Info:
Autor:
Ewa Formella
Tytuł:
Płacz wilka
Rok
wydania:
2014
Liczba
stron:
206
Książka wydana została nakładem własnym autora.
Tytuł skojarzył mi się albo z powieścią kryminalną, albo ze
zwyczajną, nieco łzawą obyczajówką. Tym razem jednak
postanowiłam nie myśleć zbyt wiele, tylko dać się porwać tej
stosunkowo niewielkiej książeczce, nie zastanawiając się nawet,
co mogę spotkać w trakcie tej podróży.
Po wielu, wielu latach Hania otrzymuje list. Dostała w spadku połowę
dużej posiadłości po ojcu, o którym myślała, że nie żyje od
dawna. Dziewczyna postanawia tam pojechać i jednocześnie
przygotować się na spotkanie z nigdy niewidzianym przyrodnim
bratem, z którym dzieli ziemię oraz dom. Nie jest jednak gotowa na
to, że tam, w środku lasu, znajdzie przyjaciół oraz że dokona
się tam cud.
Dobra, to rzeczywiście brzmi nieco melodramatycznie. I chyba tak
miało brzmieć, gdyż historia pani Formelli jest luźną i
niezobowiązującą sielanką. Książeczka na jeden wieczór, bez
specjalnych refleksji – tak bym ją opisała jednym zdaniem. Nic
specjalnego, nie ma się nad czym rozwodzić, ot, taka zwykła, nieco
utopijna powiastka. Jednak jest parę faktów, na które mimo
wszystko chciałabym zwrócić uwagę.
Biorąc
pod uwagę to, że Płacz
wilka
nie został wydany przez żadne wydawnictwo, nie pomyślałam o
korekcie. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że książka mogłaby
nie być zredagowana przez kogoś, kto ma do tego jakieś
predyspozycje. A jednak, choć na początku nic na to nie wskazywało,
historia pełna jest błędów interpunkcyjnych, kilka razy widziałam
podwójne spacje i przecinki na początku linijki oraz bezpośrednio
po wielokropku. Przykro się robiło, kiedy czytało się zwroty
takie jak: „z dalekiej Indii” czy „na terenie Włoszech”.
Albo trzeba być nieco bardziej uważnym, albo w ogóle się za to
nie brać – taka moja rada.
Tym, co mnie rozbawiło, był jeden gest, który powtarzał się
przynajmniej raz w każdej rozmowie. Chodzi mi tutaj o ten ruch,
kiedy ktoś kładzie swoją dłoń na czyjejś w odruchu współczucia,
chęci pocieszenia bądź pieszczoty. Byłam skłonna zakładać się
sama ze sobą o to, czy dany ruch będzie wykonany, kiedy tylko
zaczynała się rozmowa. Nie mam tego za złe autorce, żeby mnie
nikt źle nie zrozumiał. Wiem, że pisząc, łatwo można zapomnieć
o takich detalach, jednak muszę przyznać, że działało to na mnie
i rozweselająco, i denerwująco jednocześnie.
Jak wspomniałam, cała historia jest bezstresową sielanką, chociaż
sam pomysł i, co ważniejsze, jego wykonanie zaskakuje
konsekwentnością. Autorka ani na chwilę nie schodzi z obranej
ścieżki, wplatając jakieś zwroty akcji czy momenty grozy.
Wszystko jest jak leniwy strumyk gdzieś w lesie, płynie swoim
tempem, nie przyspiesza i nie zwalnia. Nawet końcówka dopełniła
całości – swoisty cud, który wydarzył się akurat w wigilię
Bożego Narodzenia idealnie podkreślił charakter, jaki pokazywała
historia przez te dwieście stron. Choć z drugiej strony całość
przypominała nieco baśń, w tej całej swojej nierealności, ale
kto by się tym przejmował. Dzisiaj już nie ma baśni dla starszych
czytelników.
Nie będę rozwodzić się nad bohaterami. Według mnie kobiety
stanowczo za dużo płakały, nie wyłączając głównej bohaterki,
na temat której nawet nie mam zdania. Była dla mnie osobą
całkowicie nijaką, podobnie jak pozostali. Jedynie Andrzej, ojciec
Hani, którego w książce nie ma w postaci materialnej, a jedynie we
wspomnieniach, przykuł moją uwagę. Od razu skojarzył mi się z
Gatsbym z powieści Fitzgeralda, chociaż nie do końca umiem
wyjaśnić, dlaczego. Pomagał wszystkim, zjawiał się w odpowiednim
czasie, w odpowiednim miejscu, bardzo dużo podróżował, był
bogaty i kobiety leciały do niego jak pszczoły do miodu. A
dodatkowo był oficerem, który oswoił sobie wilka. To chyba
najlepiej wykreowana postać w całej książce i jako jedyny choć
trochę przypadł mi do gustu.
Podsumowując:
Płacz
wilka,
jak już kilka razy wspomniałam, jest bezstresową sielanką,
idealną na letnie deszczowe dni. I chociaż, gdybym miała teraz
zdecydować, czy chcę ją przeczytać, czy nie, pewnie bym się na
to nie zdobyła ponownie, myślę, że spędziłam przyjemne chwile.
Lektura bardzo mnie odprężyła. Czasem, jak widać, potrzeba takich
bezmyślnych rozrywek.
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję akcji
Polacy nie gęsi i swoich autorów mają oraz Autorce.
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Book Lovers.
______________________________________________
Jeżeli jeszcze nie miałaś/eś okazji zapoznać się z możliwością wygrania takich książek jak:
trzy pierwsze części Niezgodnej
EasyLog
oraz niespodzianka,
jak najszybciej klikaj w obrazek obok :)