sobota, 11 stycznia 2014

51. "Las Zębów i Rąk" Carrie Ryan

Info:
Autor: Carrie Ryan
Tytuł: Las Zębów i Rąk
Tytuł oryginału: The Forest of Hands and Teeth
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 346

Zazwyczaj do mikołajkowych prezentów nie pochodzę jakoś pozytywnie. Szczególnie jeżeli to coś, o czym nie mam w zasadzie żadnej wiedzy. Tym razem było jednak inaczej. Może dlatego, że osoba, od której dostałam Las Zębów i Rąk siedziała obok, a może ze względu na intrygującą okładkę książki. W każdym razie za każdym razem, kiedy wchodziłam do swojego pokoju i patrzyłam na półkę z książkami, nie mogłam się wprost doczekać aż skończy mi się zapas egzemplarzy recenzenckich, żebym mogła się za nią wziąć. W końcu mi się udało.

Pośrodku Lasu Zębów i Rąk znajduje się niewielka, samowystarczalna wioska. Poza lasem nie ma nic. Przynajmniej tak każe się myśleć jej mieszkańcom tego szczelnie otoczonego siatką kawałka ziemi. Dlaczego? Bo tam żyją Nieuświęceni. Są wszędzie, nie znają zmęczenia, zawsze pragną tylko jednego: ludzkiego ciała i krwi. Bo to zombie. Mary wchodzi właśnie w okres, w trakcie którego zawiera się małżeństwo. Siostrzeństwo, władza w wiosce, ramię w ramię ze Strażnikami pilnują, żeby ludziom niczego nie brakowało i by nie zapuszczali się w rejony bezpośrednio sąsiadujące z siatką. Dziewczyna jednak od dzieciństwa karmiona była opowieściami o bezkresnym oceanie i nic nie może zrobić, żeby odrzucić wizję wolności, życia z dala od Nieuświęconych. Do tego dochodzi jeszcze uczucie, które nie ma szansy przetrwania oraz tajemnice, których uwolnienie oznaczałoby koniec wszystkiego.

To, o czym tu napisałam to tylko niewielka część tej liczącej ponad trzysta stron powieści. Na jej kartkach mieści się tyle uczuć i wydarzeń, że nie sposób ich wszystkich wypisać. Jednak podparcie całej historii stanowi ocean. To wokół niego kręci się wszystko, na nim się kończy i zaczyna. Ale myślenie o tej książce jak o lekkiej powieści dla młodzieży jest ogromnym błędem. Dlaczego? Po pierwsze: wszystko komplikują zombie. Chociaż tutaj nazywa się ich Nieuświęconymi. Głód żywego ciała, jaki bezustannie czują, pcha ich na siatkę, a jęki, jakie z siebie wydają stają się nieodłącznym elementem życia mieszkańców wioski. To również z ich winy dochodzi do wstrząsających tragedii, z których ciężko się wielu bohaterom otrząsnąć, czemu nie można się dziwić.

To dlatego wolę książki o zombie, a nie o wampirach czy wilkołakach. Zombie to nie ludzie, to zwierzęta (nie licząc Wiecznie żywego vel Ciepłych ciał). Kierują się instynktem, nie mają uczuć i zrobią wszystko, by dostać się do ludzi. Mogą mieć połamane wszystkie kości, a i tak aż do końca swoich sił będą czołgać się w kierunku życia. Są przerażający, bo ich głód dodaje im niewiarygodnej siły, jest ich ogromna ilość i nawet to, że żyjący szybciej się poruszają nie pozwala utrzymać nad nimi przewagi.

Po drugie: to horror. I wyjątkowo nie uważam tego określenia za zbyt mocne, jeśli chodzi o powieść pani Ryan. Mam dosyć mocne nerwy, chociaż noc napawa mnie zazwyczaj lekkim niepokojem. Te wszystkie nieznane stukoty, cisza... Ale nie mogłam się od niej oderwać, więc pozwoliłam sobie zarwać nockę. Nie dotarłam nawet do setnej strony, a już musiałam zamknąć książkę. Emocje sięgały zenitu, zza każdego rogu mógł wychylić się Nieuświęcony i byłby koniec historii. Dlatego później nie czytałam tego przed spaniem. Każda walka, których jest całkiem sporo, nie wiadomo jak się skończy, aż to nie nastąpi. Ta niepewność jest z jednej strony fascynująca, ale z drugiej frustrująca.

Jeśli chodzi o minusy tej powieści: główna bohaterka z pewnością może być do nich zaliczona. Do plusów też, ale w trochę mniejszej części. Mary jest niezrównoważona psychicznie. Nie, niezrównoważona to zbyt łagodne słowo. Jej emocje zmieniają się jak w kalejdoskopie, tak jakby huśtały się na huśtawce. Raz jest silną kobietą godną naśladowania, za chwilę łzy zalewają jej twarz, a potem gapi się pustym wzrokiem w dal. Nie da się przewidzieć jej reakcji, co jest irytujące. Ale z drugiej strony to fascynujące. Na przykład, kiedy jest burza i jej emocje kotłują się w niej, ona pada na kolana i w strugach deszczu drze się jak opętana. Zakopuje się w grząskiej ziemi i zwija w kokon, zaczynając płakać tylko po to, by za chwilę poderwać się na nogi, chcąc bić się z piorunami. Ten, kto powie, że takie zachowanie nie jest intrygujące i przerażające zarazem, udowodni mi, że muszę udać się do psychiatry.

Sama końcówka wydała mi się taka... bez wyrazu. Wydarzenia urywają się w połowie i tak zupełnie bez sensu. Wiem, trzeba było zrobić „podkład” pod kolejną część, ale wydało mi się to takie... nieprofesjonalnie. To tak, jakby autorka napisała wszystkie trzy części w jednej i po prostu pocięła na kawałki. No, ale przynajmniej mogę się domyślać, od czego zaczną się Śmiercionośne fale.

       Moja ocena: 9/10

Gdyby nie to, że Mary jest taka... psychiczna, byłby maks. Książka dosłownie mnie uwiodła i nie mogę się doczekać aż uzyskam skądś dostęp do kolejnej części. Napisałam nawet już do wydawnictwa z pytaniem o datę wydania trzeciego tomu, który miał być na początku 2012 roku, a nadal go nie ma. Jednym słowem: Las Zębów i Rąk, który w pełni zasługuje na miano horroru, jest niesamowitą, wciągającą i poruszającą książką, którą polecam wszystkim, bez wyjątku!


Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę oraz Book Lovers! :)


Chyba muszę trochę popracować nad zakończeniami moich recenzji. Są takie... bez smaku. Co Wy myślicie? :)