtorek, 15 lipca 2014

88. "Płacz wilka" Ewa Formella

Płacz wilka Ewa Formella okładka



Info:
Autor: Ewa Formella
Tytuł: Płacz wilka
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 206
Książka wydana została nakładem własnym autora.

Tytuł skojarzył mi się albo z powieścią kryminalną, albo ze zwyczajną, nieco łzawą obyczajówką. Tym razem jednak postanowiłam nie myśleć zbyt wiele, tylko dać się porwać tej stosunkowo niewielkiej książeczce, nie zastanawiając się nawet, co mogę spotkać w trakcie tej podróży.


Po wielu, wielu latach Hania otrzymuje list. Dostała w spadku połowę dużej posiadłości po ojcu, o którym myślała, że nie żyje od dawna. Dziewczyna postanawia tam pojechać i jednocześnie przygotować się na spotkanie z nigdy niewidzianym przyrodnim bratem, z którym dzieli ziemię oraz dom. Nie jest jednak gotowa na to, że tam, w środku lasu, znajdzie przyjaciół oraz że dokona się tam cud.

Dobra, to rzeczywiście brzmi nieco melodramatycznie. I chyba tak miało brzmieć, gdyż historia pani Formelli jest luźną i niezobowiązującą sielanką. Książeczka na jeden wieczór, bez specjalnych refleksji – tak bym ją opisała jednym zdaniem. Nic specjalnego, nie ma się nad czym rozwodzić, ot, taka zwykła, nieco utopijna powiastka. Jednak jest parę faktów, na które mimo wszystko chciałabym zwrócić uwagę.

Biorąc pod uwagę to, że Płacz wilka nie został wydany przez żadne wydawnictwo, nie pomyślałam o korekcie. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że książka mogłaby nie być zredagowana przez kogoś, kto ma do tego jakieś predyspozycje. A jednak, choć na początku nic na to nie wskazywało, historia pełna jest błędów interpunkcyjnych, kilka razy widziałam podwójne spacje i przecinki na początku linijki oraz bezpośrednio po wielokropku. Przykro się robiło, kiedy czytało się zwroty takie jak: „z dalekiej Indii” czy „na terenie Włoszech”. Albo trzeba być nieco bardziej uważnym, albo w ogóle się za to nie brać – taka moja rada.

Tym, co mnie rozbawiło, był jeden gest, który powtarzał się przynajmniej raz w każdej rozmowie. Chodzi mi tutaj o ten ruch, kiedy ktoś kładzie swoją dłoń na czyjejś w odruchu współczucia, chęci pocieszenia bądź pieszczoty. Byłam skłonna zakładać się sama ze sobą o to, czy dany ruch będzie wykonany, kiedy tylko zaczynała się rozmowa. Nie mam tego za złe autorce, żeby mnie nikt źle nie zrozumiał. Wiem, że pisząc, łatwo można zapomnieć o takich detalach, jednak muszę przyznać, że działało to na mnie i rozweselająco, i denerwująco jednocześnie.

Jak wspomniałam, cała historia jest bezstresową sielanką, chociaż sam pomysł i, co ważniejsze, jego wykonanie zaskakuje konsekwentnością. Autorka ani na chwilę nie schodzi z obranej ścieżki, wplatając jakieś zwroty akcji czy momenty grozy. Wszystko jest jak leniwy strumyk gdzieś w lesie, płynie swoim tempem, nie przyspiesza i nie zwalnia. Nawet końcówka dopełniła całości – swoisty cud, który wydarzył się akurat w wigilię Bożego Narodzenia idealnie podkreślił charakter, jaki pokazywała historia przez te dwieście stron. Choć z drugiej strony całość przypominała nieco baśń, w tej całej swojej nierealności, ale kto by się tym przejmował. Dzisiaj już nie ma baśni dla starszych czytelników.

Nie będę rozwodzić się nad bohaterami. Według mnie kobiety stanowczo za dużo płakały, nie wyłączając głównej bohaterki, na temat której nawet nie mam zdania. Była dla mnie osobą całkowicie nijaką, podobnie jak pozostali. Jedynie Andrzej, ojciec Hani, którego w książce nie ma w postaci materialnej, a jedynie we wspomnieniach, przykuł moją uwagę. Od razu skojarzył mi się z Gatsbym z powieści Fitzgeralda, chociaż nie do końca umiem wyjaśnić, dlaczego. Pomagał wszystkim, zjawiał się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, bardzo dużo podróżował, był bogaty i kobiety leciały do niego jak pszczoły do miodu. A dodatkowo był oficerem, który oswoił sobie wilka. To chyba najlepiej wykreowana postać w całej książce i jako jedyny choć trochę przypadł mi do gustu.

Podsumowując:
Płacz wilka, jak już kilka razy wspomniałam, jest bezstresową sielanką, idealną na letnie deszczowe dni. I chociaż, gdybym miała teraz zdecydować, czy chcę ją przeczytać, czy nie, pewnie bym się na to nie zdobyła ponownie, myślę, że spędziłam przyjemne chwile. Lektura bardzo mnie odprężyła. Czasem, jak widać, potrzeba takich bezmyślnych rozrywek.

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają oraz Autorce.
Polacy nie gęsi i swoich autorów mają logo

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Book Lovers.

______________________________________________
Ostatni rozdział konkurs


Jeżeli jeszcze nie miałaś/eś okazji zapoznać się z możliwością wygrania takich książek jak:
trzy pierwsze części Niezgodnej
EasyLog
oraz niespodzianka,
jak najszybciej klikaj w obrazek obok :)