Info:
Autor: Isaac Marion
Tytuł: Ciepłe
ciała
Tytuł oryginalny:
Warm Bodies
Wydawnictwo:
Replika
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 308
Dostałam ją z wymiany i szczerze
powiem, że wiedziałam o niej tylko tyle, że jest o zombie. Jej
oceny wahają się od bardzo dobrych do beznadziejnych, więc
stwierdziłam, że sama się przekonam, z którymi się zgadzam.
R jest jednym z wielu Martwych. Sunie
przez „życie”, zabija, by nie umrzeć… Jego codzienność jest
tak szara jak jego skóra i oczy. Nagle poznaje Julie, jedną z
Żywych. I, co dziwniejsze, nie czuje ochoty, żeby ją zjeść. W
bezbarwnym życiu R zaczynają pokazywać się przebłyski kolorowych
momentów i wszystkie one zawierają Julie. Czy z R jest coś nie
tak? Może nie tylko on zaczyna czuć potrzebę posiadania bijącego
serca i zaróżowionej skóry? W każdym razie przeczuwa, że dojdzie
tam, gdzie nie był jeszcze żaden z zombie.
Znam wiele książek o zombie. W każdej
te stwory są opisane w inny sposób, ale mają jedną cechę
wspólną: są bezmyślnymi i kierującymi się instynktem
zwierzętami. Pan Marion łamie tę niepisaną zasadę. Stwarza
zombie, który nie tylko myśli, ale i czuje. Wie, że to co robi
jest złe i przynosi innym cierpienie. Co więcej, nie potrafi
przegonić myśli, że mógłby się zmienić, gdyby tylko miał
naprawdę silną motywację.
Z początku Ciepłe ciała
kojarzyły mi się trochę z sytuacją, gdy chory umysłowo mężczyzna
zaleca się do zdrowej kobiety, ale szybko przekonałam się, że
tutaj walka nie jest aż tak beznadziejna. Bo chociaż R w mojej
wyobraźni nie różnił się zbyt od serialowych wizerunków zombie
(spleśniała skóra, wyciągnięte przed siebie ręce, zapadnięte
oczy i jęki), Julie traktuje go jak człowieka. Z początku było to
dla mnie zupełnie nie do pomyślenia, ale z czasem się do tego
przyzwyczaiłam.
W Ciepłych ciałach nie jest
wyjaśniona przeszłość zombie, czyli to, jak stały się tym, czym
się stały i jakie są związane z tym ograniczenia. Nie wiadomo
dlaczego R ma tak głębokie myśli, a pozostali cały czas są
bezmyślnymi kierowcami własnych ciał. Również to, co stało się
w końcówce powieści w żaden sposób nie jest wyjaśnione i
czytelnik może się jedynie domyślać, o co w ogóle w tym
chodziło.
Poza tym książka
wydała mi się raczej nudnawa. Najgorsze, że nie potrafię tego
uzasadnić. Po prostu, mimo całkiem w porządku fabuły, sporego
dreszczyku emocji, nie mogę powiedzieć, że czytałam ją z
zapartym tchem. Owszem, z przyjemnością (jeśli pominąć częste
literówki, przez które miałam ochotę rzucić książką), ale bez
specjalnego zapału. Wydała mi się taka… łatwa, melodramatyczna
i bez polotu. Chociaż muszę przyznać, że za oryginalność należą
się Autorowi gromkie brawa (jeśli przymknąć oko na delikatne
podobieństwo do Intruza Stephenie Meyer)
Moja ocena: 6/10
Ciepłe ciała są takim świeżym
powiewem, jeśli chodzi o kwestię zombie. Nie natknęłam się na
powieść, która opisywałaby tak powszechną tematykę w tak
odmienny sposób i polecam ją wszystkim, którzy cenią sobie
oryginalność i romansy między życiem a śmiercią.