Info:
Autor:
Marta Grzebuła
Tytuł:
Przepaść samobójców
Wydawnictwo: e-bookowo.pl
Rok
wydania:
2014
Liczba
stron:
348
Pierwszy
raz w życiu miałam możliwość przeczytania książki przed
korektą. Byłam nastawiona bardzo pozytywnie, chociaż domyślałam
się, że niektóre błędy mogą być tak rażące, że będę miała
ochotę rzucić książką. Nic jednak nie mogło przygotować mnie
na to, co dostałam w Przepaści
samobójców.
Ale, sama chciałam. Ostrzegano mnie przed błędami, więc teraz
mogę mieć pretensje jedynie do siebie.
Akcja powieści dzieje się w znacznej części we wsi, której nazwy
nie podano. Tam, na wzgórzu, stoi dom, o którym wiele osób mówi,
że jest przeklęty. Wszyscy omijają go szerokim łukiem, co nie
jest trudne, biorąc pod uwagę, że znajduje się on na uboczu,
kiedy nagle okazuje się, że kupił go jakiś młody mężczyzna.
Artur od razu po przyjeździe do swojego nowego mieszkania poznaje
Anetę, niesamowitą dziewczynę z sąsiedztwa, która pomaga jemu i
jego przyjaciołom w remoncie. Bohater, który w tej wsi widział
idealne miejsce ucieczki od demonów poprzedniego życia, nie zdaje
sobie sprawy z tego, że tak naprawdę dopiero je obudził. Zazdrość
i ból odrzucenia to najlepsze motory zbrodni zazwyczaj dokonywanych
na najbliższych, nie na samym zainteresowanym.
Przyznam się szczerze, że tę książkę wybrałam w ciemno.
Wiedziałam jedynie, że zalicza się ją do powieści kryminalnych i
to mi wystarczyło. Nawet nie zajrzałam do opisu, jak zwykle
zresztą, ale teraz widzę, że to był błąd. Mógł mnie on choć
trochę zaznajomić ze stylem autorki, który tak daleko odbiegał od
moich gustów, że nie mogłam przez kilkanaście początkowych stron
skupić się na akcji książki. Wydarzenia przeplatane są z bardzo
poetyckimi i plastycznymi porównaniami, a większe wątki zakańczane
są na zasadzie schematu opartego na pytaniu narratora do czytelników
(coś typu: „Lecz czy [bohater] miał rację?”) i odpowiedzi
złożonej z podkreślenia tego, że wszystko ujawni czas. Owszem, na
początku wydało mi się to całkiem pomysłowe, ale kiedy
przeczytałam coś takiego po raz któryś z kolei, walczyłam ze
sobą, żeby czytać dalej.
Bohaterowie w tej powieści nie sprawiają wrażenia zbyt
dopracowanych. To standardowe, szklane postacie, które dzielą się
na dobrych, złych i tych, którzy ze złych stali się dobrymi.
Wszystkie pozytywne osoby odnoszą się do siebie z miłością i
sympatią, nigdy się nie kłócą (oprócz jednego razu, ale wyjątek
stanowi regułę) i ogółem króluje atmosfera zielonej łączki z
kucykami skaczącymi po tęczy. Wszystkich negatywnych bohaterów
traktują z nieskrywaną pogardą, jakby to byli podludzie,
niezasługujący nawet na wybaczenie, a wolny czas spędzają głównie
na jedzeniu, spaniu albo piciu kawy. Ich uczucia są łatwe do
przewidzenia, ale nie ma w nich nic naturalnego ani zaskakującego
(chociaż wiem, że to się w pewien sposób wyklucza).
Może
się nie znam, ale dla mnie w książce określanej jako kryminał
powinny przeważać wątki detektywistyczne i momenty grozy, a nie,
jak w przypadku Przepaści
samobójców,
elementy romantyczne. Tak, ponad połowa stron tej książki
poświęcona jest miłości i przyjaźni. Akcja, która przyprawia o
choć dreszczyk emocji zaczyna się dopiero, gdy minie się już trzy
czwarte powieści. Chociaż, jeżeli chodzi o te wątki miłosne,
trzeba przyznać, że autorka ma talent. To znaczy, owszem, były one
banalne i przewidywalne, ale za to bardzo realne i przyjemnie się je
czytało. Co do momentów grozy... Sam pomysł na historię mrożącą
krew w żyłach był całkiem dobry, ale kiedy ktoś sięga po
powieść kryminalną, oczekuje, że akcja będzie ostro zakręcała,
a przede wszystkim, że wątki romantyczne nie wejdą w paradę
elementom śledztwa. A tak jest niestety w tym przypadku.
Jednak, żeby nie było, że tak historia ma same minusy, muszę
przyznać, że ostatnie kilkadziesiąt stron było godne thrillera.
Tutaj rzeczywiście działo się dużo, nic nie było pewne, a romans
ustąpił miejsca niestałemu kryminałowi. Tylko samiutkie
zakończenie z powrotem przypomniało mi o wcześniejszych
zdarzeniach, które z tym gatunkiem mają stosunkowo niewiele
wspólnego. Jednak szczególnie spodobało mi się umieszczenie
niejednoznacznej sytuacji z końcówki w prologu, a potem rozwinięcie
jej. Tak, to był bardzo dobry pomysł, szkoda, że jeden z niewielu.
Moja
ocena: 3/10
To
pierwsza powieść tej autorki i chyba niestety ostatnia, po jaką
sięgnęłam. Bardzo się zawiodłam, chociaż uważam, że autorka
ma zadatki na dobrą pisarkę. Wystarczy spojrzeć na same pomysły.
Z realizacją jest już znacznie gorzej, ale to przecież nie
wyklucza poprawy. Mimo, że nie polecam Przepaści
samobójców
tym, którzy oczkują trzymającego w napięciu kryminału, nawołuję
do fanów romansów i powieści obyczajowych: to pozycja dla Was. A
autorce jednak radzę trzymać się z daleka od historii grozy.
Za
możliwość zapoznania się z książką, dziękuję organizatorom
akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają” oraz Autorce.
Recenzja
bierze udział w wyzwaniu Book Lovers.