Info:
Autor:
Sonia Wiśniewska
Tytuł:
Miasto Nieśmiertelnych
Wydawnictwo:
Warszawska Firma Wydawnicza
Rok
wydania:
2012
Liczba
stron:
192
Zanim
jeszcze otworzyłam tę książkę, przeczytałam recenzje na
blogach, które znam i którym ufam. Zazwyczaj tego nie robię,
ponieważ przeszkadza mi to w kreowaniu własnej opinii. Nie mam
pojęcia, dlaczego tym razem zdecydowałam się kliknąć na tytuły
widoczne w blogrollu. Niemniej jednak przestraszyły mnie te opinie.
Kiedyś byłam wielką wielbicielką powieści opartych na mitologii,
wymyślonych bóstwach, ale teraz takie historie omijam szerokim
łukiem. Dlatego, gdy brałam Miasto
Nieśmiertelnych
do ręki po raz pierwszy, bałam się tak, jakby ze środka miał na
mnie wyskoczyć pająk.
Po wielu tysiącach lat w Mieście Nieśmiertelnych, miejscu
zamieszkanym wyłącznie przez bogów, da się czuć atmosferę
napięcia. Dwadzieścia bóstw, po dziesięć z Kręgu Dobrych i
Złych, coraz bardziej przeszkadza sobie nawzajem. Mówi się nawet o
przejęciu władzy przez jednego z nich. Tej historii dzieci
najbardziej lubią słuchać wieczorami, przed zaśnięciem, gdy ich
ojciec opowiada o losach bogów. Ponoć to tylko legenda, ale każda
legenda zawiera w sobie ziarenko prawdy.
Jest to jedna z najcieńszych książek, jakie ostatnio przeczytałam,
nie znaczy to oczywiście, że najgorsza. Cała powieść stanowi
bajkę na dobranoc dla dzieci, którym ojciec opowiada o tytułowym
Mieście Nieśmiertelnych. Autorka stworzyła historię w historii,
co nie jest częstym dzisiaj zjawiskiem, a, co najlepsze, wszystko w
nich tak się ze sobą łączy, że nawet coś takiego, jak kamień
ma znaczenie. Postacie, choć jest ich wiele (dokładnie dwadzieścia
pięć), mają swoje odrębne charaktery i zachowania, które
pozwalają je swobodnie od siebie odróżniać. I mimo, że ich
mnogość na początku sprawiała mi całkiem spore problemy, dzięki
spisowi na początku książki, mogłam się szybko odnaleźć i
brnąć dalej w zawiłe plany i zdrady bohaterów.
Nie ma tu miejsca na nudę. Osobliwości niektórych bogów nadal nie
dają mi spokoju i gdybym tylko mogła, zapytałabym o nie autorkę.
Zastanawiam się, na przykład, dlaczego Heron, Pan Władzy, został
ogłoszony Królem Os? Przecież osy nie mają władzy, nawet w
realnym świecie. Ja bym wybrała raczej lwy albo inne potężne
stworzenia, a nie tak małe owady... To samo pytanie dotyczy Hedyra,
Pana Podziemi, który całuje się po kątach z wężami. Rozumiem,
każdy ma swoje dziwactwa, ale nawet nie potrafiłabym sobie tego
wyobrazić... Jednak nawet pomijając te niecodzienne zachowania,
bohaterowie wzbudzili we mnie sympatię. Nie wszyscy, to oczywiste,
ale znaczna ich większość znalazła sobie jakiś miły zakątek
wewnątrz mojej głowy i będzie tam siedzieć przez co najmniej
kilka miesięcy. Szczególnym zainteresowaniem obdarzyłam Zarzę i
Vio (odpowiednio: Pana Wojny i Pana Wiatru), z tym że nie wiem, jak
czyta się imię tego pierwszego. Został on ukazany jako dostojny
mężczyzna, który kocha wojnę, choć w pewnym sensie również jej
nie lubi. Sprawia wrażenie, jakby nie znosił swojego powołania,
chociaż według mnie bardzo mu z nim do twarzy. Vio z kolei skradł
moje serce jako symbol wolności. Jest Panem Wiatru, niestraszne mu
żadne przeszkody. Nie pragnie również bez powodu przelewać krwi,
z czym mają problemy niektórzy pozostali bogowie.
Poza tym nie mogę nie wspomnieć o okładce. Jest to projekt samej
autorki, której twórczość artystyczną zdążyłam już nieco
poznać, dzięki adresowi do jej strony internetowej. Zajmuje się
ona między innymi grafiką komputerową, dlatego okładka zupełnie
nie odzwierciedla tego, co znajdziemy w środku. I nie mówię tu o
treści, bo ta jest zdumiewająco dobra, ale o wyglądzie. Niestety,
ten, kto wykonywał korektę i skład tej książki, zadbał o to, by
odrzucała ona czytelników. Wykrzyknik, a po nim od razu kropka,
brak spacji między kropką a wielką literą, wtrącenia narratora
pisane jak wypowiedzi bohaterów oraz to, czego nie potrafię
przełknąć, czyli interlinia między akapitami, która jest dwa
razy większa od normalnej, stanowią chleb powszedni dla tych,
którzy zdecydują się sięgnąć po tę książeczkę. Zastanawiam
się, jak kiepsko trzeba widzieć, żeby nie zauważyć takich
błędów. Natomiast, jeżeli chodzi o styl, błędy składniowe i
inne tego typu, to tylko najbardziej czepliwe osoby znajdą coś, co
nie jest zgodne z zasadami języka polskiego. Brawo dla autorki.
Moja
ocena: 8/10
W moim mniemaniu historia mogłaby być nieco dłuższa, ale jestem
bardzo zadowolona, że nie stało się to kosztem dynamiki wydarzeń.
Wszystko jest na swoim miejscu i gdyby autorka wydłużyła
opowiadane wydarzenia, mogłaby popsuć tę oryginalną historię.
Polecam wszystkim, którzy nie potrafią wyjaśnić, skąd się
bierze deszcz :)
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Autorce
oraz akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Czytam fantastykę.
EDIT: Imię Zarzy czyta się Z-A-R-Z-A, a nie Z-A-RZ-A, zapytałam o
to Autorki :)