Info:
Autor:
James Dashner
Tytuł:
Więzień labiryntu
Tytuł
oryginału:
The Maze Runner
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Rok
wydania:
2011
Liczba
stron:
424
Numer
tomu:
1
Porównywana
do trylogii Igrzyska
śmierci
oraz serii Gone
i okrzyknięta bestsellerem... Czy słusznie? Czy naprawdę trylogia
Więzień
labiryntu
autorstwa Jamesa Dashnera, pisarza z wieloma seriami dla młodszych
czytelników na koncie, zasługuje na miano porównywalnej do
trylogii pani Collins? Przecież nie raz zdarzyło się tak, że
dystopia dystopii nierówna...
Do Strefy, jak co miesiąc, trafia kolejny świeżuch. Tym razem jest
to Thomas. Chłopak nic nie pamięta z czasu przed trafieniem tam,
nie zna także zasad panujących na tym skrawku ziemi. Wokół
roztacza się ogromny Labirynt. Nikt jeszcze nie znalazł wyjścia,
jedynie śmierć, ale nie zraża to kolejnych wypraw w poszukiwaniu
drzwi z tabliczką EXIT. Jednak wkrótce, kiedy podstawowy porządek
życia w Strefie ulegnie zaburzeniu, wszystko zacznie się
nieubłaganie zbliżać do rozwiązania. Jedynie Thomas i tajemnicza
dziewczyna, zwiastun Końca, mogą coś z tym zrobić.
Niestety, do tej książki robiłam aż cztery podejścia, za każdym
razem (oprócz ostatniego) brnęłam najdalej do pięćdziesiątej
strony. Pierwszym, co mnie uderzyło, był styl narracji. W trakcie
czytania miałam wrażenie, jakby ktoś traktował mnie jak idiotkę,
opisując nawet najbardziej oczywiste reakcje, westchnięcia i
wypowiedzi, chociaż, kiedy przeczytałam moim siostrom na głos
jeden z bardziej irytujących fragmentów, stwierdziły, że nie
widzą w tym nic dziwnego... Ja jednak swoje wiem i było mi naprawdę
ciężko było dotrwać do samego końca.
Oliwy do ognia niestrudzenie dolewał sam główny bohater. Jeszcze
chyba nigdy, w całej swojej czytelniczej karierze, nie spotkałam
tak denerwującego bohatera (płci męskiej, oczywiście)! Jego
charakter, usposobienie, schematy myślowe i zachowanie doprowadzało
mnie dosłownie do białej gorączki i z całych sił skupiałam się
na pozostałych postaciach. Wydawały mi się one o wiele bardziej
rzeczywiste, racjonalne i... po prostu normalne. Czego ze swojej
strony nie mogę powiedzieć o Thomasie. W jego myślach jest całe
mnóstwo niedopowiedzeń, zawsze ma pierdylion pytań na każdy
możliwy temat, nawet jeśli wszystko zostało mu bardzo jasno
przekazane. Na dodatek uważał się za bardziej inteligentnego od
pozostałych bohaterów i był przekonany, że należy mu się to,
czego on sobie zażyczy. Nieważne, że inni na to samo musieli
czekać miesiącami, on jest geniuszem!
Ogromnym problemem jest niestety to, że Thomas, jako główny
bohater, występował na każdej stronie, co bardzo źle wpłynęło
na moje samopoczucie podczas czytania. Gdybym mogła, dałabym mu w
twarz i nie odpowiadała na żadne z jego miliarda pytań. Niech się
męczy, a co! Jednak moją uwagę zwróciły też opisy walk, których
w powieści jest stosunkowo dużo. W końcu musiało być jakieś
zagrożenie, coś, z czym można by walczyć. W tym przypadku byli to
Bóldożercy. Pół maszyny, pół wielkie stonogi (a przynajmniej
tak to sobie wyobraziłam) z jadowitymi kolcami. Wszelkiego rodzaju
potyczki, walki i ucieczki były opisane... jakby ktoś zrobił
pizzę, ale zapomniał nałożyć sera. Mniej więcej takie miałam
wrażenie, ponieważ przedstawienie tych emocjonujących, bądź co
bądź, momentów można uznać za wykonane, jednak bez specjalnej
uwagi.
Zwroty akcji i wszelkiego rodzaju zakręty fabuły zostały za to
genialnie podkreślone. Każdy taki kwiatek znajdował się na koniec
rozdziału, więc tutaj reguła „tylko dokończę rozdział”
absolutnie się nie sprawdzała. No, chyba że ktoś lubi psychiczny
dyskomfort i zaprzątanie myśli wizualizacjami możliwych torów
fabuły, wtedy proszę bardzo, niech kończy na słowach (to
przykład, nie cytat) „i w tym momencie kolce Bóldożerców
wystrzeliły w powietrze”, nie mam nic przeciwko.
Sam pomysł na historię pozytywnie mnie zaskoczył. Pan Dashner
przygotował dla Thomasa i innych prawdziwą kolejkę górską.
Musieli zmierzyć się z naprawdę trudnymi sytuacjami, podczas gdy
większość z czytelników pewnie zwyczajnie by się schowała i nie
wychodziła spod łóżka. Jednak niestety, przez niski komfort
czytania, znacznie zmalało dobre wrażenie, jakie powieść mogłaby
na mnie wywrzeć. Chociaż, jeżeli ktoś nie zwraca zbytnio uwagi na
narrację i nie ma potrzeby utożsamiania się z bohaterem, myślę,
że może spróbować swoich sił.
Podsumowując:
Moim
zdaniem porównanie tej trylogii (choć znam na razie tylko pierwszą
część) do Igrzysk
śmierci
jest jakąś horrendalną pomyłką. Pani Collins o wiele lepiej
wykorzystała potencjał kryjący się w historii. I chociaż pomysł
pana Dashnera nie był zły, a nawet wręcz przeciwnie, mógłby
powalić na kolana, nie mogę niestety ustawić tej książki na tej
samej półce, co trylogia pani Collins.
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję
Wydawnictwu Papierowy Księżyc.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę, Urban fantasy, Book Lovers oraz Czytam opasłe tomiska.
______________________________________________
Jeżeli jeszcze nie miałaś/eś okazji zapoznać się z możliwością wygrania takich książek jak:
trzy pierwsze części Niezgodnej
EasyLog
oraz niespodzianka,
jak najszybciej klikaj w obrazek obok :)