piątek, 4 lipca 2014

85. "Troje" Sarah Lotz

Troje Sarah Lotz okładka


Info:
Autor: Sarah Lotz
Tytuł:
Troje
Tytuł oryginału: The Three
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 480

Czarna okładka, czarne strony, niewiele tekstu na okładce, grafika bardzo tajemnicza... Czego trzeba więcej, żeby zdobyć zainteresowanie czytelników? Podpowiedź: dobrego wnętrza. Sarah Lotz stworzyła coś, co dla niezorientowanych będzie dokumentem, a dla innych – kryminałem lub thrillerem. Mowa oczywiście o książce Troje.

W ciągu jednego dnia, mniej więcej w tym samym momencie, na czterech kontynentach rozbijają się cztery samoloty pasażerskie. Według ekspertów nikt nie mógł przeżyć. Jednak, jak się okazuje, nawet znawcy mogą się mylić. Niemal bez szwanku z tych czterech katastrof wychodzi trzy osoby. Tych troje ocalonych dzieci, Jess, Bobby oraz Hiro, zmieni cały świat.

Żadna książka dotychczas nie wprowadziła tak ogromnego zamętu w mojej głowie. Miałam wielką zagwozdkę, czy te katastrofy zdarzyły się naprawdę, tym bardziej, że nie potrafiłam sobie przypomnieć, żebym cokolwiek o tym słyszała. A że akurat w tym czasie byłam całkowicie odcięta od internetu, nie miałam możliwości sprawdzenia tego. Moje zagubienie pogłębiał fakt, że wewnątrz książki pani Lotz znalazł się reportaż niejakiej Elspeth Martins. Razem z Mai zastanawiałyśmy się, czy to możliwe, by ktoś wykorzystał czyjąś pracę. Stwierdziłyśmy jednak, że nie mógłby tego opublikować i osiągnąć tak olbrzymiej popularności.

Czytając Troje nawet wtedy, kiedy już wiedziałam, że jest to w całości wynik bujnej wyobraźni pani Lotz, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to wszystko rzeczywiście się wydarzyło. Zamieszczone w książce wywiady, artykuły i rozmowy wyglądały tak realistycznie, że naprawdę ciężko mi było ciągle pamiętać o tym, że zostały wymyślone. Ponadto język, jakim napisana jest książka w niczym nie przypomina bełkotu, który czasem można znaleźć w różnych reportażach i dokumentach. Jest bardzo prosty, współczesny i bez upiększeń. Autorka sprawia wrażenie pełnego obiektywizmu, nie ocenia opisując i miałam wrażenie, jakby całkowicie izolowała się od tego, o czym pisze.

Ogromnym plusem (wiem, za często używam słów „ogromny” i „całkowity”) jest też dla mnie to, że kolejne raporty, listy, zeznania i wywiady są uporządkowane tak, że odsłaniają czytelnikowi najpierw niewielki kawałeczek całej sprawy, najczęściej końcowy, przez co niemal eksplodowałam, chcąc wiedzieć, dlaczego tak się stało. Nie miałam ani chwili wytchnienia, ciągle działo się coś, co mną wstrząsało do głębi. Jednak, jeżeli ktoś oczekuje, że będzie mógł popłakać czytając Troje, bardzo się rozczaruje. Przez mało emocjonalną formę przekazu niemal nie da się utożsamić z jakimś bohaterem, a, co za tym idzie, jego śmierć nie robi zbyt dużego wrażenia. Często jest szokująca, ale na pewno nie wzruszająca.

Po zakończeniu tej pozycji czułam, że gdzieś wewnątrz mnie zasiane zostało takie malutkie ziarenko niepewności. Wszystko opisane wydawało się aż nazbyt realne i spowodowało, że zaczęłam się bardziej zastanawiać nad tym, co dzieje się wokół mnie, zwracać uwagę na małe szczegóły. Mam teraz jakby szerzej otwarte oczy, a wszystko przez książkę pani Lotz. Dlatego uważajcie, bo Wam też może się coś takiego przytrafić.

Nie mogę nie wspomnieć o nietypowym wydaniu Trojga. Jeszcze, o ile czarna, mało szczegółowa okładka nie jest niczym niezwykłym, o tyle czarne strony są rzadko spotykanym elementem. Muszę pogratulować temu, kto wpadł na pomysł, by wydać książkę pani Lotz w ten sposób oraz temu, kto zdecydował się nie zmieniać szaty graficznej w polskim wydaniu Trojga. To zdecydowanie wpłynęło na rozgłos, jaki zyskała ta historia i stanowi bardzo ciekawy element marketingu. Tajemniczość widocznie zaczyna być ceniona.

Podsumowując:
Książka pani Lotz zasiała we mnie ziarnko niepewności oraz pokazała, co to znaczy „tajemnicza historia z dreszczykiem”. Dreszczyk w Trojgu jest tak ogromny, że już czuję zakwasy we wszystkich mięśniach na plecach. Miło by było jednak, gdyby Wydawnictwo na końcu zamieściło notkę, że jest to zmyślona historia, by uniknąć niedomówień, ale wydaje mi się, że jestem jedną z niewielu osób, która dała się nabrać na to, że nie jest to fikcja. Pomysł bardzo dobry, wykonanie o dziwo też – nie mam się do czego przyczepić.

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Akurat.

Wydawnictwo Akurat logo


Recenzja bierze udział w wyzwaniach Czytam opasłe tomiska oraz Czytam fantastykę.


______________________________________________
Ostatni rozdział konkurs


Jeżeli jeszcze nie miałaś/eś okazji zapoznać się z możliwością wygrania takich książek jak:
trzy pierwsze części Niezgodnej
EasyLog
oraz niespodzianka,
jak najszybciej klikaj w obrazek obok :)