sobota, 26 lipca 2014

92. "Więzień labiryntu" James Dashner

Więzień labiryntu James Dashner okładka


Info:
Autor: James Dashner
Tytuł: Więzień labiryntu
Tytuł oryginału: The Maze Runner
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 424
Numer tomu: 1

Porównywana do trylogii Igrzyska śmierci oraz serii Gone i okrzyknięta bestsellerem... Czy słusznie? Czy naprawdę trylogia Więzień labiryntu autorstwa Jamesa Dashnera, pisarza z wieloma seriami dla młodszych czytelników na koncie, zasługuje na miano porównywalnej do trylogii pani Collins? Przecież nie raz zdarzyło się tak, że dystopia dystopii nierówna...


Do Strefy, jak co miesiąc, trafia kolejny świeżuch. Tym razem jest to Thomas. Chłopak nic nie pamięta z czasu przed trafieniem tam, nie zna także zasad panujących na tym skrawku ziemi. Wokół roztacza się ogromny Labirynt. Nikt jeszcze nie znalazł wyjścia, jedynie śmierć, ale nie zraża to kolejnych wypraw w poszukiwaniu drzwi z tabliczką EXIT. Jednak wkrótce, kiedy podstawowy porządek życia w Strefie ulegnie zaburzeniu, wszystko zacznie się nieubłaganie zbliżać do rozwiązania. Jedynie Thomas i tajemnicza dziewczyna, zwiastun Końca, mogą coś z tym zrobić.

Niestety, do tej książki robiłam aż cztery podejścia, za każdym razem (oprócz ostatniego) brnęłam najdalej do pięćdziesiątej strony. Pierwszym, co mnie uderzyło, był styl narracji. W trakcie czytania miałam wrażenie, jakby ktoś traktował mnie jak idiotkę, opisując nawet najbardziej oczywiste reakcje, westchnięcia i wypowiedzi, chociaż, kiedy przeczytałam moim siostrom na głos jeden z bardziej irytujących fragmentów, stwierdziły, że nie widzą w tym nic dziwnego... Ja jednak swoje wiem i było mi naprawdę ciężko było dotrwać do samego końca.

Oliwy do ognia niestrudzenie dolewał sam główny bohater. Jeszcze chyba nigdy, w całej swojej czytelniczej karierze, nie spotkałam tak denerwującego bohatera (płci męskiej, oczywiście)! Jego charakter, usposobienie, schematy myślowe i zachowanie doprowadzało mnie dosłownie do białej gorączki i z całych sił skupiałam się na pozostałych postaciach. Wydawały mi się one o wiele bardziej rzeczywiste, racjonalne i... po prostu normalne. Czego ze swojej strony nie mogę powiedzieć o Thomasie. W jego myślach jest całe mnóstwo niedopowiedzeń, zawsze ma pierdylion pytań na każdy możliwy temat, nawet jeśli wszystko zostało mu bardzo jasno przekazane. Na dodatek uważał się za bardziej inteligentnego od pozostałych bohaterów i był przekonany, że należy mu się to, czego on sobie zażyczy. Nieważne, że inni na to samo musieli czekać miesiącami, on jest geniuszem!

Ogromnym problemem jest niestety to, że Thomas, jako główny bohater, występował na każdej stronie, co bardzo źle wpłynęło na moje samopoczucie podczas czytania. Gdybym mogła, dałabym mu w twarz i nie odpowiadała na żadne z jego miliarda pytań. Niech się męczy, a co! Jednak moją uwagę zwróciły też opisy walk, których w powieści jest stosunkowo dużo. W końcu musiało być jakieś zagrożenie, coś, z czym można by walczyć. W tym przypadku byli to Bóldożercy. Pół maszyny, pół wielkie stonogi (a przynajmniej tak to sobie wyobraziłam) z jadowitymi kolcami. Wszelkiego rodzaju potyczki, walki i ucieczki były opisane... jakby ktoś zrobił pizzę, ale zapomniał nałożyć sera. Mniej więcej takie miałam wrażenie, ponieważ przedstawienie tych emocjonujących, bądź co bądź, momentów można uznać za wykonane, jednak bez specjalnej uwagi.

Zwroty akcji i wszelkiego rodzaju zakręty fabuły zostały za to genialnie podkreślone. Każdy taki kwiatek znajdował się na koniec rozdziału, więc tutaj reguła „tylko dokończę rozdział” absolutnie się nie sprawdzała. No, chyba że ktoś lubi psychiczny dyskomfort i zaprzątanie myśli wizualizacjami możliwych torów fabuły, wtedy proszę bardzo, niech kończy na słowach (to przykład, nie cytat) „i w tym momencie kolce Bóldożerców wystrzeliły w powietrze”, nie mam nic przeciwko.

Sam pomysł na historię pozytywnie mnie zaskoczył. Pan Dashner przygotował dla Thomasa i innych prawdziwą kolejkę górską. Musieli zmierzyć się z naprawdę trudnymi sytuacjami, podczas gdy większość z czytelników pewnie zwyczajnie by się schowała i nie wychodziła spod łóżka. Jednak niestety, przez niski komfort czytania, znacznie zmalało dobre wrażenie, jakie powieść mogłaby na mnie wywrzeć. Chociaż, jeżeli ktoś nie zwraca zbytnio uwagi na narrację i nie ma potrzeby utożsamiania się z bohaterem, myślę, że może spróbować swoich sił.

Podsumowując:
Moim zdaniem porównanie tej trylogii (choć znam na razie tylko pierwszą część) do Igrzysk śmierci jest jakąś horrendalną pomyłką. Pani Collins o wiele lepiej wykorzystała potencjał kryjący się w historii. I chociaż pomysł pana Dashnera nie był zły, a nawet wręcz przeciwnie, mógłby powalić na kolana, nie mogę niestety ustawić tej książki na tej samej półce, co trylogia pani Collins.

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc.
Papierowy Księżyc logo

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykęUrban fantasyBook Lovers oraz Czytam opasłe tomiska.

______________________________________________
Ostatni rozdział konkurs


Jeżeli jeszcze nie miałaś/eś okazji zapoznać się z możliwością wygrania takich książek jak:
trzy pierwsze części Niezgodnej
EasyLog
oraz niespodzianka,
jak najszybciej klikaj w obrazek obok :)