wtorek, 22 kwietnia 2014

70. "Anielski śpiew" Adrian Turzański



Info:
Autor: Adrian Turzański
Tytuł: Anielski śpiew
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 388
Numer tomu: 1

I znowu koniec świata... Ostatnio czytam wiele książek o tej tematyce i miałam ogromną nadzieję, że tym razem trafię na coś zupełnie nowego, tym bardziej, że autorem jest mężczyzna, co wzięłam za swego rodzaju gwarant dynamicznej akcji (przepraszam wszystkie kobiety, które to czytają, nie dotyczy to wszystkich Waszych powieści). Opis, z którym zapoznałam się przez zamówieniem książki u wydawcy, zasugerował lekką powieść z humorem i realistycznymi scenami. Prawda okazała się jednak... ciut inna.


Bóg wziął sobie wolne i nie wiadomo, jak długo Go nie będzie, a w niebie zaczynają się rodzić co najmniej niepożądane przekonania. Jeden z archaniołów, Gabriel, jest przekonany, że Pan wyznaczył mu zadanie polegające na tym, że ma wywołać apokalipsę i, nie owijając w bawełnę, wybić wszystkich ludzi, demonów, upadłych i nieposłusznych mu aniołów. Dopiero wtedy będzie można zacząć budować nowy świat bez grzechu, drugi Eden. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że najwyższy z archaniołów, Michał, nie będzie podzielał jego ambicji. Rozpoczyna się długotrwała walka między Gabrielem i jego zastępami aniołów, zasilanymi strachem przed samozwańczym zastępcą Boga a Michałem, za którym stoi niewielka garstka buntowników przeciw woli nowego władcy nieba. Ludzie nie mają niemal nic do powiedzenia. Niemal, czyli coś jednak mogą.

Niestety, muszę się poskarżyć na coś bardzo niepokojącego, na co zwróciłam uwagę już przy lekturze Szklanego deszczu, jednak wtedy byłam przekonana, że to jednorazowy przypadek. Mowa tu o korekcie. Specjalnie sprawdziłam, czy wykonywała ją ta sama osoba w obu historiach. Okazało się, że nie, co jest jeszcze większym powodem do zmartwień. Nie uważam, żebym posiadła całą dostępną wiedzę na temat polskiej ortografii, interpunkcji i gramatyki, ale przez ogromną ilość powtórzeń, zniekształconych znanych wyrażeń (jak np. „odpłacić się dobrym za nadobne” zamiast „pięknym” albo „grać ważne skrzypce” zamiast „pierwsze” - specjalnie sprawdziłam w słowniku związków frazeologicznych), przymiotników, które nijak nie pasowały do kontekstu, paradoksów utrudniających zrozumienie tekstu (np. „wyjaśnił krótko, z półgębkiem przekonania”) i wielu, wielu innych elementów, nie raz miałam ochotę rzucić książką o ścianę. Atmosferę podgrzewały także wszechobecne synonimy, które chyba miały zapobiec jeszcze większej ilości powtórzeń, a tylko pogarszały ogólną sytuację („makówka” zamiast „głowa”, „hopsania” zamiast „skakania”, „panowań” zamiast „pan” i hit: „patrzałki” zamiast „oczy”). Dlatego apeluję do korektorów, aby nieco uważniej sprawdzali teksty, bo wiadomo, że debiutanci nie mają wyrobionego stylu i należy zacząć kiedyś nad nim pracować, a do wydawców, by przyjrzeli się swoim korektorom, bo wydaje mi się, że niektórzy z nich zupełnie się do tego nie przykładają.

Problemem nie do przejścia okazał się niecodzienny styl autora. Prowadzi on narrację w trzeciej osobie, ale czasem miałam wrażenie, że on z własnej perspektywy, jako bohater, którego nikt nie widzi, komentuje rozgrywające się wydarzenia. Niemalże jakby komuś relacjonował te sytuacje, wtrącając własne opinie. Było to dziwne i momentami wywoływało u mnie niemałą konsternację. Wisienkę na torcie stanowiły przekleństwa. Nigdy nie spodziewałabym się po aniołach, którzy zazwyczaj toczą ze sobą rozmowy w normalnym, uprzejmym tonie, że raz na sto stron, ni stąd, ni zowąd użyją słowa „skurwiel” jak określenia swojego brata. Uważam, że rzucanie mięsem przez istoty, które zdają sobie sprawę z tego, że są postrzegane jako ideały, jest zdecydowanie nie na miejscu i wygląda to tak, jakby autor na siłę chciał umieścić w swojej książce kilkanaście brzydkich słów.

Sama historia jest raczej bez zarzutu. Widać w niej męską rękę, ponieważ w zasadzie nie ma tu bohaterów płci żeńskiej, a przynajmniej ich funkcje nie są podkreślane. Nie powiem, żeby mi to specjalnie przeszkadzało, ponieważ nie uważam, by brak wątku romantycznego zmniejszał atrakcyjność książki w moich oczach. Ciężko tu wyodrębnić jedną, główną postać, ponieważ bardzo wiele ich przewija się przez kolejne rozdziały. Chociaż na pewno można tu wymienić Gabriela, który bardziej przypomina ogarniętego szaleństwem wampira-psychopatę niż archanioła, Michała posiadającego wszystkie cechy swojego biblijnego pierwowzoru, Beliana, czyli tego, który nie do końca wie, po której stronie mocy stoi i wielu, wielu innych. Ich imiona nic nie powiedzą, a nie ma czasu opisywać wszystkich.

Wyraźnie widać, że jest to dopiero pierwsza część dziejów apokalipsy wywoływanej przez Gabriela, ponieważ wiele wątków jest rozpoczętych i nie skończonych. Niewyjaśnionych zostało bardzo wiele kwestii i nadal do końca nie wiadomo, co stało się z Bogiem. Rozumiem, takich rzeczy nie zdradza się na początku, ale mam wrażenie, że autor nieco za wcześnie skończył całą historię. Mógłby to jeszcze odrobinę dalej pociągnąć, ponieważ sama chciałabym wiedzieć, jak skończą się zaczęte sprawy, a jestem niemal pewna, że nie zdecyduję się sięgnąć po drugi tom.

       Moja ocena: 6/10

Nie porwała mnie, a szkoda, bo oczekiwałam ciekawej lektury. Sam pomysł jest w porządku i uważam, że wiele osób znajdzie w książce Adriana Turzańskiego coś dla siebie. Mnie się jednak mało elementów spodobało i stąd wzięła się ta stosunkowo niska ocena. Już wiem, że książki o aniołach powinnam omijać z daleka, ale emocje w Anielskim śpiewie są, więc myślę, że warto spróbować z tym debiutem.

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Novae Res.


Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę oraz Czytam opasłe tomiska.