wtorek, 8 kwietnia 2014

67. "Miasto Nieśmiertelnych" Sonia Wiśniewska



Info:
Autor: Sonia Wiśniewska
Tytuł: Miasto Nieśmiertelnych
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 192

Zanim jeszcze otworzyłam tę książkę, przeczytałam recenzje na blogach, które znam i którym ufam. Zazwyczaj tego nie robię, ponieważ przeszkadza mi to w kreowaniu własnej opinii. Nie mam pojęcia, dlaczego tym razem zdecydowałam się kliknąć na tytuły widoczne w blogrollu. Niemniej jednak przestraszyły mnie te opinie. Kiedyś byłam wielką wielbicielką powieści opartych na mitologii, wymyślonych bóstwach, ale teraz takie historie omijam szerokim łukiem. Dlatego, gdy brałam Miasto Nieśmiertelnych do ręki po raz pierwszy, bałam się tak, jakby ze środka miał na mnie wyskoczyć pająk.


Po wielu tysiącach lat w Mieście Nieśmiertelnych, miejscu zamieszkanym wyłącznie przez bogów, da się czuć atmosferę napięcia. Dwadzieścia bóstw, po dziesięć z Kręgu Dobrych i Złych, coraz bardziej przeszkadza sobie nawzajem. Mówi się nawet o przejęciu władzy przez jednego z nich. Tej historii dzieci najbardziej lubią słuchać wieczorami, przed zaśnięciem, gdy ich ojciec opowiada o losach bogów. Ponoć to tylko legenda, ale każda legenda zawiera w sobie ziarenko prawdy.

Jest to jedna z najcieńszych książek, jakie ostatnio przeczytałam, nie znaczy to oczywiście, że najgorsza. Cała powieść stanowi bajkę na dobranoc dla dzieci, którym ojciec opowiada o tytułowym Mieście Nieśmiertelnych. Autorka stworzyła historię w historii, co nie jest częstym dzisiaj zjawiskiem, a, co najlepsze, wszystko w nich tak się ze sobą łączy, że nawet coś takiego, jak kamień ma znaczenie. Postacie, choć jest ich wiele (dokładnie dwadzieścia pięć), mają swoje odrębne charaktery i zachowania, które pozwalają je swobodnie od siebie odróżniać. I mimo, że ich mnogość na początku sprawiała mi całkiem spore problemy, dzięki spisowi na początku książki, mogłam się szybko odnaleźć i brnąć dalej w zawiłe plany i zdrady bohaterów.

Nie ma tu miejsca na nudę. Osobliwości niektórych bogów nadal nie dają mi spokoju i gdybym tylko mogła, zapytałabym o nie autorkę. Zastanawiam się, na przykład, dlaczego Heron, Pan Władzy, został ogłoszony Królem Os? Przecież osy nie mają władzy, nawet w realnym świecie. Ja bym wybrała raczej lwy albo inne potężne stworzenia, a nie tak małe owady... To samo pytanie dotyczy Hedyra, Pana Podziemi, który całuje się po kątach z wężami. Rozumiem, każdy ma swoje dziwactwa, ale nawet nie potrafiłabym sobie tego wyobrazić... Jednak nawet pomijając te niecodzienne zachowania, bohaterowie wzbudzili we mnie sympatię. Nie wszyscy, to oczywiste, ale znaczna ich większość znalazła sobie jakiś miły zakątek wewnątrz mojej głowy i będzie tam siedzieć przez co najmniej kilka miesięcy. Szczególnym zainteresowaniem obdarzyłam Zarzę i Vio (odpowiednio: Pana Wojny i Pana Wiatru), z tym że nie wiem, jak czyta się imię tego pierwszego. Został on ukazany jako dostojny mężczyzna, który kocha wojnę, choć w pewnym sensie również jej nie lubi. Sprawia wrażenie, jakby nie znosił swojego powołania, chociaż według mnie bardzo mu z nim do twarzy. Vio z kolei skradł moje serce jako symbol wolności. Jest Panem Wiatru, niestraszne mu żadne przeszkody. Nie pragnie również bez powodu przelewać krwi, z czym mają problemy niektórzy pozostali bogowie.

Poza tym nie mogę nie wspomnieć o okładce. Jest to projekt samej autorki, której twórczość artystyczną zdążyłam już nieco poznać, dzięki adresowi do jej strony internetowej. Zajmuje się ona między innymi grafiką komputerową, dlatego okładka zupełnie nie odzwierciedla tego, co znajdziemy w środku. I nie mówię tu o treści, bo ta jest zdumiewająco dobra, ale o wyglądzie. Niestety, ten, kto wykonywał korektę i skład tej książki, zadbał o to, by odrzucała ona czytelników. Wykrzyknik, a po nim od razu kropka, brak spacji między kropką a wielką literą, wtrącenia narratora pisane jak wypowiedzi bohaterów oraz to, czego nie potrafię przełknąć, czyli interlinia między akapitami, która jest dwa razy większa od normalnej, stanowią chleb powszedni dla tych, którzy zdecydują się sięgnąć po tę książeczkę. Zastanawiam się, jak kiepsko trzeba widzieć, żeby nie zauważyć takich błędów. Natomiast, jeżeli chodzi o styl, błędy składniowe i inne tego typu, to tylko najbardziej czepliwe osoby znajdą coś, co nie jest zgodne z zasadami języka polskiego. Brawo dla autorki.

       Moja ocena: 8/10

W moim mniemaniu historia mogłaby być nieco dłuższa, ale jestem bardzo zadowolona, że nie stało się to kosztem dynamiki wydarzeń. Wszystko jest na swoim miejscu i gdyby autorka wydłużyła opowiadane wydarzenia, mogłaby popsuć tę oryginalną historię. Polecam wszystkim, którzy nie potrafią wyjaśnić, skąd się bierze deszcz :)


Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Autorce oraz akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Czytam fantastykę.


EDIT: Imię Zarzy czyta się Z-A-R-Z-A, a nie Z-A-RZ-A, zapytałam o to Autorki :)